15 sierpnia 2016, 17:00
Czy to ostatnia taka lista?

Honorowe szlachectwo nadaje dwa razy do roku królowa Elżbieta II. Listę osób, które mają je otrzymać, przedstawia do akceptacji, po konsultacjach, premier. Gdy opuszcza stanowisko, przysługuje mu przywilej sporządzenia listy „pożegnalnej”. Zarówno Gordon Brown jak i Tony Blair nie skorzystali z tej okazji.

David Cameron sporządził długą listę – różnego typu odznaczenia i nominacje otrzymało 48 kolegów i współpracowników premiera, a w Izbie Lordów zasiądzie dodatkowych 13 parów. I natychmiast posypały się słowa krytyki. Trzeba przyznać, że nie bez racji, bo nowymi członkami Izby Lordów zostali bliscy współpracownicy premiera z rządu i 10 Downing Street, zwolennicy pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Czyli, mówiąc najkrócej, przegrani politycy, których nie wzięła do swojej ekipy Theresa May. Dodajmy do tego osoby, że na liście są również osoby, którym były premier coś zawdzięczał. Tytuł szlachecki dostał m.in. biznesmen Andrew Cook, który udostępnił Cameronowi prywatny samolot przed wyborami w 2010 r., Andrew Fraser, były bankier, który zasilił kasę Partii Konserwatywnej £2.5m w ciągu ostatnich 12 lat, a £200 przekazał na kampanię referendalną w Szkocji, został jednym z 13 nowych dożywotnich lordów, wśród któryh znalazła się także Laura Wyld, odpowiedzialna od 2013 r. za przedstawianie kandydatów do odznaczeń i nominacji szlacheckich. Na liście wyróżnionych znalazła się też Isabel Spearman, stylistka Samanthy Cameron, która otrzymała Order Imperium Brytyjskiego. W różny sposób wyróżnieni zostali czterej ministrowie rządu, którzy wspierali Davida Camerona w kampanii referendalnej: Philip Hammond, Michael Fallon, Patrick McLoughlin i David Lidington. Tytuł szlachecki otrzymał Craig Oliver, odpowiedzialny za kontakty z mediami, a orderem Jerzego V, przyznawanym za szczególne zasługi dla kraju odznaczono byłego kanclerza skarbu George’a Osborne’a.

Lord Bew, stojący na czele komitetu dbającego o zachowanie przez polityków odpowiednich standardów w życiu publicznym, zapowiada, że w przyszłości premierzy nie będą mieli przywileju nagradzania nikogo po swej dymisji. Jest on także krytycznie nastawiony wobec nominowania nowych lordów (w ostatnich sześciu latach wyższa izba parlamentu powiększała się o 245); uważa że, lordostwo to praca, a nie tylko honor. Theresa May już zapowiedziała, że system przyznawania wszelkich odznaczeń powinien być zmieniony, a kryteria bardziej przejrzyste.

Problem z „pożegnalnymi” nominacjami i odznaczeniami trwa od dawna. Do dziś uważa się, że jednym z największych skandali powojennych była tzw. lista lawendowa sporządzona odręcznie przez sekretarkę premiera Harolda Wilsona, gdy 40 lat temu niespodziewanie podał się do dymisji. Marcia Williams, obecnie 84-letnia lady Falkender, przyznaje, że sporządziła tę listę, ale na papierze różowego koloru. Twierdzi też, że nieprawdziwe są oskarżenia pod jej adresem. Gdyby rzeczywiście były to jej propozycje, a nie premiera, zrobiłaby to bardziej profesjonalnie, a nie sporządzała listy na swoim papierze listowym. Rzeczywiście, lista była kontrowersyjna. Znalazła się na niej m.in. sama Marcia Williams, a także jej siostra, która była sekretarką żony premiera. No i na dodatek kilku biznesmenów o wątpliwej reputacji, w tym sir Eric Miller, który w kilka lat później popełnił samobójstwo, gdy okazało się, że jest on zamieszany w aferę finansową i grozi mu proces.

To nie jedyna kontrowersja wokół premiera Harolda Wilsona. Wciąż pojawiają się spekulacje na temat jego nagłej rezygnacji. Wiele osób nie daje wiary, że wówczas 60-letni premier podał się do dymisji ze względu na stan zdrowia. Choroba Alzheimera nie dawała jeszcze o sobie znać, choć być może sam premier odczuwał już luki w pamięci. A może był po prostu zmęczony zbyt długim sprawowaniem władzy?

Co jakiś czas pojawiają się oskarżenia, że był on „agentem wpływu” KGB. Podstawą tych pogłosek są zeznania byłego agenta KGB Anatolija Michaiłowicza Golicyna, który w 1961 r. uciekł z placówki w Helsinkach. Zdemaskował on kilku agentów sowieckich, m. in. Williama Vassala, działającego w Wielkiej Brytanii. Twierdził, on że Wilson rozpoczął współpracę z sowieckim wywiadem kiedy był ministrem handlu i przemysłu tuż po wojnie. Wówczas to, podczas służbowego wyjazdu do Moskwy w ramach kontaktów handlowych, miał rzekomo zawrzeć bliskie przyjaźnie z Anastasem Mikojanem i Wiaczesławem Mołotowem. Według Golicyna przyszły premier doprowadził do otrucia lidera, będącej w opozycji, Partii Pracy Hugh Gaitskella, aby przejąć po nim przywództwo. Oskarżenia wobec Harolda Wilsona nie potwierdziły się. Służby specjalne miały teczkę Wilsona i nawet były próby pozbawienia go władzy na początku lat 1970. Tę intrygę zorganizował Cecil King, stojący na czele International Publishing Corporation. Chciał on doprowadzić do zamachu stanu i przekazać władzę lordowi Mountbattenowi, ale ten ostatni nie chciał wziąć udziału w zamachu stanu. Po artykule w „Daily Mirror”, którym King postuluje usunięcie Wilsona na „drodze poza parlamentarnej”, IPC pozbawiło go stanowiska.

Obok Tony’ego Blaira, który także ustąpił ze stanowiska przed czasem, Harold Wilson to jedyny polityk Partii Pracy, mogący poszczycić się sukcesami w wygrywaniu wyborów – udało mu się to aż cztery razy i w sumie, z przerwami, przez blisko dziesięć lat był premierem brytyjskiego rządu. Przeszedł jednak do historii jako autor „lawendowej listy” i dymisji, której okoliczności są niejasne. Jego żona (w tym roku skończyła sto lat) podtrzymuje oficjalną wersję.

Lista Davida Camerona zapewne pójdzie szybko w zapomnienie. Przejdzie on do historii jako ten polityk, który wyprowadził Wielką Brytanię z Unii Europejskiej.

Julita Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Julita Kin

komentarze (0)

_