Wszystkim dotychczasowym wizytom Ojca Świętego towarzyszyły nadzieje Polaków, że słowa papieża staną się dla nich drogowskazem na najbliższe lata. Podobnie jest i teraz. Zarówno politycy różnych formacji, jak ich wyborcy traktowali pielgrzymki papieża do Polski jako wydarzenie o wielkim ładunku emocjonalnym, religijnym i patriotycznym.
Był czas kiedy siedzący na tronie Piotrowym Polak podbudował duchowo rodaków, dostarczył moralnych drogowskazów – ale naiwnością byłoby oczekiwanie, że dostarczy recept na polskie bolączki. I że swoich rodaków – o czym już marzył Juliusz Słowacki – w aniołów przerobi.
Dziś, u progu Światowych Dni Młodzieży (ŚDM) i wizyty papieża Franciszka w Polsce, na temat i jego pontyfikatu napisano już chyba wszystko, co nie znaczy, że braknie tematów podczas wizyty i po niej. Wszelkie poglądy są możliwe, a teza – że ani wiara Polaków nie jest tak płytka, jak się to przyjmuje, ani tak głęboka, jak myślano jeszcze kilkanaście lat temu – ta teza przemawia i do mnie. Fenomen takich wydarzeń polega i na tym, że może w nich znaleźć coś dla siebie niemal każdy.
Zwłaszcza, że mniej łowimy już sensów politycznych, a więcej osobistych, jakoś tam każdemu pasujących. Tak więc zarówno starzec czy młodzieniec mogą nadstawić ucha. I ja, średni, też…
Inna rzecz, że skazani w takich okolicznościach na media miewamy problemy z odcedzeniem sensu. Nie dość, że wszelkich wiadomości „jest za dużo”, to wraz z tematyką papieską, a zwłaszcza podczas podróży do Polski, przybierają one specjalny ton. Niby chodzi o zaakcentowanie wydarzenia, ale wychodzi specyficzne „lukrowanie” i dorośli ludzie mówią do milionów dorosłych tonem zarezerwowanym zazwyczaj dla książeczek z serii „Poczytaj mi, mamo”.
Szczególnie mocno słychać to „lukrowanie” w polskich mediach, w których na co dzień, zupełnie inne pszczoły bezczelnie i bez cienia słodyczy zbierają niezły miód. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że telewizyjna słodycz ma coś wspólnego z dawnymi grzechami i „cukruje” jakiś interes… Jak to wyjaśnia swojsko pewien chłop z Małopolski: „ja to, Panie, za komuny dzieci chrzciłem, to i teraz nie muszę krzyżem leżeć”. Skoro czterech na pięciu Polaków uważa, że politycy mają za nic nauki papieża o sprawowaniu władzy, to pewnie w tym coś jest…
Ale jako się rzekło, z papieskiej okazji każdy ma, co chce i lubi. Dla jednych to potrzeba ducha, dla innych – bycia razem i wspólnej odświętności, dla jeszcze innych – uczestnictwa w wydarzeniu. Niezależnie od procentu wierzących i ich gorliwości mało jest chyba wśród nas takich, co nie posłuchają słów papieża. Zatrzymanie w biegu i kilka chwil nadziei nie zaszkodziło dotąd nikomu.
I jeszcze jedna uwaga na koniec. Przed kilkoma dniami (w związku z ŚDM i wizytą papieża) zapytano kilkanaście znanych postaci, w tym polityków i artystów, czego się spodziewają po tej pielgrzymce. Tylko jedna z tych osób przyznała, iż ma nadzieję, że słowa papieża pomogą mu zmienić swoje własne życie. Większość twierdzi, że to inni mają stać się lepsi. Znaczy sami w aniołów są już przerobieni, a Słowacki wielkim poetą był?
Jarosław Koźmiński