Z ogrom ną radością obserwowałem młodzież – jak rosła, dojrzewała, wchłaniała zasady prawa harcerskiego i służby, coraz lepiej rozumiała założenia ruchu harcerskiego i swoją w nim rolę, brała na siebie odpowiedzialność za pracę w drużynie – mówi hm. Robert Rozpędzihowski, przewodniczącym Związku Harcerstwa Polskiego w rozmowie z Aleksandrą Podhorodecką.
Druhu Robercie, jest druh Przewodniczącym Związku Harcerstwa Polskiego poza granicami Kraju. To już druha druga kadencja na tym stanowisku. Na czym polega ta funkcja?
– Jest to funkcja reprezentacyjna. Staram się godnie reprezentować Związek na wszystkich państwowych i kościelnych uroczystościach w Polsce oraz polonijnych w Wielkiej Brytanii, Europie, Kanadzie, Australii, Stanach Zjednoczonych, Południowej Ameryce i na Wschodzie. Byłem już w Argentynie, Irlandii, Kanadzie, Stanach, Polsce, Francji i innych krajach europejskich. Dbam o interesy i dobre imię naszego Związku. Dopilnowuję organizacji zlotów, zajmuję się gośćmi, rozmawiam z władzami, przypominam o istnieniu ruchu harcerskiego poza granicami Polski.
Zadaniem Związku jest kształcenie i wychowywanie młodego pokolenia Polaków, żyjącego poza Polską, do służby Bogu, Ojczyźnie i bliźnim. Jako Przewodniczący współpracuję z Naczelnictwem, które składa się z 12 członków: Naczelnika harcerzy, Naczelniczki harcerek, Kierownika Starszego Harcerstwa, Przedstawicielki Organizacji Przyjaciół Harcerstwa, Kapelana, Sekretarza Generalnego, Skarbnika Generalnego i pięciu członków. Skład Naczelnictwa jest wybierany przez przedstawicieli wszystkich państw członkowskich – czyli tam, gdzie funkcjonują polskie jednostki harcerskie – a Naczelnictwo – z Przewodniczącym – jest najwyższą władzą Związku Harcerstwa Polskiego. Razem omawiamy pracę, oraz cele, planujemy wspólne imprezy – zloty, pielgrzymki, wydawnictwa.
Przytoczę tu wypowiedź druhny Anny Bnińskiej-Gębskiej, opublikowaną w „Tygodniu Polskim” z 6 grudnia 2019 roku: Nasz cel to wychowanie metodą harcerską dzielnych, prawych i zdolnych do poświęceń ludzi w myśl Prawa i Przyrzeczenia Harcerskiego. Przygotowujemy młodzież do świadomej, ofiarnej służby narodowi polskiemu i Polsce, opartej na umiłowaniu Ojczyzny. Do tego dochodzi przygoda harcerska – gry, ćwiczenia, ogniska, biwaki, obozy na łonie przyrody, które przygotowują młodego człowieka do odpowiedzialnego życia w XXI wieku.
Wróćmy jednak do początku. Jak się zaczęła druha przygoda z harcerstwem?
– Urodziłem się w 1958 roku w Oxfordzie, gdzie działało harcerstwo. Rodzice moi byli związani z harcerstwem – mama działała w nim jeszcze w przedwojennej Polsce – to też zapisali mnie do gromady zuchów „Jastrzębie”. Gromada była częścią hufca „Łódź”, który obejmował rejon pomiędzy miastami uniwersyteckimi Oxford i Cambridge. Hufcowym był wtedy hm. Staszek Berkieta, a hufiec brał udział w harcerskich obchodach stulecia Chrztu Polski w 1966 r. Chodziłem do polskiej szkoły sobotniej, do polskiego kościoła; jeździłem na kolonie zuchowe z londyńskim hufcem „Warszawa”, organizowane przez druha hm. Wacława Śledziewskiego, gdyż nasz hufiec nie urządzał kolonii dla zuchów. W 1969 r. na kolonii byłem pasowany na harcerza w Stella Plage (polski ośrodek we Francji gdzie znajdowała się stanica harcerska).
Będąc w Walii w 1970 r. na jedynym obozie hufca „Łódź”, poznałem niezapomnianą „Jedynkę” czyli 1 Drużynę Harcerską działającą na terenie Devonii/Highgate, która obozowała w pobliżu. Tam poznałem druha hm. Olgierda Lalko, z którym łączy mnie serdeczna przyjaźń po dzień dzisiejszy. To był początek mojej współpracy z harcerstwem na Devonii.
Zaraz po tym obozie nasz hufiec „Łódź” został rozwiązany i przez parę lat nie miałem żywego kontaktu z harcerstwem choć bardzo mi tego brakowało. Podobała mi się praca w drużynie, poczucie wspólnoty, przygoda.
W tym czasie rodzina przeniosła się do Chelmsford, czyli bliżej Londynu, a ja pojechałem ponownie na kolonię zuchową do Stella Plage, ale już jako wódz zuchów. Tam znowu spotkałem się i spędziłem czas z młodzieżą z „Jedynki”. Zachęcono mnie, abym dołączył do tej londyńskiej drużyny i tak też się stało.
Przyjęto mnie do drużyny, byłem z nimi na obozie, a w 1975 roku zostałem przybocznym. Razem z nimi w 1976 roku brałem udział w zlocie w Kanadzie, a w 1977 objąłem funkcję drużynowego po hm. Olgierdzie Lalko. Prowadziłem drużynę przez pięć lat do zlotu w Comblain La Tour w Belgii, potem pomagałem jako Namiestnik hufca „Warszawa”.
Pod koniec lat 80-tych po całej Europie zaczęły się tworzyć polskie jednostki harcerskie, składające się z młodzieży „Solidarnościowców”, Powstała więc nowa chorągiew, a ja zostałem jej komendantem. Odwiedzałem wtedy nowe drużyny, organizowałem dla nich kursy szkoleniowe w Sztokholmie, Hamburgu, Wiedniu. Pomagali mi w tym druhna Luna Golińska, Krysia i Bogdan Szwagrzak, Edward Jaśnikowski i inni. W 1997 roku zostałem hufcowym hufca „Warszawa”, pełniłem ta funkcję zaledwie przez dwa lata, ale nadal pomagałem przy zlotach, obozach i w Głównej Kwaterze Harcerzy na Beavor Lane. W 2006 r. zostałem wybrany Komendantem Chorągwi WB .W 2010 roku prowadziłem Zlot Harcerzy w Zegrzu pod Warszawą. Był to już kolejny obóz naszej harcerskiej młodzieży w kraju i bardzo przeżywaliśmy fakt, iż obozujemy w wolnej, niepodległej Polsce, o której marzyli, i o którą walczyli, nasi rodzice.
Po trzech latach pełnienia funkcji Przewodniczącego Zarządu Okręgu Wielkiej Brytanii, od 2012-2015, wybrano mnie na Przewodniczącego Związku Harcerstwa Polskiego. Pełnię tę funkcje po dziś dzień.
Druhu Robercie, to są suche fakty z druha życia, ale za nimi kryją się uczucia i praca z młodzieżą. Jak druh ocenia swoją pracę z drużyną na Devonii/Highgate, bo to właśnie w tym czasie dojrzewała druha postawa życiowa. Postawa służby Bogu, Polsce i bliźnim?
– Kiedy objąłem funkcję drużynowego „Jedynki” w czynnej służbie było czterech harcerzy! Gdy odchodziłem, w 1982 roku, było ich ponad 40 i sprawnie funkcjonowały: gromada zuchów, zastępy i Wędrownicy. Drużyna cieszyła się doskonałą opinią, była najliczniejszą drużyną w hufcu i zdobywała sukcesy w konkursach, na zlotach i wspólnych przedsięwzięciach.
Dla mnie to były najpiękniejsze lata mojej pracy w harcerstwie. Tworzyły się przyjaźnie, pokonywaliśmy trudności, jeździliśmy razem na obozy, wędrówki, zimowiska (w Penhros). Angażowaliśmy się w życie parafialne; pełniliśmy służbę przy Bożym Grobie na Wielkanoc, robiliśmy palemki – jeździło się wtedy do lasu po bazie – odwiedzaliśmy domy dla starców, zawoziliśmy im paczki, kolędowaliśmy, współpracowaliśmy z żeńską drużyną „Warta”; zbieraliśmy pieniądze, wykonując drobne czynności, chętnie nieśliśmy pomoc bliźnim. Członkami drużyn byli uczniowie szkół sobotnich na Devonii i Highgate. Zbiórki odbywały się w sali przy kościele na Devonii. Ks. rektor Karol Zieliński wspierał naszą działalność.
Z ogromną radością obserwowałem młodzież – jak rosła, dojrzewała, wchłaniała zasady prawa harcerskiego i służby, coraz lepiej rozumiała założenia ruchu harcerskiego i swoją w nim rolę, brała na siebie odpowiedzialność za pracę w drużynie. To było bardzo budujące.
Czy sprawa polskości i patriotyzmu była dla Waszego pokolenia ważna? Jak rozumieliście swoją misję?
– Bardzo ważna. Należę do pokolenia, które wychowało się w środowisku polskim i patriotycznym. Rodzice przekazali mi wartości, które dla nich były ogromnie ważne.
Moje życie oscylowało pomiędzy szkołą sobotnią i polską parafią. Każdy weekend był prawie taki sam: rano zajęcia w polskiej szkole, po południu zbiórka harcerska a w niedzielę msza w kościele polskim. Z czasem doszły jeszcze wędrówki, harcerska zabawa, spotkanie polskich przyjaciół i początki siatkówki.
Rozumieliśmy, że naszym obowiązkiem jest dbanie o to, abyśmy sami czuli się Polakami, znali język polski, polską historię. Bronili polskiej sprawy w środowisku angielskim.
No właśnie, jak druha angielscy przyjaciele – bo przecież takich też druh miał – patrzyli na druha pracę w harcerstwie? Czy nie dziwiło ich to, że tyle czasu spędza druh na pracy społecznej?
