Po raz kolejny Polacy w Wielkiej Brytanii udowodnili, że na ich kreatywność i humor zawsze można liczyć. Nawet w czasach zarazy. Gdy na facebookowych forach zadałam pytanie: „Jak spędzacie święta wielkanocne?”, posypały się wymyślne odpowiedzi.
– A co to? Już??? – Krzysztof udaje zdziwienie.
– Ja idę na dyskotekę – komentuje ironicznie Wojciech.
– Jajka na śniadanie i koniec świętowania – pisze Kacper
– Choćby był koniec świata, to i tak mi się przytyje – stwierdza ponuro Mikołaj.
– Ja będę mył okna dla Jezusa. Mam osiemnaście pokojów, więc trochę mi się zejdzie – żartuje Maciej. Zaintrygowana pytam, o co chodzi z tym oknami. Czemu ich aż tyle?
– Jestem managerem hotelu i w nim też mieszkam. A że teraz jest wielki kryzys i nie można nawet ze znajomymi się spotkać, a jak hotel jest pusty, to nic innego nie pozostaje, jak mycie okien – śmieje się Maciej. Ale po chwili dodaje już na poważnie.
– Wie pani, święta się kojarzą przede wszystkim z wielkim spotkaniem rodzinnym przy suto zastawionym stole, z wonią wypieków babcinych roznoszących się po całym mieszkaniu. Wtedy wszyscy zapominają o kłótniach i cieszą się wspólnie spędzonym czasem. W tym roku tego nie będzie. Dużo ludzi spędzi te święta samotnie (w tym ja), ponieważ sytuacja jest dramatyczna. Mam nadzieję, że po tej całej pandemii ludzie się zmienią. Nie będzie już takiej gonitwy za pieniądzem. Będziemy się bardziej cieszyć i doceniać ludzi i rzeczy, które nas otaczają – wyznaje.
Na służbie
Dużo osób odpowiada krótko: święta spędzą w pracy. Zastanawia mnie, kto pracuje w czasie pandemii i to jeszcze w święta.
– Jestem policjantką – mówi Joanna. W Wielkanoc będzie patrolować ulice Surrey.
W czasie epidemii pracy ma tyle samo, co zawsze, tylko ma nieco inny charakter.
– Takim nowym zadaniem jest odwiedzanie osób samotnych, które ze względu na wiek lub choroby się izolują. Urząd miasta ma listę takich osób i dzwoni do nich regularnie, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Jeśli taka osoba nie odbiera telefonu, to my otrzymujemy zgłoszenie, aby sprawdzić, co się dzieje. Zazwyczaj jest tak, że są to osoby starsze, które nie usłyszą telefonu. A potem nie słyszą nas, jak się dobijamy! Ale koniec końców zwykle okazuje się, że wszystko gra, przynajmniej ja do tej pory jeszcze nie miałam takiej sytuacji, że rzeczywiście coś niepokojącego się stało – opowiada.
Innym nowym zadaniem dla Joanny jest rozganianie grupek ludzi na ulicach powyżej dwóch osób.
– To z kolei jest młodzież, która jak to młodzież, myśli, że jest ponad prawem. Spotykają się, grają w piłkę, jeżdżą na deskorolkach. Dla nich to wakacje, nie żadna epidemia. Osób młodocianych nie możemy ukarać. Osoba dorosła, która nie stosuje się do zaleceń, może dostać mandat, 60 funtów – tłumaczy Joanna.
Przełożone wesele
Ale nie tylko służby (policja, pogotowie, straż pożarna, lekarze i pielęgniarki) pracują w czasie świąt. Pewnymi zapomnianymi przez społeczeństwo pracownikami są osoby, dzięki którym codziennie możemy dostać w sklepach niezbędne produkty: magazynierzy, kierowcy, kasjerzy.
Martyna pracuje na magazynie sieci spożywczej.
– Pracujemy cały rok: Wigilia, Sylwester, Wielkanoc. Jedyny dzień w roku, kiedy jest zamknięte to Boże Narodzenie. Mi to nie przeszkadza, bo nie mam rodziny, jestem dość młoda, ale nie ukrywam, że na dłuższą metę to frustruje – mówi. Pracuje w tym miejscu od półtora roku, jest jednym z najlepszych pracowników, mimo że praca jest bardzo ciężka. Nadal jednak nie zaproponowano jej kontraktu, pracuje przez agencję. Nigdy się nie spóźniła, nigdy nie była na chorobowym.
– Teraz przez epidemie mnóstwo ludzi idzie na urlop lub chorobowe, a ja pracuję i nawet nikt nie podziękuje. Planowałam szukać nowej pracy od kwietnia, ale wyszła taka sytuacja, jaka wyszła… Nie wiem nawet, w jakiej branży szukać. Mam 24 lata, mam wyższe wykształcenie, skończyłam w Polsce biologię – tłumaczy.
