Wszystko to było bardzo ładne, śmieszne i wzruszające. Kosztowało dużo pracy i stało się powodem lekkiej frustracji żon, mężów i narzeczonych aktorów, którzy całe wieczory znowu spędzali na próbach. W „Perłach PRL-u” Heleny Kaut-Howson i zespołu Sceny Poetyckiej mieliśmy zobaczyć, jak to w kabarecie – odbicie narodowych przywar, dziejów, zbiorowych rozterek i pewnych typów Polaka, a nawet człowieka. Zobaczyliśmy wiele, może za wiele, jak na jeden raz. Spektakl, urządzony na podobieństwo Kabaretu Olgi Lipińskiej, aż huczał wielością aluzji i odniesień. Każdy z autorów, którego aktorzy wzięli na warsztat, zasłużył sobie na spotkanie i poznanie oddzielne, na własną, odrębną stylistykę. „Perły PRL-u” to portret zbiorowy, dobry dla malarstwa – Malczewski, Duda-Gracz – gdyż mamy możliwość kontemplacji. Dobry dla literatury, przykładem choćby „Marsz Polonia” Jerzego Pilcha, gdy nad każdym epizodem można się pochylić. Trudniej o to w sztuce żywej, jaką jest teatr. Gdy w jednej wypowiedzi miesza on autorów tej miary, co Kaczmarski, Przybora, Młynarski i Osiecka, musi ulec trywializacji. Inna rzecz, że tekst i oryginalna melodia, o ile dobrze kojarzone są przez słuchaczy, zawsze sprawią im przyjemność. „Lubię tylko te piosenki, które znam” – powiedział w latach 70. inżynier Mamoń, niewątpliwa perła PRL-u, kwitując stan umysłu wielu z nas.
Oto fabuła wieczoru: grupa artystów przenosi się w czasie do Warszawy lat 50. Wędrują wzdłuż i wszerz epoki, dobijając początków jej transformacji w latach 90., odbitej w piosence Kazika Staszewskiego „Jeszcze Polska”, która znacząco przyłożyła się do stworzenia jego legendy, odrębnej od ojca, Stanisława. Legendy rozbłysłej obrazoburczą, politycznie niepoprawną poetyką w tym momencie, gdy przycichł już temperament Młynarskiego; gdy gorzkniał straszliwym rozczarowaniem Pietrzak; gdy milczała już Osiecka i nie było już Przybory. Gdy „Polskie ZOO” i Olga Lipińska lansowali jedynie słuszną rację układu z pieczątką Okrągłego Stołu. Gdy koncertował Kaczmarski, dając do myślenia tym, którzy zachłysnęli się wiarą w przełom. Kazik Staszewski był jednym z pierwszych, który zmiażdżył mit Wałęsy.
Nowa postać Sceny Poetyckiej – Paweł Zdun, absolwent wrocławskiej PWST, już z pewnym dorobkiem – stworzył znakomitą postać robotnika, który splata w całość piosenki i słowo mówione. Młody, silny, zdrowy. Zdecydowany. Bez życiowego rozmamłania i konieczności mimikry, w odróżnieniu od artystów, przybyłych w strachu do kraju przedziwnej siermięgi stworzonej na zgliszczach kultury. Robotnik naucza inteligentów, wypuszcza na wolność, po czym karci, kiedy rozpasani, zaczynają zbyt swobodnie sobie poczynać. Cwaniak z barykad fabrycznej hali, typek sytuujący się pomiędzy dudkowym „Ucz się Jasiu” i Edkiem z „Tanga”. Symboliczny ojciec i dziadek wielu tych, którzy zjechali się do Anglii po 2004 r., by cwaniaczyć na budowach i kraść papier toaletowy z hoteli. Ojciec wielu, ale nie większości, bo na wokandy sądów i w artykuły brukowców nie włażą ci, którzy w gorzkiej samotności ciułają grosz do grosza, z dala od swoich. Trudno uniknąć wrażenia, że postać super-robociarza nawiązuje do krzywdzącego stereotypu, ale cóż: kabaret widać nie znosi współczucia, wybiera drwinę i wzgardę. Paweł Zdun, myślę w zamierzeniu reżyserki, stworzył jedyną postać na serio, stanowi spójną konstrukcję, spektakl należy do niego.
Premiera „Pereł PRL-u” odbiła się echem podziwu dla ludzi, którzy nad nią pracowali. Przygotowują swoje kolejne dzieła w sytuacji, gdy jako teatralna trupa są prawie bez pieniędzy, spotykają się „po swoich pracach”, piszą scenariusz, wymyślają i przynoszą scenografię, dają anonse do prasy, zamawiają wino, słowem – działają wszechstronnie, przy wsparciu kilkoro przyjaciół i ośrodka polskiej kultury, w którym rezydują. Zawodowcy zmuszeni są organizować się amatorsko, bo brakuje im mecenasa. Szukajmy go dla Sceny Poetyckiej. Zarówno ona, jak i POSK, zasługują na to, by mieć własny Teatr. Póki co, służy on jako sala, wynajmowana dla dobrego skądinąd zarobku, głównie przedstawicielom prywatnego sektora marnej artystycznie komercji. Żal Teatru.