Z prezesem Polskiej Macierzy Szkolnej Krystyną Olliffe rozmawia Jarosław Koźmiński.
Spotykamy się u progu Dnia Matki i właśnie słyszę, że Polska Macierz Szkolna prowadzi w związku z tym specjalną akcję…
– Jak wiemy w Polsce Dzień Matki obchodzony jest 26 maja, ale w wielu krajach (choćby w Wielkiej Brytanii) celebrowany jest w zupełnie innym czasie. Chcielibyśmy, aby za sprawą szkół sobotnich trafiło do polskich dzieci nasze przesłanie, by świętować właśnie 26 maja – by uświęcić tę polską datę i polskie święto, bo trzeba pamiętać, że kryje się za tym specjalny dowód szacunku i wdzięczności.
Warto przypomnieć również, że marszałek Piłsudski bardzo mocno podkreślał tę kwestię, samą zaś datę celebrowano już w 1918 roku w uznaniu pracy, wkładu matek na rzecz utrzymania polskości, języka polskiego podczas zaborów.
Uważamy, że jest to warte przypomnienia. Bo na swój sposób przenosi się ów temat na naszą polonijną rzeczywistość. Te matki, które teraz wychowują dzieci, tu w Anglii, też powinny być uczczone – i zróbmy to właśnie nie tylko w angielskim, ale także w polskim Dniu Matki, czyli 26 maja.
Nie jest łatwą sprawą utrzymywanie polskości, tradycji w obcym kraju…
– Tym bardziej trzeba promować i wspierać takie postawy. To się później z nawiązką zwróci.
Zwróci komu? Rodzicom, samym dzieciom, polonijnemu środowisku, Polsce… – trochę wpadam w patos.
– Dzieci wychowujące się tutaj (tu urodzone czy te, które przyjechały w naprawdę młodym wieku, mając kilka zaledwie lat); dzieci te więc wychowują się tutaj niemal wyłącznie w anglojęzycznym środowisku, w ogromnej większości nie chodzą do polskich szkół. Szacujemy, że około 15-20 procent dzieci uczęszcza do polskich szkół sobotnich. Z badań, które przeprowadził Wiktor Moszczyński wynika, że tylko w samym Londynie polskich dzieci w angielskich szkołach mamy około 32 tysięcy. Jedynie co piąte, a może tylko co dziesiąte jest uczniem polskiej szkoły sobotniej.
Dlatego Polska Macierz Szkolna chce zorganizować kilka spotkań, nazwijmy to warsztatami czy konferencjami, które przybliżyłyby polskim rodzicom kwestię pielęgnowania, utrzymania polskości. Chcemy pokazać co można robić, podpowiedzieć jak my to robimy, ma to być rodzaj szkolenia skierowanego do nauczycieli i rodziców. Słowo „szkolenie” nie brzmi już tak mocno i poważnie, gdy powiem, że akcja ma tytuł „W co się bawić”.
Chodzi o przyjemną dla dzieci formułę zajęć, która będzie zachęcała do spędzania czasu w polskiej szkole sobotniej.
– Chcemy uświadomić rodzicom, że w szkole panuje wspaniała atmosfera, że warto posyłać tam swe pociechy, że nauczyciele są bardzo oddani, zaangażowani, dobrze przygotowani do zawodu…
Docelowo jednak idzie o uświadomienie rodzicom dobrodziejstwa, jakim jest wielojęzyczność. Aby życie w Anglii nie oznaczało zerwania kontaktu z językiem polskim i naszą rodzimą kulturą, dziedzictwem, tradycjami…
Są ambitni rodzice, którzy mają szczere zamiary uczenia dzieci, ale nie mają fachowego podejścia. Na przykład zamiast czytać czy pisać z dzieckiem przez kwadrans każdego dnia, robią to raz na dwa tygodnie, ale przez godzinę czy dłużej. Efekt takiej edukacji jest mizerny.
