27 lutego 2022, 11:24
Ks. Bartosz Rajewski: We wspólnocie siła
Odkąd nasz kraj dołączył do Unii Europejskiej, kościoły na Wyspach zapełniły się wiernymi z Polski. Polonia modli się w blisko 70 parafiach na terenie Anglii i Walii. Ponad stu duszpasterzy Polskiej Misji Katolickiej sprawuje Msze św. w ojczystym języku. Ksiądz Bartosz Rajewski z parafii pw. św. Wojciecha na South Kensington w Londynie opowiada Zuzannie Muszyńskiej o blaskach i cieniach swego duszpasterstwa na emigracji.

Charyzmatyczny, otwarty, odważny. Co Ksiądz dorzuciłby do swojej charakterystyki?

– Dziękuję. Miło słyszeć takie epitety. Myślę, że nie wszyscy je podzielają. Czasem otrzymuję wiadomości – nie tylko anonimowe – w których nazywany jestem zdrajcą, lewakiem i tchórzem, który boi się bronić prawdy. Trudno mi charakteryzować samego siebie. Musiałaby Pani zapytać moich parafian. Oni znają mnie najlepiej.

W jakich okolicznościach polonijna wspólnota parafialna, której Ksiądz jest proboszczem od ośmiu lat, została wyproszona po niemal 80 latach z Little Brompton Oratory?

– To prawda. Nie jest tajemnicą, że kilka miesięcy temu nasza wspólnota została pozbawiona kościoła, z którego korzystaliśmy od 1942 roku. W tym roku obchodzimy 80-lecie istnienia naszej parafii. Świadomie nie używam tu trybu przypuszczającego i nie mówię „obchodzilibyśmy”, ponieważ parafia nadal istnieje, ma się bardzo dobrze i przygotowuje się do jubileuszu. Oficjalnie z Little Brompton zostaliśmy wyproszeni z powodu pandemii. Było to na początku marca 2020 roku. Później, gdy świątynie zostały otwarte, my nadal nie mogliśmy wrócić. Tłumaczono nam, że wciąż trwa pandemia, a z Little Brompton korzystają tylko i wyłącznie starsi zakonnicy, dlatego wymagana jest permanentna izolacja tego miejsca. I tak to trwało. Później przestałem otrzymywać jakiekolwiek odpowiedzi na moje zapytania kierowane do gospodarzy tego miejsca. Finalnie jednak nadeszła odpowiedź, której się spodziewaliśmy: z uwagi na sytuację po pandemii i konieczność przemodelowania posługi duszpasterskiej w naszej parafii, nie przewidujemy otwarcia Little Brompton Oratory dla użytkowania publicznego.

Próbował Ksiądz przekonać ojców filipinów do zmiany stanowiska?

– Nie tylko ja próbowałem. Wiele w tym względzie uczynił nasz rektor – ks. Stefan Wylężek, który podejmował osobisty kontakt z filipinami, a także interweniował w Episkopacie Anglii i Walii. Ksiądz Rektor rozmawiał także z ks. kard. Vincentem Nicholsem. Duże wsparcie otrzymaliśmy również ze strony ks. abp. Wojciecha Polaka – prymasa Polski, który osobiście zwrócił się o pomoc do prymasa Anglii – wspomnianego kard. Nicholsa. Niestety bezskutecznie. Odpowiadając natomiast na pierwszą część Pani pytania, trzeba przypomnieć o tym, o czym wiadomo od co najmniej 30 lat: Polacy nie byli mile widziani w Little Brompton Oratory od bardzo dawna. Robiono wiele, by utrudnić nam swobodne prowadzenie duszpasterstwa. Wiele sytuacji było bardzo gorszących, na pograniczu zachowań rasistowskich. Warto tylko przypomnieć, że w okresie od roku 2002, gdy ks. prał. Tadeusz Kukla został rektorem Polskiej Misji Katolickiej, do roku 2014, gdy objąłem parafię, a więc przez 12 lat, w naszej parafii zmieniło się 10 proboszczów. Jest to chyba swoisty rekord świata. Duży wpływ na takie personalne rotacje miała niewątpliwie ogromna trudność współpracy z gospodarzami tego miejsca. 

Jak zareagowali na tę trudną sytuację parafianie?

– Jesteśmy autentyczną wspólnotą. To daje nam siłę. Wzajemnie się wspieramy. Dlatego nie widzimy w tym kryzysie porażki czy dramatu, ale ogromną szansę. Ostatecznie prowadzi nas Bóg. On wskaże nam nowe, jestem o tym przekonany, lepsze miejsce. 

