W niedzielne popołudnie poskowa JazzCafe wypełniła się dziećmi w wieku od 5 do 13 lat. Przyszli licznie, bo 17 uczniów z polskich szkół sobotnich (z SPK im. Lotników Polskich przy ambasadzie RP, ze szkoły im. T. Kościuszki na Ealingu oraz ze szkoły im. Marii Konopnickiej na Willesden Green) wraz ze swoimi rodzicami, rodzeństwem i przyjaciółmi.
Powód był nie byle jaki – cała siedemnastka to dzisiaj mali a być może kiedyś, przyszli wielcy muzycy, którzy w niedzielę 24 czerwca dali wspaniały koncert na skrzypce i fortepian.
Wśród nich, najmłodszy 5-letni skrzypek, najmłodszy uczeń Elżbiety Sygut – Skadłubowicz, organizatorki i pomysłodawczyni koncertu. To dzięki niej tego dnia mogliśmy radować się wspólnie z wykonawcami i razem z nimi wczuwać się w piękno muzyki, której byli odtwórcami.
– To nie był pomysł, tylko obowiązek. Dzieci lubią kiedy określi im się cel, do którego mogą dążyć. Jeśli uczą się grać na instrumencie, muszą mieć szansę pokazania i zaprezentowania tego, czego już się nauczyły. Jeżeli uczęszczają do szkół – mają tam różnego rodzaju występy; kiedy przystępują do egzaminu, również z instrumentu – realizują swój cel i podobnie jest z przygotowaniem do koncertu, bo to wymaga wielu ćwiczeń. Tylko wtedy motywują się do pracy, nie nudzą i nie rezygnują z dalszej nauki, która jest ciężką i trudną pracą, chociaż jest także bardzo przyjemna. Wszystko jednak zależy od indywidualnych predyspozycji i chęci ucznia – mówiła Elżbieta Sygut – Skadłubowicz, nauczycielka gry na pianinie i skrzypcach, a także nauczycielka w polskiej szkole im. Tadeusza Kościuszki na Ealingu.
„Koncert nieziemsko utalentowanych…
…dzieci miłych, grzecznych, mądrych, pracowitych i bardzo pilnych” – zgodnie z zapowiedzią już od pierwszych utworów, w ani jednej chwili wykonawcy nie zawiedli publiczności. Młode, niedojrzałe jeszcze talenty oczarowały nie tylko pięknem muzyki, jaką grały, ale również swoją postawą i prezentacją, umiejętnością panowania nad tremą i odnalezienia się, w przypadku większości z nich, po raz pierwszy, na prawdziwej scenie. A kiedy zdarzyło im się pomylić nutki, niemalże natychmiast odnajdowały właściwy dźwięk, bo przecież początki często plączą się z pomyłkami. Najważniejsze jednak, aby nie poddać się tremie i dobrze bawić. Trudno zresztą się dziwić, skoro stres dopadł także rodziców i nauczycielkę dzieci. Ela Sygut – Skadłubowicz razem ze swoimi uczniami przeżywała to wyjątkowe wydarzenie i nad każdym dzieckiem, z osobna w porze jego występu czuwała, pomagała, dawała wskazówki i podtrzymywała na przysłowiowym „duchu”, aby zagrało jak najpiękniej potrafi.
– Najbardziej stresują się nasi rodzice, ale my też się trochę obawiamy, bo to będzie koncert przed prawdziwą publicznością. Znamy wszystkie utwory na pamięć, ale i tak będziemy spoglądać na nuty. Wszystko po to, aby się nie pomylić. Jeśli jednak tak się stanie, to nic…, będziemy grać dalej – swoimi emocjami dzielili się chłopcy przed koncertem.
– Moja babcia dzisiaj rano dała mi radę na stres. Dzisiaj są jej imieniny więc poprosiła mnie, abym wyobraziła sobie, że ten koncert jest tylko dla niej i mojej rodziny, i że nie ma nikogo innego wśród publiczności. Wtedy będę mogła pokonać tremę – powiedziała 9-letnia Martyna.
Niektóre dzieci dopiero kilka miesięcy temu rozpoczęły swoją przygodę z muzyką, ale zafascynowała ich na tyle, że zdołały przygotować się do pierwszego w życiu koncertu. Inne grają nieco dłużej, około dwóch lat i osiągnęły pozytywne noty na egzaminach do drugiego stopnia. To mały etap, który trzeba pokonać na drodze do pierwszego szczytu, jakim jest poziom ósmy. Każde z nich ma szansę dotrzeć do niego w swoim indywidualnym czasie, bo tutaj nic nie robi się na wyścigi, jedynie umiejętności mają znaczenie. Połączone z systematyczną pracą i talentem, którego z pewnością żadnemu z tych dzieci nie brakuje, zaowocują dużym sukcesem. Jego namiastką był niedzielny występ, w ramach którego dzieci grały po 2-3 melodie znane z egzaminów oraz ze zbiorów utworów angielskich, francuskich i polskich. Ci, którzy mają dłuższy staż grania sięgnęli po bardziej ambitny repertuar, np. Mozarta, Haydna, Bethovena czy Haendla.
Niektórzy pianiści opanowali także naukę gry na skrzypcach i zadziwili publiczność umiejętnością gry w duecie. Prawdziwą niespodzianką okazało się trio skrzypcowe, w którym swoje uczennice wspierała ich nauczycielka. I chociaż każdy z indywidualnych występów dzieci oraz tych granych w parach, często ze swoim utalentowanym rodzeństwem był wyjątkowy, wzruszający i godny podziwu, to zaskoczeniem okazał się kwintet smyczkowy w połączeniu z gitarą i brzmieniem fortepianu. To prawdziwa uczta dla melomanów.
Tuż po niej i podziękowaniach, rozległa się burza braw. Przede wszystkim dla dzieci, o co prosiła Ela Sygut – Skadłubowicz. Dzieci obsypały ją żółtymi różyczkami, a ona nie zapomniała o pamiątkowym dyplomie dla każdego z uczniów. Były także słodkości…, w końcu po takim wysiłku należało osłodzić sobie już „wolny” czas i zebrać siły przed kolejną lekcją. Zaczynają się jak zwykle od poniedziałku, ale każdy mały muzyk ma swój dzień tygodnia.
– Dzisiaj wystąpiły tutaj moje dwie córki. Myślę, że dzięki ich pracy a także pracy ich nauczycielki oraz jej wierze w sukces każdego dziecka, ten koncert oczarował niejednego gościa w Jazz Cafe. Wychodzimy stąd prze-szczęśliwi – mówił tato dwóch dziewczynek.
–
– Takie spotkania ponownie uświadamiają jak wato inwestować w swoje dzieci i pozwolić im na obudzenie, drzemiących w nich, niecodziennych predyspozycji. Te dzieci to prawdziwy skarb. Cieszę się, że mogłem dzisiaj w tym uczestniczyć. Cóż, małe jest piękne. Również muzyka grana przez dziecko, które odkrywa instrument i widać, że to sprawia mu wielką przyjemność– mówił Krzysztof Sędzikowski, zaproszony na koncert przez zaprzyjaźnioną rodzinę.
Tekst i fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska