06 października 2014, 15:28 | Autor: Anna Sanders
Pies z kulawą nogą na rumuńskich drogach

W Rumunii obowiązuje ruch prawostronny… W zasadzie tak i głównie w Bukareszcie. Kiedy tylko zapuścimy się na wiejskie trasy od razu zauważymy, że prawa strona jest raczej umowna. W zmroku światła jadącego przed nami samochodu mogą znienacka skręcić na stronę lewą, jechać nią przez czas dłuższy, potem zaś rozpocząć istny slalom z jednego brzegu na drugi. „Pijany kierowca” to pierwsza myśl, zanim podwozie nie walnie w pierwszą dziurę. Potem znacznie już rozważniej obserwujemy wyczyny auta przed nami i staramy się je jak najbardziej naśladować. To najlepsza strategia przetrwania po zmroku na wiejskich traktach Rumunii.

Furmanki / Fot. Anna Sanders
Furmanki / Fot. Anna Sanders
Furmanki i psy w depresji

Wrzesień to czas zbiorów. Na płaskich terenach Rumunii pola obsadzone są głównie kukurydzą. Ciągną się po horyzont, na którym czasem zamajaczy buzująca chmura kurzu. Z niej wyłoni się wkrótce fura wyładowana po brzegi wyschniętymi łodygami, ciągnięta przez małego konika o bystrym spojrzeniu. Nieco mniej bystre są oczy woźnicy, który siedząc na wielkiej kupie łatwopalnego materiału zwykle popala papierosa i bezstresowo wjeżdża na jezdnię. Wysiłek konia jest godny podziwu, stara się jak może i nawet ocierające się o furę tiry nie wyprowadzają go z równowagi. Ekolodzy na pewno pochwaliliby tak wielką liczbę furmanek czyli ekologicznych pojazdów na rumuńskich drogach. Mają one numery rejestracyjne a także różnią się napędem. Nie tylko są jednokonne lub dwukonne, ale także zdarza się napęd wołowy. Typowa furmanka jest ciągnięta przez małego konika i jej kierowca nie przejawia pośpiechu ni brawury. Zdarza się jednak jazda z fantazją, gdy młodzieniec stojąc na przodzie fury „dociska gaz do dechy” czyli pogania zwierzaka do prawie galopu. Furmanki koegzystują w ruchu miejskim, na trasach E czyli europejskich i wszelkich innych traktach. Kolejnymi, ważnymi uczestnikami ruchu drogowego w Rumunii są krowy. Pojawiają się one zwykle wieczorem. Na szczęście większość jest prowadzona przez ludzkiego opiekuna, czasami jednak krowa decyduje się wracać do obory sama i wcześniej. Wtedy to inteligentne zwierzę idzie zwykle poboczem, ale nie zawsze. Bywa, że w krowim zamyśleniu stanie na środku drogi i w zadumie spogląda na zbliżający się samochód. Taki duży obiekt jednak jest zauważalny i dość łatwo go wyminąć. Gorzej z plagą psów. Jest to chyba jedyny kraj w Unii, do którego nie dotarły dyrektywy z Brukseli. Może i komuś coś się obiło o uszy, ale tylko w wielkim mieście. Pies z obrożą to rzadki widok, a na smyczy to już coś wyjątkowego. Rumuńskie psy są melancholijne, chude i zawsze jakby zastraszone. Nie biegają, nie bawią się, snują się po drogach, polach, chodnikach w wiecznej psiej depresji. Na parkingach zwykle leżą w kupach śmieci jakby pół-zdechłe. Gdy podjedzie samochód kładą się w cieniu pod podwoziem i zupełnie nie zwracają uwagi na próby ich wygonienia przed odjazdem. Dopiero gdy zapali się silnik wyłażą powoli i melancholijnie i bez pośpiechu wracają na kupę śmieci. Nic też dziwnego, że czasem ulegają wypadkom. Pies z kulawą nogą to częsty widok na rumuńskich drogach. Na szczęście, choć duże, nie są agresywne.