Wizyta na lotnisku Manston Airport w Wigilię Bożego Narodzenia / Fot. Marcin Mazur

Msze św. odbywają się obecnie w kościele filialnym na High Kensington Street (Maria Assumpta Chapel) i w kościele pw. Św. Patryka na West Hendon. Ten ostatni został zbudowany ze środków uzbieranych przez diasporę irlandzką kilkadziesiąt lat temu. Polonia również ma na koncie takie przedsięwzięcia – kupowała dla swoich potrzeb istniejące kościoły. Czy i teraz byłoby to możliwe?

– Myślę, że nie. Żyjemy w diametralnie innych czasach. Mamy wiele świątyń nieużywanych. Uważam, że zamiast myśleć o budowie nowych, powinniśmy myśleć, jak dobrze wykorzystać te, które mamy.

Ksiądz jest również emigrantem. Czy to, czego Ksiądz doświadcza w Anglii, zbliża go do wiernych?

– Jestem emigrantem między emigrantami; takim samym człowiekiem, jak moi parafianie – emigranci. Już dawno nie ma między nami żadnej bariery. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Z wieloma jestem w przyjacielskich, niemal rodzinnych relacjach. Cieszę się, że tworzymy taki Kościół.

Mieszkałam kilka lat w Kanadzie. W Toronto jadłam pączki pyszniejsze od tych od Bliklego, a w Montrealu najlepszy na świecie polski chleb razowy. Czy rodacy w Polsce mogliby się czegoś nauczyć od swoich braci na emigracji?

– Zawsze możemy uczyć się czegoś nowego od siebie wzajemnie. Myślę jednak, że jeśli już mieliby się czegoś uczyć, mogliby skorzystać z naszego doświadczenia – doświadczenia ludzi żyjących w multikulturowym świecie i żyjących w diasporze – w zakresie tolerancji i troski o wspólnotę Kościoła. A co do pączków, przypomnę tylko, że w naszej parafii po niedzielnych mszach można było zjeść najlepsze pączki na świecie. Na zakończenie mszy św. żartobliwie zawsze dodawałem, co znane jest nawet w Polsce, że „w naszej parafii msza bez pączka jest nieważna”. Wkrótce wrócimy do tej praktyki. 

Tęskni Ksiądz za Polską? Jakie doświadczenia wywiezie Ksiądz z Anglii?

– Oczywiście, że tęsknię. Gdy Bóg skieruje moje kroki z powrotem do Polski, wrócę nie z jedną, ale – mówiąc metaforycznie – z kilkoma walizkami doświadczeń. Najcenniejszym doświadczeniem jest świadomość o bezwzględnej konieczności życia Ewangelią. Moja posługa tutaj już dawno wyleczyła mnie też z klerykalizmu – najpoważniejszej choroby, która toczy Kościół. Dziękuję Bogu za te doświadczenia. 

Wizyta na lotnisku Manston Airport w Wigilię Bożego Narodzenia

Oprócz działalności publicystycznej jest Ksiądz bardzo aktywny w mediach społecznościowych. Szczególnie znane i szeroko komentowane było zdjęcie księdza z imamem bodajże z 2020 r. Nie obawiał się Ksiądz oskarżeń, że to gest polityczny?

– Nie obawiałem się, ponieważ jest to gest czysto ewangeliczny, a nie polityczny. Politykę uprawiają ci wszyscy czciciele rozmaitych ideologii, którzy chcieliby takie sytuacje wykorzystywać politycznie. Miłość bliźniego, szacunek, troska o relacje nie jest własnością żadnej partii. Wręcz przeciwnie – politycy te wartości najczęściej dewaluują i niszczą, dzieląc społeczeństwo i sprawiając, że ludzie skaczą sobie do gardeł niczym wilki. Mój sposób patrzenia na świat i ludzi, także inaczej myślących niż ja i tych, którzy być może kiedyś mnie skrzywdzili, wykształtował się w czasach mojej wczesnej młodości (żeby było jasne – teraz jestem na etapie „późnego stadium wczesnej młodości” ). Uważam, że nawet jeśli ludzie źle się zachowywali w stosunku do mnie i mówili o mnie złe rzeczy w przeszłości, to jeśli dziś są gotowi podać mi rękę, mam moralny obowiązek ją przyjąć. Zacytuję z Talmudu Jerozolimskiego: jeśli działanie, o którym myślisz, może być „chillul Haszem”, czyli zbezczeszczeniem imienia Boga, albo może okazać się „kidusz Haszem”, czyli uświęceniem imienia Boga, to idź w to, bo korzyści z ewentualnego „kidusz Haszem” przeważają nad negatywnymi konsekwencjami możliwego „chillul Haszem”. Takie myślenie kierowało mną we wszystkich międzyreligijnych działaniach. Musisz zawsze pamiętać, że każda istota ludzka jest stworzona na boski obraz, każde spotkanie z drugą osobą, bez względu na to, jak przykre, jest nadal jakimś spotkaniem z boskością. Zawsze musisz reagować pozytywnie tam, gdzie są pozytywne możliwości, szukać tych okazji i podejmować skalkulowane ryzyko dla dobra tej relacji, a ostatecznie dla dobra nas wszystkich.

