Gunnersbury Museum mieści się w niewielkim budynku położonym w Gunnersbury Park w dzielnicy Acton, po zachodniej stronie Londynu. Obecnie kustoszem muzeum jest Wanda Foster a wśród przewodników muzealnych można odnaleźć jeszcze jedną bratnią, polską duszę, którą jest Beata Stawiana, specjalizująca się w muzealnictwie. W Polsce studiowała historię, ale jej marzeniem była posada w londyńskim British Museum. Zbyt długa lista osób oczekujących na pracę w brytyjskim muzeum znanym na całym świecie, zmobilizowała ją do szukania zatrudnienia w innym londyńskim muzeum. Tak oto za namową koleżanki trafiła do Gunnersbury Park i po kilku tygodniach pracy woluntarnej otrzymała wymarzoną pracę, która stała się jej pasją. Praca w Gunnersbury Museum daje jej dużo satysfakcji, ale też oznacza ciąg cyklicznie powtarzających się szkoleń na temat licznych eksponatów.
A jest ich w muzeum około 40 tysięcy – zgromadzone w kilkunastu pokojach na piętrze – dostępnych tylko dla nielicznej grupy pracowników. Jednak jedynie tylko 600 z nich można oglądać w oszklonych gablotach. W tej części budynku (niedostępnej dla zwiedzających) eksponaty znajdują się dosłownie wszędzie, w najmniejszych zakamarkach, pod drzwiami prowadzącymi do różnych pomieszczeń, dawniej pokoi właścicieli budynku i pod schodami prowadzącymi na piętra (pod bocznymi prowadzącymi do dawnych pomieszczeń mieszkalnych służby). Wśród nich znajduje się dosłownie wszystko: od telefonów, zastaw stołowych, sztućców, porcelany, starych dziewiętnastowiecznych znaków drogowych po kostiumy, suknie (zgromadzone w kilku oddzielnych pokojach w specjalnie do tego przygotowanych pudłach), kapelusze, wachlarze, stroje do jazdy konnej, biżuterię i trzy wiktoriańskie rowery, które są obiektem zachwytu pani Beaty. Niestety w chwili obecnej znajdują się „pod kluczem” i na razie nie ma planów co do wyeksponowania ich na jednej z muzealnych wystaw. Dwa razy w roku eksponaty zostają wymieniane w gablotach muzealnych z wyjątkiem ekspozycji stałych, którą stanowią między innymi powozy i karoce dawnych właścicieli budynku. Rozmontowywanie wozów – rozkładanie ich na drobne części, celem wyniesienia z pomieszczenia, w którym się znajdują, wymaga wielomiesięcznej, pieczołowitej pracy, dlatego kierownictwo muzeum zadecydowało o nienaruszalności tych eksponatów. Mimo tak bogatych zbiorów, należących dawniej do żydowskiej rodziny Rothschildów – muzeum specjalizuje się w kuchniach wiktoriańskich, które stanowią główny gwóźdź programu.
Praca i życie służby
Kuchnie znajdują się w poniżej parteru. To miejsce jest otwarte dla turystów tylko z wcześniejszą rezerwacją i poruszanie się po nim może się odbywać tylko i wyłącznie z przewodnikiem muzealnym. Stąd też wycieczki szkolne planują swoje wizyty z wyprzedzeniem, ponieważ muzeum zajmuje się także działalnością edukacyjną. W korytarzu prowadzącym do kuchni znajduje się oryginalna tablica zawierająca dziś tylko jedynie sznurki, do których kiedyś przywiązane były dzwonki. Pociągając odpowiedni z nich można było przywołać określonego służącego. W czasach świetności domu pracowało ich tutaj aż 47 osób nie licząc stajennych i osób pracujących na zewnątrz. W tym korytarzu na ścianie zachował się także oryginalny, niewielki fragment zielonej tapety z 1900 roku – dziś zabezpieczony specjalną folią przed zniszczeniem. Na prawo przed wejściem do kuchni mieszkała housekeeper – nadzorująca służbę żeńską a na wprost batler – szef służby męskiej. To oni nadzorowali pracę swoich podopiecznych, będących rangami niżej w swej służebnej roli. Ich zadaniem było także ściśle nadzorowanie życia prywatnego swoich pracowników. Dlatego też batler jak i housekeeper dokładnie wiedzieli co dzieje się w pokojach na piętrze zajmowanych przez służbę (zupełnie jak w filmie „Remains of the Day” Jamesa Ivory z Anthony Hopkinsem w roli głównej). Wizytówką domu, byli „Food Men” – musieli to być wysocy, przystojni i nienagannie ubrani mężczyźni, do których należało przynoszenie korespondencji i otwieranie drzwi posiadłości oraz witanie gości. W Gunnersbury było ich sześciu (dziś uwiecznieni z pozostałą części służby – w centrum z batlerem i housekeeper – na fotografii – wszyscy wizualnie bardzo podobni do siebie )a ich wynagrodzenie zależało nie tylko od umiejętności, prezencji, ale także od wzrostu, ponieważ im wyższy – płacono mu więcej.