Mądry drób i kosmiczny gej

W porównaniu z ludźmi pod względem ostrożności w przechodzeniu przez jezdnię zdecydowanie górują gęsi. Ich stada są prowadzone przez lidera, który uważnie obserwuje drogę. Gdy zbliża się samochód, gęsi zatrzymują się i czekają spokojnie aż przejedzie. Inaczej rzecz ma się z pieszymi. Gdy stoją na poboczu, to zwykle w grupie, która się rozciąga do połowy drogi i nigdy nie wiadomo, co któremu przyjdzie do głowy. Zaprzątnięci rozmową o rumuńskich sprawach po prostu w pewnym momencie wytaczają się prosto przed samochód, razem z wózkami (zawsze wyładowanymi jakimiś workami) lub z prowadzonymi rowerami. Jeśli akurat na rowerze jadą to na pewno bez świateł po zmroku, ani też i odblasku. Rumuńscy cykliści to ludzie wolni od wszelkich europejskich przesądów i

Psy, jeszcze niekulawe / Fot. Anna Sanders
Psy, jeszcze niekulawe / Fot. Anna Sanders
mód. Nie dla nich obcisłe gatki z lycry ani gustowne kaski. Londyński rowerzysta, gdyby się tam pojawił w swoich szmatkach i ekwipunku wyglądałby jak kosmiczny gej o niewytłumaczalnym pochodzeniu. Należy też wspomnieć o licznych przydrożnych straganach, które ciągną się kilometrami głównie przy trasach E. Określają one wyraźnie charakter upraw danego regionu. Są więc wory z kukurydzą i zbożem, po nich następują metrowe wieńce z różnego rodzaju cebulą, są kupy arbuzów i jabłek. W regionach winnic królują stanowiska z winogronami i plastikowymi butelkami wypełnionymi winem. Gdzie rosną ziemniaki na poboczu stoją wielkie worki, jak żołnierze w szeregu. Papryka i pomidory kiszą się w słońcu w plastikowych torbach tam, gdzie rośnie ich najwięcej. Nigdy jednak nie jest tak, żeby można było kupić wszystkiego po trochu: arbuza, pomidora, cebulę. Wydaje się jakby pewne obszary zmonopolizowały swoją rolniczą produkcję.

Górskie zakręty

Jedyna autostrada w Rumunii prowadzi z Piteszti poprzez Bukareszt do Konstancy. Trzeba przyznać, że robi bardzo dobre wrażenie. Nawet toalety przy stacjach benzynowych są w miarę czyste. Nie jest zatłoczona, a nawierzchnia jest lepsza od niejednej autostrady w Polsce. Niestety jeśli się akurat nie podróżuje w te regiony to musimy się zdać na inne drogi. Oprócz wspomnianych wiejskich tras są w Rumunii niezwykłe i o wiele bardziej niebezpieczne drogi górskie. Na przykład przebiegająca przez Karpaty droga z Fokszan do Braszowa. Jest ona aktualnie remontowana i naprawdę może przyprawić o ostre bicie serca. Wije się wśród górskich szczytów setkami stromych zakrętów, maszyny drogowe i robotnicy pojawiają się bez ostrzeżenia i znienacka, tak jak i asfalt, który zmienia się nagle w kamieniste wyboje. Trudno się wtedy ogarnąć i podjąć decyzję czy jechać dalej czy to już koniec. Rumuńscy kierowcy są raczej przyzwyczajeni do swoich dróg i zwykle w górach ścinają zakręty jadąc sobie po prostu środkiem. Trąbienie jest też zwyczajowe i sekunda opóźnienia przy ruszaniu na światłach powoduje istną kakofonię. W Bukareszcie nie ma co liczyć na uprzejmość gdy włączamy się do ruchu, trzeba być brutalnym i po prostu się wepchnąć. Jazda po rumuńskich drogach nie należy do najłatwiejszych, mimo to pozwala nam zagłębić się w ten kraj, który może nas olśnić swoją jeszcze dziką przyrodą, tradycjami i także pozwoli docenić jak dobrze i łatwo jest nam podróżować samochodem po Polsce czy Wielkiej Brytanii.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Anna Sanders

komentarze (0)

_