10 września 2016, 12:41
Kulturalne miazmaty

Mrs K. z londyńskiego Fulham poprosiła bym pomógł jej w zakupie telewizora. Zarazem należało pozbyć się starego sprzętu i wyrzucić stos kaset VHS, na których jej mąż (od września’39 poza Polską) namiętnie nagrywał programy z TV Polonia. Przed wyrzuceniem wcisnąłem do urządzenia jedną z kaset. Na ekranie telewizora ukazał się salon wytwornej willi, a w nim na pozłacanych fotelach ujrzałem siedzących panów i panie stanowiących kwiat polskiej kultury. I się zaczęło.

Roku nie jestem pewien, ale to zapewne ostatnie lata minionego wieku. Kogóż tam zresztą nie było! A właśnie. Nie było w salonie Zygmunta Kałużyńskiego, krytyka kultury, którego zawsze lubiłem słuchać, bo mówił otwarcie, że polska twórczość artystyczna kolebie się od ściany do ściany, nie mając żadnej idei ani celu społecznego, nie było Ryszarda Kapuścińskiego, który jako pierwszy w nowej rzeczywistości po upadku komuny zwracał uwagę, że Polska rozpada się niebezpiecznie na coraz większe bogactwo i coraz większą nędzę, co ma pewnie jakieś konsekwencje kulturalne, nie było wreszcie Czesława Miłosza, któremu wiek pozwalał wówczas mówić prawdę o naszych czasach…

Braki te nie przeszkodziły jednak zgromadzonym w salonie osobom przeprowadzić przed kamerami ożywionej dysputy. Część dyskutantów wyrażała przekonanie, że kultura polska schamiała. Ktoś powiedział, że przeciętny Polak doszedł już do tego, że nie rozumie nawet prognozy pogody, którą podaje mu się w telewizji, ktoś inny wtrącił, że gdyby Polak czytał książki, to może by i zrozumiał, ale kto czyta książki? Co pewnie doprowadzi do tego, że prognozę pogody usunie się z programu TVP jako zbyt trudną dla przeciętnego, masowego odbiorcy, na którego stawiamy. Na zakończenie programu jego prowadząca podziękowała właścicielowi willi i złotych foteli za zaproszenie do salonu.

Otóż jeśli ktokolwiek – dzięki telewizji – znalazł się w tym samym salonie, to pocieszyć go mogę tylko okrzykiem Gałczyńskiego: „Inteligencjo polska! Ten salon nie ma podłogi!”. Normalną bowiem cechą obecnych rozmów o kulturze jest zawsze staranne omijanie pytania, co to właściwie jest kultura i do czego ma ona służyć.

Kiedyś, przez parę wieków, panowało przekonanie, że kultura ma wyjaśniać świat, a także nakierowywać myśli i czyny ludzkie na to, aby ów świat stał się lepszy. Aż dziw pomyśleć, że takie właśnie problemy roztrząsano kiedyś w kulturalnych salonach, chcąc wręcz niekiedy traktować działalność kulturalną jako instrument obalający zmurszałe światy i obyczaje, albo też na odwrót — umacniający wolność i sprawiedliwość. To wszystko nikomu nie przychodzi już do głowy, zwłaszcza w salonie. Wieje bowiem od tego jakimś miazmatem w sytuacji, kiedy świat przecież wydaje się już całkiem dobry i uporządkowany, człowiek żyje wyłącznie po to, aby być bogatym, mamy też wolność bez sprawiedliwości, co nikomu nie przeszkadza, a na kulturze, jeśli się dobrze pomyśli, to można całkiem przyzwoicie zarobić.

O kulturze jako zadaniu społecznym cisza. Cóż, jeśli w polskiej tradycji kulturalnej było coś wartościowego, to brało się to zawsze ze źródeł bądź to społecznych, bądź wolnościowych. To znaczy tych, które Polska ma dziś z głowy. Co zwiększa moją radość życia w Londynie.

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jarosław Koźmiński

komentarze (1)

  1. Nie ma w Polsce inteligencji. Nazisci wyrzneli wszytskich w czasie WW2