Nasze spotkania będą kombinacją warsztatów, szkoleń, wykładów i praktycznych zajęć – także w formie zabawy. Prowadzić je będą specjaliści z Ośrodka Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą. Pokażemy jak to się odbywa w polskich szkołach. Zapraszamy nauczycieli, by podzielić się wiedzą i doświadczeniem.
A ile jest obecnie szkół polskich na Wyspach?
– Tych związanych z Polską Macierzą Szkolnej jest 130 – około – bo proces rejestracji kilku z nich właśnie trwa. Dodać do tego trzeba 20-30 szkół, które działają same, bez rejestracji u nas, ale mamy z nimi kontakt.
W całej Wielkiej Brytanii do naszych szkół sobotnich uczęszcza około 20 tysięcy polskich dzieci.
Polska Macierz Szkolna wkrótce obchodzić będzie 65-lecie istnienia…
– Tak, to piękna karta historii polskiej emigracji na Wyspach. PMS założona została w 1953 roku jako organizacja charytatywna z zadaniem wspierania polskiej edukacji na terenie Wielkiej Brytanii. Celem naszej organizacji jest przede wszystkim pomoc w zakładaniu i prowadzeniu szkół przedmiotów ojczystych, a to poprzez doradztwo w procesie zakładania szkoły, pomoc merytoryczną w zarządzaniu placówkami, a także działania zmierzające do podnoszenia kwalifikacji nauczycieli. PMS prowadzi też Centrum Egzaminacyjne oferujące możliwość zdawania egzaminów z języka polskiego na poziomach GCSE i A-Level.
Krótko mówiąc: służymy pomocą i doświadczeniem, które zebraliśmy przez 65 lat.
Było to szczególnie potrzebne w ostatnich 15 latach, kiedy szkolnictwo polskie na Wyspach przeżywało wzmożoną falę aktywności. W pierwszej dekadzie po przełomowym 2004 roku szkoły powstawały dziesiątkami, jak sytuacja kształtuje się dziś? Czy wciąż jest tendencja zwyżkowa?
– Możemy już mówić o stabilizacji tego procesu. Nie przybywa szkół w takim tempie, jak miało to miejsce siedem czy nawet jeszcze pięć lat temu. Myślę, że właśnie wówczas ów proces osiągnął swój szczyt.
Czy wizja Brexitu ochłodziła entuzjazm nowo przybywających na Wyspy Polaków?
– Nie sądzę. Z moich doświadczeń wynika, że mamy trzy grupy Polaków, którzy przybyli tu po 2004 roku.
Jedni przyjechali tu robić kariery, byli dobrze przygotowani, mieli zawody gwarantujące pracę, znali biegle język – ci dali sobie radę.
Znacznie bardziej liczna grupa rodaków przyjechała niedługo potem. Zaczęli przybywać do Anglii ludzie, którzy chcieli najzwyczajniej poprawić swój status materialny, zarobić na pewne projekty, plany, które sobie wytyczyli w życiu…
…do zrealizowania tutaj czy w Polsce?
– Wyłącznie w Polsce. To były sprecyzowane plany typu: spłacić kredyt czy zarobić na mieszkanie. I po kilku latach wrócić do siebie.
Oczywiście zdarzały się przypadki przedłużania takiego pobytu. Dla niektórych konsekwencje tego mogły być nieprzewidywalne, w diametralny sposób zmieniające sytuację życiową. Dla przykładu spotkałam nauczycielkę, która po dziesięciu latach uznała, że może już z rodziną wrócić do Polski. Ale syn jej, który przyjechał tu mając lat osiem, a dziś mający lat osiemnaście, mówi matce: – To ja będę Ciebie odwiedzać w Polsce, moje miejsce jest tu…
I wreszcie trzecia grupa. Ci najmniej zorganizowani życiowo. Bez specjalnych planów, pomysłu na życie. Przyjechali, by zobaczyć co tu można zdziałać. I tak sobie działają…
Utrzymują stan zawieszenia, przeciąganą w czasie tymczasowość. Nie chcą bądź nie umieją zapuścić korzeni tutaj, a z Polski już się wykorzenili… Ale chyba nie oni są wśród ostatniej fali migracji z Polski najliczniejsi?