26 stycznia, z okazji Dnia Islamu w Kościele katolickim, zamieścił Ksiądz ponownie zdjęcie, które nie wszystkim będzie się podobać – z kobietą w hidżabie. Jest Ksiądz prawdziwym londyńczykiem, otwartym na świat, na inność. Czy nie obawia się Ksiądz konfrontacji swojej postawy społecznej z postawami rodaków, w tym polskich katolików, po powrocie z misji w Wielkiej Brytanii?

– Nie ma sensu dawać się paraliżować wydumanemu, hipotetycznemu lękowi. Dzisiaj jestem tutaj, gdzie jestem i robię to, co robię. Nie wiem, jaka będzie reakcja ludzi, do których Bóg kiedyś mnie pośle. Tylko On to wie. Nie można być pasterzem, który zamiast z sercem pełnym miłości, idzie do owiec z sercem pełnym uprzedzeń i lęków. Nawet jeśli będzie opór, Bóg pomoże go przezwyciężyć. Przerabiałem to wiele razy. Naprawdę wiem, komu w życiu zaufałem.

Zgłosił Ksiądz swoją parafię do Drogi Synodalnej. Czym ona jest i jakie niesie nadzieje dla Kościoła powszechnego?

– Trzeba szczerze powiedzieć: jeśli jako Kościół nie podejmiemy refleksji, nie wsłuchamy się w głos Ducha Świętego i nie poweźmiemy konkretnych decyzji, podzielimy los wielu innych kościelnych wspólnot, które na naszych oczach topnieją i przestają istnieć. Dla pogrążonego w kryzysie Kościoła, jednym z istotnych świateł nadziei jest właśnie proces synodalny. Jestem głęboko przekonany, że ten proces jest dla całego Kościoła wydarzeniem historycznym, prawdziwym Darem Ducha Świętego i ogromną szansą do odnowy, kościelnego zdefiniowania na nowo i odkrycia tego, do czego w tych czasach zaprasza nas Pan. Dlatego zdecydowałem się włączyć w ten proces naszą parafię. Synod daje szansę wypowiedzenia się wszystkim dotychczas zmarginalizowanym, których głos był słaby, niesłyszalny, pomijany i lekceważony. Chciałbym, żeby głos naszej wspólnoty parafialnej, choć jest ona jedną z najmniejszych i najuboższych, wybrzmiał doniośle i mocno. Zwłaszcza z uwagi na fakt, że jesteśmy bogatsi o doświadczenia, których nie mają inne wspólnoty, jak walka o przetrwanie, doświadczenie „kościelnej bezdomności” czy kościelna marginalizacja.

Przyznał się Ksiądz publicznie do niesienia pomocy uchodźcom na terenie Polski. To akt odwagi. Niezależnie od tego, ile osób go poprze, znajdą się i tacy, którzy go potępią. Czy Kościół katolicki stanął po właściwej stronie wobec tragedii na polsko-białoruskiej granicy?

– Media to niemal przemilczały, ale Kościół katolicki bardzo zaangażował się w rozwiązanie kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Oprócz apeli i listów Konferencji Episkopatu Polski, ważne były niemal codziennie wypowiedzi pojedynczych biskupów, jak bp. Krzysztofa Zadarki czy prymasa Wojciecha Polaka. W kościołach w całej Polsce zorganizowana została zbiórka funduszy na rzecz uchodźców. Warszawski Klub Inteligencji Katolickiej utworzył specjalny punkt interwencji kryzysowej przy granicy, z którego pomocy również korzystałem. W pomoc uchodźcom zaangażowały się również wszystkie przygraniczne parafie. Media niemal zupełnie to przemilczały, ponieważ nie wpisuje się to dobrze w ich narrację na temat Kościoła.

Poszukiwanie nowej siedziby dla parafii, weekend na plebanii w towarzystwie Księdza wylicytowany za 6200 zł dla WOŚP; właśnie ukazała się książka „Zgorszeni Bogiem”, której Ksiądz jest autorem. Cały czas w biegu. Jak Ksiądz odpoczywa?

– Zapomniała Pani dodać: pisanie cotygodniowych felietonów dla kilku pism zarówno w Wielkiej Brytanii jak i w Polsce (w tym dla „Tygodnia Polskiego”), praca dla portalu Deon.pl, cotygodniowe audycje w Radiu Full.fm i – co najważniejsze – posługa dla dwóch parafii: polskiej i angielskiej. Jest takie powiedzenie: rób to, co lubisz, a nie przepracujesz ani jednego dnia. (śmiech)

Dziękuję za rozmowę.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_