Kucharzami w Gunnersbury byli dwaj Francuzi, ściśle przestrzegający koszernych zasad przygotowywania posiłków. Spożywano mięso a także wiele owoców i warzyw – ogromna część pochodziła z własnych hodowli. Gotowano używając 24 palników gazowych – różniących się niestety od tych, które znamy dzisiaj. Dodatkowo używano także pieca – przeznaczonego do wypieków innych niż chleb, ponieważ w pieczywo zaopatrywano się w piekarni. W posiadłości Rothschildów znajdowała się także lodówka przypominająca drewnianą szafę. W jej górnej części umieszczano olbrzymi kawał lodu utrzymujący niską temperaturę we wnętrzu „szafo – lodówki” oraz specjalna maszyna do ostrzenia kilkunastu noży. Kucharze jak i pozostała służba ciężko pracowali od rana do wieczora. Każdy z nich miał swoją określona rolę – była więc osoba zajmująca się praniem w specjalnej drewnianej „pralce” wyposażonej w tłok, którym przez wiele godzin ugniatano ręcznie pranie. „Praczka” musiała być silnie zbudowana i dobrze karmiona a za swoją ciężką pracę otrzymywała dodatkowe porcje mięsa. Inna osoba zajmowała się prasowaniem, maglowaniem bielizny (w pomieszczeniu do tego przeznaczonym – tuż za kuchnią – do dziś unosi się specyficzny zapach świeżo wypranej i maglowanej pościeli). Wówczas posługiwano się żeliwnymi żelazkami na „duszę”, którą najpierw rozgrzewano w piecu a następnie wkładano do wnętrza żelazka, by z kolei ono osiągnęło określoną temperaturę umożliwiającą prasowanie. Jedna – specjalnie wyznaczona do tego osoba, codziennie prasowała gazetę dla właściciela rezydencji – powodem była farba drukarska – mokry tusz, który naniesiony na niewyprasowany papier mógł brudzić ubranie Rothschilda. Na końcu – tuż za „prasowalnią” znajdował się specjalny niewielki pokój wyposażony w stylowe biurko i regał z książkami – to miejsce przeznaczone było dla osób zajmujących się układaniem menu i wstęp do niego był surowo wzbroniony. Chodziło o to, by nie przeszkadzać w pracy, której było tutaj pod dostatkiem i łatwo było też o pomyłkę a w posiadłości wydawano często i dużo przyjęć dla elit ówczesnego Londynu. Menu musiało być dobrze dobrane i zawsze na wysokim poziomie.
Historia muzeum
Pierwszymi właścicielami Gunnersbury Park i wszystkich znajdujących się w nim budynków był Henry Fornese, następnie Princess Amelia – córka króla Jerzego II (jej pasją były ogrody, dlatego wydała 20 tysięcy funtów na ulepszenie i rozbudowę ogrodów, hodowlę bambusów i palm, które przetrwały do dziś). W 1835 roku Nathan Rothschild, który od 1800 roku mieszkał w Menchesterze a około 1806 roku przybył do Londynu i stał się członkiem ekskluzywnego Stock Exchane – udzielającego sekretnych pożyczek rządowi brytyjskiemu – zakupił budynek, w którym obecnie mieści się muzeum wraz z innymi parkowymi obiektami architektonicznymi i 76 akrami ziemi. Miała to być jego letnia posiadłość. Niestety los nie był dla niego łaskawy i rok później, w 1836 roku zmarł we Frankfurcie nad Menem tuż po ślubie swojego syna. Nathan Rothschild miał czterech synów, ale po jego śmierci, mimo że formalnie dom przechodził w posiadanie wszystkich potomków, dwóch z jego synów (o trzecim niewiele wiadomo) zrzekło się swoich praw na rzecz najstarszego z braci – Lionela. Ten z kolei uchodził za słynnego kolekcjonera sztuki i srebra, dzięki niemu w posiadłości zgromadzono wiele cennych rzeczy – dziś stanowią zbiory muzealne. Lionel zatrudnił architekta i zajął się przebudową domu oraz powiększaniem powierzchni posiadłości, która wzrosła do około 120 akrów ziemi. Szczególnie dbał o oranżerię (dzisiaj zaniedbany oszklony budynek, który jeszcze trzy lata temu podnajmowany był nowożeńcom na całodniowe przyjęcia ślubne – cena za dzień wahała się do 850 funtów i okazywała się być niską w porównaniu do cen za wypożyczenie przenośnych toalet niezbędnych do odbycia się przyjęcia). Po jego śmierci dom przypadł kolejnemu synowi Nathana – Leopoldowi, który z kolei upodobał sobie Gunnersbury z powodu rozległych zielonych terenów – w sam raz doskonałych do uprawiania jazdy konnej. Mimo, że jego pasją były wyścigi a Gunnersbury wymarzonym do tego miejscem, to jednak nie zdecydował się na stale w nim zamieszkać.
W 1925 jego syn – kolejny w rodzie Lionel (jego żona Charlotte hodowała ananasy, figi, truskawki – goście spożywali owoce prosto z krzaków i drzew) zdecydował się na sprzedaż majątku – posiadłości, budynków i ziemi (wszystko ogrodzone solidnym, wysokim murem) władzom dzielnic Acton, Ealing i niewielkiej części Middlesex, za fortunę jaką na tamte czasy była kwota 150 tysięcy funtów.
Rok później nastąpiło publiczne otwarcie parku a w 1929 roku w dawnej posiadłości Rothschildów – otwarto muzeum. Dzisiaj to miejsce zachwyca smakiem minionej epoki a także wyjątkowym położeniem wśród parkowej, rozległej zieleni.
Tekst i fot.: Małgorzata Bugaj-Martynowska