– Myślę, że najwięcej jest rodaków w drugiej grupie. Będziemy teraz ją bacznie obserwować, bo w moim przekonaniu, właśnie nadchodzi czas ich powrotów – zrealizowania wspominanych projektów i planów.
Wracając do Pańskiego wcześniejszego pytania – być może Brexit skrystalizował ich myślenie i skonkretyzował wizję najbliższej przyszłości, więc bliżsi są podjęcia decyzji o powrocie.
I wracają z tarczą czy na tarczy?
– Oczywiście: z tarczą. W końcu spełnili swoje założenia. Niektórzy nawet myślą, by wrócić wcześniej …póki nie zacznie się robić tłoczno.
A ich dzieci? Jak to je dotyka? Bo opinię 18-letniego syna nauczycielki już poznaliśmy…
– I w tej sprawie dużo w Polsce się zmieniło. Są działania, które zapewniają wsparcie dzieciom, które wracają do kraju po dłuższym pobycie poza granicami. Jesienią zeszłego roku weszła w życie specjalna ustawa zobowiązująca szkoły do pomocy takim dzieciom.
Po kilku latach pobytu w Anglii taki ośmio- czy dziesięciolatek będzie miał kłopoty nie tylko z programem, różnicami programowymi w szkole, ale chyba nawet z językiem, prawda?
– To właśnie chcielibyśmy uprzytomnić rodzicom. Uświadomić, że mają pewne zadanie do spełnienia wobec swoich dzieci; że konsekwencje kilkuletniego pobytu za granicą są wyzwaniem także dla dzieci i ich przyszłości.
To zresztą działa w obie strony. Kiedyś się te dzieci przywiozło do Wielkiej Brytanii, oddało do szkoły…i rzuciło na głęboką wodę. Rodzice nie znali języka, nie mogli dzieciom pomóc, nie rozumieli wymagań angielskiego systemu edukacji. To były ciężkie czasy dla najmłodszych. Pracowałam wówczas dla jednej z gmin w zachodnim Londynie i moim zadanie było przeprowadzenie testów wiedzy wśród polskich uczniów, żeby szkoły mogły się zorientować na jakim poziomie są te polskie dzieci. Pamiętajmy, że wówczas komunikacja z nimi po angielsku była bardzo słaba. Z satysfakcją przyznam, że bardzo dobra była wiedza wyniesiona z Polski w zakresie przedmiotów ścisłych, problemem była sama wypowiedź, wyrażenie myśli. Oczywiście problem zmalał z upływem czasu, nasi uczniowie opanowali angielski i nie odstawali od ogółu. Początki jednak były trudne i bardzo stresujące.
Dziś korzystają z dobrodziejstwa, jakim jest wielojęzyczność.
Zamknijmy rozmowę wątkiem, od którego zaczęliśmy – akcją Polskiej Macierzy Szkolnej na stulecie odzyskania niepodległości, czyli konkursie pn. „Portret Matki”.
– Dziękuję za tę zgrabną klamrę zamykająca rozmowę… Mowa o konkursie Polskiej Macierzy Szkolnej pod egidą Fundacji Renesansu Portretu Barbary Hamilton.
Jak zaznaczyłam na wstępie, konkurs organizowany jest w uznaniu wkładu polskich matek w utrzymanie języka polskiego w polskich rodzinach podczas 123 lat zaborów oraz w celu podziękowania dzisiejszym matkom za kontynuowanie trudnej, ale jakże chlubnej pracy w rodzinach i wśród polskich społeczności poza granicami Polski.
Zapraszamy młodzież do udziału – szczegóły w Waszych szkołach sobotnich!