Na początku, mimo iż w sumie mówimy niestety o końcu, miał to być żart. Bardzo typowy dla Wisławy Szymborskiej: elegancki, melancholijny i nieco gorzki zarazem. Okazał się być wszakże uzasadnionym przeczuciem: że oto dobiega kresu fascynująca twórczość poetycka, a przy okazji – co nastąpiło ostatecznie 1 lutego br. – równie fascynujące życie, choć starannie skrywane za zasłoną dyskrecji i tajemnicy. A zatem: świadomie powstała – czy raczej powstawała, bo jej tworzenie, niejako w pół słowa, brutalnie przerwał urwany czas – książka ostatnia, swoiste pożegnanie. Książka, dodajmy, jak zawsze urzekająca. Nie ma ona jednak wcale charakteru testamentowego. To po prostu kolejny zbiór kapitalnych wierszy, głęboko zapadających czytelnikowi w pamięć, do których wraca się raz, drugi, trzeci, setny… Natomiast jeśli już poetka wspomina o śmierci, to przecież nie o własnej. Chodzi o „fakt banalny, włączony w bieg wydarzeń“, nieuniknioną dziejową konieczność, która odbiera nam naszych najbliższych:
„Każdemu kiedyś ktoś bliski umiera,
między być albo nie być
|zmuszony wybrać to drugie.”
Albowiem, co zostało wyrażone arcypolskim trzynastozgłoskowcem (nader często spotykanym zresztą u Szymborskiej), nie bez cierpkiego humoru i z lingwistyczną perfekcją:
„(…) takie jest prawo i lewo natury.
Taki, na chybił trafił, jej omen i amen.
Taka jej ewidencja i omnipotencja.”
„Wystarczy“ składa się z dwóch różnych, aczkolwiek doskonale uzupełniających się części. W pierwszej znalazło się, aż lub zaledwie, trzynaście zaakceptowanych i przygotowanych przez autorkę samodzielnie do druku utworów. Druga, oprócz wnikliwego posłowia redaktora i wydawcy tomu Ryszarda Krynickiego, zawiera faksymilia rękopisów oraz maszynopisów tekstów z tych czy innych względów odrzuconych bądź nieukończonych. To pasjonująca zaiste lektura! Mamy oto wyjątkowo rzadką okazję zaglądnąć za kulisy warsztatu mistrzyni słowa. Przekonać się naocznie, na czym właściwie polega mozolna poetycka praca: na nieustannym skreślaniu czy dopisywaniu na marginesach (poziomo, pionowo, ukośnie) coraz to nowych wersji i mutacji. Krynicki, przy nieocenionej pomocy sekretarza noblistki Michała Rusinka, pieczołowicie i z iście benedyktyńską cierpliwością (bo Szymborska pisała kompletnie niewyraźnym maczkiem) odczytał z rękopisów to, co odczytać się dało. Dzięki temu podziwiać możemy np.
„Humor i litość“:
„Humor i litość są dobraną parą.
On jej nie zdradza, ona jest mu wierna.
Lubią przebywać razem, wtedy są szczęśliwi.
Ona ma pracę stałą, on tylko dorywczą,
ale czasami zarabia więcej niż ona.
Kiedy nie z własnej winy
muszą się rozstać na długo,
świat natychmiast robi się nieopisany.”
Ponieważ jest dość krótki, pozwoliłem sobie przytoczyć wiersz w całości. Ale głównie z tej przyczyny, że to Szymborska jakby w esencjonalnej pigułce; jej charakterystyczne, dychotomiczne spojrzenie na świat i ludzi. Bez humoru bowiem z jednej, a litości (zwanej niekiedy współczuciem albo empatią) z drugiej strony, nie osiągniemy ani prawdy, ani pełni: egzystencjalnej tudzież – co nie mniej istotne – artystycznej.
W posłowiu Krynickiego widnieje jeszcze fragment, na który z wypiekami na twarzy wręcz rzucili się recenzenci, określony przezeń jako „najbardziej osobiste wyznanie Poetki“. Bez dłuższego cytatu oczywiście się nie obejdzie:
„Moja wiara w komunizm
już się trochę chwiała
zaczęłam wiedzieć więcej niż powinnam
myśleć więcej niż trzeba
no i wtedy przyjechał poeta z zachodu
który budził mój zachwyt
z wielką nadzieją czekałam co powie
w burzy oklasków wstąpił na trybunę”.
Tym poetą był podobno Pablo Neruda… O wiele ważniejsze wszelako jest co innego. To mianowicie, że Szymborska – wbrew uporczywie, ze złośliwą satysfakcją głoszonej krytyce przez osoby jej nieżyczliwe, których nie mogło rzecz jasna zabraknąć – nie zamierzała bynajmniej całkowicie przemilczeć swego młodzieńczego zaangażowania w komunizm i socrealizm. Opublikowanych wówczas tomików („Dlatego żyjemy“, „Pytania zadawane sobie“) nigdy później nie wznowiła, co już było wystarczająco wymownym gestem. Szkoda jednak olbrzymia, że tego rozliczenia (na które pora przyszła późno, ale wreszcie przyszła i zostało one podjęte) nie zdążyła ukończyć.
Zauważyli państwo zapewne, że żadnemu z utworów części pierwszej nie poświęciłem osobnej uwagi. Cóż, trzeba by było wtedy napisać trzynaście odrębnych, obszernych analiz… Więc tylko na zakończenie: Po śmierci poetki pewna pani polityk (nietrudno się domyślić, jaką reprezentuje partię) stwierdziła, że wiersze Szymborskiej jej nie wzruszają, gdyż brakuje w nich „wierzb płaczących“. Podobnym nieszczęśnikom lekturę „Wystarczy“ stanowczo odradzam. Wszystkim zaś innym – gorąco polecam.
Piotr Piaszczyński
Wisława Szymborska, „Wystarczy“, Wydawnictwo a5, Kraków 2012.
ISBN 978-83-61298-35-9