16 sierpnia 2016, 17:00
Zakładnicy Brexitu

Światowe Dni Młodzieży oraz spór o apel smoleński podczas obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego sprawiły, że wiadomość, która normalnie byłaby pierwszoplanową we wszystkich biuletynach informacyjnych, znalazła się na dalszych miejscach. Chodzi mi o jednodniową wizytę premier Wielkiej Brytanii Theresy May w Warszawie.

W ciągu zaledwie ośmiu dni brytyjska premier odwiedziła sześć europejskich stolic, w tym dwie stolice państw położonych na wschodnich terenach Unii – Słowację, pełniącą obecnie rotacyjną funkcję przewodniczącego Unii Europejskiej, i Polskę. Wybór Polski nie dziwi – Polacy stanowią obecnie największą społeczność imigracyjną w Wielkiej Brytanii i, w pewnym sensie, to właśnie napływ Polaków, a tym samym wzrost nastrojów antyimigracyjnych, przyczynił się do wyniku referendum o Brexitcie.

Unia Europejska oparta jest na czterech zasadach: swobodnym przepływie osób, towarów, usług i kapitału. Dla większości wyborców trzy zasady są właściwie abstrakcyjne. Dostrzegają przepływ (a właściwie napływ) osób. I to Brytyjczycy chcą zatrzymać i za tym głosowali w referendum. Politycy dzielą się natomiast na „twardych” i „miękich” brexitowców. Ci pierwsi chcą wyjścia Wielkiej Brytanii ze wspólnego rynku. Ci drudzy nie formułują dokładnie, jak w ich przekonaniu powinny układać się stosunki Wielka Brytania-Unia Europejska; chcą zachować pewne przywileje, a odrzucić to, co z brytyjskiego punktu widzenia jest niekorzystne. Jeśli chodzi o tych pierwszych, to ich zdaniem przekraczanie brytyjskiej granicy dla Europejczyków nie powinno być w żaden sposób urzywilejowane. Jak widać, Brexit znaczy Brexit, ale można go różnie rozumieć.

W pewnym sensie wizyta Theresy May była, jeśli chodzi o położenie Polaków w Wielkiej Brytanii, rozczarowująca. Pani premier przypomniała udział polskich lotników w bitwie o Wielką Brytanię i dodała, że Polacy są „mile widziani”. Wspomnienie w takiej lub innej formie polskich lotników to w pewnym sensie wręcz rytuał. Podobnie, jak i zapewnienia, że ciężko pracujący, przebywający na Wyspach polscy obywatele są mile widziani. Ostatnio do tej listy rytualnych zdań o Polakach dodano potępienie antypolskich ekscesów, które także zdarzały się wcześniej, ale ich liczba znacznie wzrosła po referendum. Premier May wspomniała także o tym.

Jeśli zaś chodzi o uregulowanie sytuacji na przyszłość, to brytyjska premier miała do powiedzenia niewiele i powtórzyła to, co mówiła podczas kampanii przedreferendalnej, a także już po objęciu stanowiska premiera rządu: sytuacja Polaków, a także innych obywateli państw UE, będzie taka, jak Brytyjczyków mieszkających w Europie.

W odniesieniu do pracowników zasada swobodnego przepływu osób oznacza jednakowe traktowanie obywateli państw UE, m.in. w dostępie do pracy, w zakresie wynagrodzenia oraz innych warunków pracy. Zasadą tą objęci są również członkowie rodzin osób migrujących. Wiążą się z nią też inne przywileje: prawo do udziału w wyborach samorządowych i europejskich w kraju zamieszkania, swobodny dostęp do rynku pracy, uznawania dyplomów i kwalifikacji zawodowych, a także koordynacja systemów zabezpieczenia społecznego.

Istotną kwestię stanowi ta ostatnia, która zakłada równe traktowanie obywateli państw członkowskich UE w dostępie do świadczeń, wynikających z krajowych systemów zabezpieczenia społecznego (emerytury, różnego typu zasiłki). Swoboda przemieszczania się i pobytu nie ma jednak charakteru absolutnego. Każde z państw może w pewnych przypadkach nie zezwolić cudzoziemcy na pobyt lub wydalić go ze swojego terytorium. David Cameron miał zapewnione ze strony Komisji Europejskiej (choć nie było to zatwierdzone przez europejski parlament), że zasada ta będzie ograniczona: dostęp do świadczeń pracownik otrzymywałby po czterach latach pracy na terenie Wielkiej Brytanii. Podczas kampanii, niezgodnie z prawdą, wielokrotnie podnoszono, że Polacy otrzymują nadmierne świadczenia.

Podróżowanie obywateli państw europejskich po niemal całym kontynencie, bez potrzeby starania się o wizy, było jednym z największych osiągnięć Unii Europejskiej. Polacy, gdy wreszcie przestali wystawać do konsulatów, starając się o pozwolenie wjazdu, poczuli, że wreszcie są w Europie, że nie są już Europejczykami drugiej kategorii.

Theresa May powiedziała w Warszawie wyraźnie: „W referendum otrzymaliśmy jasny sygnał – brytyjscy obywatele chcą kontroli nad przepływem osób. Jednocześnie chcemy mieć dobre porozumienie w kwestii wymiany dóbr i usług”. Jak te ograniczenia będą wyglądały w praktyce, na razie trudno powiedzieć. To będzie natrudniejsza, a zarazem najbardziej istotna kwestia brytyjsko-unijnych negocjacji.

Przyszłość więc rysuje się niepewnie. Jedno wiadomo: dopóki Wielka Brytania pozostaje w UE, nic się nie zmienia. Prawa 3 mln Europejczyków, w tym Polaków, są gwarantowane dopóki nie zakończą się negocjacje i nie zostanie podpisana umowa o rozwodzie. Czyli z punktu widzenia Polaków, mieszkających w Wielkiej Brytanii, którzy nie mają brytyjskiego obywatelstwa ani rezydentury, najlepiej, by negocjacje o Brexitcie rozpoczęły się jak najpóźniej i trwały jak najdłużej.

Katarzyna Bzowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Katarzyna Bzowska

komentarze (0)

_