– Nie, nie dziwiło ich. Wielu z moich przyjaciół należało do angielskiego skautingu i choć praca ich miała trochę inny charakter, to jednak rozumieli moją pasję! Obracałem się w środowisku, które mnie rozumiało! Takich dobierałem sobie przyjaciół.
Na czym polegały różnice pomiędzy polskim harcerstwem a angielskim skautingiem? Przecież oba te ruchy wywodzą się od Baden Powella.
– To prawda, polskie harcerstwo – udoskonalone przez pp. Małkowskich – oparło się na zasadach Baden Powella, jednak miało – i ma nadal – zasady bardzo ideowe, wychowawcze, patriotyczne.
Brytyjczycy nie mają przyrzeczenia, nie mają ani elementu religijnego (służba Bogu), ani patriotycznego (służba Ojczyźnie), a koncentrują się na służbie bliźniemu. Ich styl pracy jest bardziej komfortowy. Wyjeżdżają na obozy blisko domu; przyjeżdżają na gotowe. Nie budują swoich prycz, urządzeń namiotowych, kuchni polowej, bramy wejściowej, kapliczki.
A to właśnie przyciąga naszą młodzież – ten element przygody, prymitywnego życia na łonie przyrody, zdobywanie stopni i sprawności. To jest dla nich wyzwaniem.
Czy uważa druh, że prawo harcerskie i przyrzeczenie są nadal aktualne w dzisiejszym świecie?
– Jak najbardziej, może nawet są bardziej aktualne niż były kiedyś. Młodzi żyją w świecie, który oferuje im wiele atrakcji: kluby, dyskoteki, sport. Wyrastają w atmosferze, gdzie raczej się bierze, niż daje.
A harcerstwo przeciwstawia się tym postawom, proponuje im coś innego – służbę Bogu, Polsce, bliźnim – nie na rozkaz, ale z własnej, nieprzymuszonej woli. Zapewnia wiele przygód, kontakt z przyrodą, przyjaźń, daje im wspólnotę i braterstwo.
Z jakimi spotykacie się dzisiaj trudnościami w pracy harcerskiej?
– Najbardziej odczuwamy brak kadry instruktorskiej. Za mało mamy kursów, szkoleń. Po prostu brak nam liderów. Nie wszędzie są drużyny, bo brak jest instruktorów, a młodzież garnie się do harcerstwa, które dzisiaj przeżywa swój renesans. Liczba członków rośnie, powstają nowe drużyny w różnych państwach Europy oraz w Wielkiej Brytanii.
Najnowsza emigracja, ta unijna, powoli wciąga się w naszą pracę. W większości miejsc współpraca ze starą emigracją układa się bardzo pomyślnie, ale nie wszędzie!
I jeszcze na koniec – jak się układa współpraca z ruchem harcerskim w Polsce?
– Problem polega raczej na tym, że w Polsce jest osiem organizacji harcerskich o bardzo różnych profilach i sposobach działania. Związek Harcerstwa Polskiego poza krajem jest tylko jeden.
Te różne organizacje w Polsce rywalizują między sobą i można powiedzieć, że sobie raczej przeszkadzają, zamiast budować razem podstawy jednej, prężnej organizacji. Połączenie się w takiej sytuacji jest raczej niemożliwe.
ZHP krajowe jest koedukacyjne i służba Bogu nie jest postrzegana jako istotny element pracy. Bliższą nam organizacją jest ZHR (Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej), który powstał w 1989 r. a jego podstawy metodyczne i ideowe są bardzo podobne do naszych. Z nimi współpracujemy więc najczęściej. Wszystkie jednak odłamy harcerstwa są pod protektoratem Prezydenta Polski i to nas na pewno łączy.
W ramach podsumowania chciałbym zaznaczyć, że praca w harcerstwie, choć jest wymagająca i zajmuje sporo czasu, to daje też życiowe umiejętności i rozwija każdego w wielu kierunkach. Jest to praca wolontaryjna, a więc nie otrzymujemy żadnego wynagrodzenia. Służba Bogu, Ojczyźnie i bliźniemu to praca społeczna w najlepszym tego słowa znaczeniu. Harcerstwo buduje nas również na drodze osobistej i zawodowej. Dzięki harcerstwu poznałem wielu wspaniałych ludzi (z moją żoną na czele!). Czworo moich dzieci uczęszczało do polskiej szkoły w Amersham i poznało harcerską przygodę. Córki nadal są zaangażowane w działalność lokalnej drużyny i hufca.
Z pewnością jestem jedną z wielu osób, które z powodzeniem stosują harcerską metodę w pracy zawodowej. Jako dyrektor w korporacji o globalnym zasięgu często sięgam do sposobów pracy, których nauczyłem się i stosowałem jako młody drużynowy. Karność, respekt, współpraca i sprawiedliwość, pomagają mi prowadzić kształcenie na poziomie europejskim. Gdybym miał ponownie zdecydować czy chcę być harcerzem, czy nie, to z pewnością wybrałbym tą samą drogę.
Rozmawiała: Aleksandra Podhorodecka