Martyna wraz z narzeczonym do Wielkiej Brytanii przyjechała, aby zarobić na wesele.
– Zarezerwowaliśmy salę ponad rok temu. Teraz trzeba było wszystko przekładać. Na szczęście się udało w miarę dograć inny termin jeszcze w tym roku – opowiada.
12 kwietnia Martyna miała lecieć do Polski, ale to data niezwiązana ze świętami. Jej rodzina nie jest zbyt wierząca.
Niepewność jutra
Od niektórych komentarzy pod moim postem bije gorycz.
– Kochana, fajnie, że pytasz, jak spędzamy święta. Pytanie brzmi, jak poradzić sobie trzy miesiące bez pracy i dochodów – pisze Dariusz. – No cóż, ciężko będzie, ale myślę, że Polak pomoże Polakowi, a nie jak, to znamy z przeszłości – dodaje z przekąsem.
U Dariusza przygotowania do już zakończone. Kiełbasa biała już jest, żurek będzie też.
– Mam tylko nadzieję, że nie zabranie nikomu – zaznacza.
Maciej, ten od „mycia okien” ma szczęście, bo jego szef jest ludzki. Za marzec wszyscy pracownicy w jego hotelu dostali pełne wypłaty. Ale od następnego miesiąca czekają na pomoc rządu, obiecane 80% pensji.
– Tylko problem jest taki, że jeszcze nikt nie wie, kiedy to nastąpi. Dużo firm hotelarskich jest na skraju bankructwa. Na pewno dużo ludzi, spędzi te święta w stresie. Co mają powiedzieć ci, co żyją z miesiąca na miesiąc i teraz zostali bez żadnych dochodów? – zastanawia się.
Świat się zatrzymał
Większość Polaków jednak stara się myśleć pozytywnie i będzie starało się zachować w święta pozory normalności.
– Święta na spokojnie, w domku. Będę dekorować jajeczka z dzieckiem, żeby chociaż tyle miał z tych świąt – pisze Inga
– Ja sie zastanawiam, gdzie jajka świecić: w kuchni, dużym pokoju czy może na ogrodzie? – śmieje się Karolina.
– Jak będzie ciepło i słonecznie, otworzę okno i w ciszy posłucham natury – podkreśla Jadwiga.
– Zamierzamy z dziećmi uroczyście przystąpić do przygotowań wyszukanych dań wegańskich – opowiada Małgorzata. – To będę pierwsze nasze święta, nie tylko w wyjątkowych okolicznościach, ale też bez jaj, tradycyjnego majonezu i czy białej kiełbasy. Zamierzamy się dostosować do tradycji, ale w wersji wege, czyli żurek tak, ale z marchewka zamiast kiełbasy, oczywiście będzie rzeżucha i domowy chleb, na którego pieczenie wreszcie mamy czas. Będzie inaczej pod każdym względem – zauważa.
Justyna niestety spędzi święta 1500 kilometrów od swoich dzieci. Na początku marca musiała przyjechać na parę dni do Polski. Miała się stawić na rozprawie w sądzie, ostatnie nierozwiązane sprawy z byłym mężem. Gdy już była na miejscu, okazało się, że rozprawa została odwołana, a dwa dni później zamknięto granice. Utknęła.
– Próbowałam przebookować mój bilet, ale się nie udało. „Lot do domu” okazał się dla mnie za drogi. Postanowiłam zostać i zaczekać, aż wszystko się uspokoi. Myślałam, że szybciej wszystko wróci do normy – przyznaje.
Na szczęście ma, gdzie mieszkać. Zatrzymała się w domu swojego partnera i jego matki. Spędzą święta we trójkę, a z dziećmi, które zostały w Londynie, połączy się przez Skype.
– Moja czwórka dzieci jest już odchowana, najmłodszą 15-letnią córką w tym czasie opiekuje się mój syn. Staram się szukać pozytywów. Dzięki tej sytuacji mam szansę spędzić więcej czasu z partnerem, który na stałe mieszka w Polsce – mówi.
Z kolei Piotrowi udało się. W ostatniej chwili wyjechał z Wielkiej Brytanii samochodem.
– Na promie było może 20 aut. Kwarantanna kończy mi się tuż przed świętami, więc spędzę je z rodziną – opowiada.
Piotrowi samotność w czasie kwarantanny nie doskwiera. Mieszka na wsi, ma trzy koty, dwa psy i dziesięć kur.
– Ptaki śpiewają, jeże w nocy biegają, sarenki podchodzą, codziennie dzięcioł drzewo leczy. Fajnie, że świat się na chwilkę zatrzymał – kwituje.
Magdalena Grzymkowska