Mimo że smak jest często kwestią gustu, to jednak, to co lubi osoba wychowana i mieszkająca w Anglii, wcale nie musi smakować osobie urodzonej w Polsce. I na odwrót. Do takich potraw z naszych kuchni narodowych, złożonych z tradycyjnych składników i dodatków, bez których nie byłyby tym, czym są, należą pączki dla Polaków i pancakes dla Anglików. O jednej, jak i drugiej tradycji oraz słodkich preferencjach klientów – z Małgorzatą Jędrzejewską z England’s Lane w Londynie, smakoszką polskich pączków – rozmawia Jolanta Jakacka.
Czy tradycja jedzenia pączków w Tłusty Czwartek jest żywa także w Wielkiej Brytanii?
– Brytyjczycy, którzy mają kontakt z Polakami, wiedzą coś o Tłustym Czwartku, bo rozmawia się o różnych zwyczajach, jednak nie jest to ich tradycją. Owszem, gdy się ich częstuje pączkiem, jedzą, ale bez szału.
A może bardziej popularne są naleśniki na Pancake Day?
– Zdecydowanie wybierają Pancake Day i to jest ich szaleństwo. Z moich obserwacji wynika, że lubią na słodko, szczególnie z syropem klonowym, ale kochają też dodawać do tego smażony bekon.
Na jakie wyroby decydują się Pani klienci?
– Nasza restauracja oferuje spory asortyment słodkości, ale nie mamy pączków w ofercie. Co nie zmienia faktu, że codziennie rano jesteśmy oblężeni. A dlaczego? Bo od rana pracuje piec, który uwalnia z siebie zapach, idący na całą ulicę. Croissanty, pain a chocolate, pain a raisins, croissanty migdałowe (moje ukochane), brioszki cynamonowe i pistacjowe, petit choux z nadzieniem z orzechów laskowych – to wielki wabik na klienta, który wie, że na śniadanie dostanie produkt najwyższej jakości. A później podajemy red velvet – ciasto marchewkowe z orzechami włoskimi lub pistacjami, ciasto szpinakowe, brownie: bananowe, czekoladowe bez mąki i z cukrem kokosowym, cytrynowo-orzechowe, migdałowo-jagodowe, jabłecznik i gofry oraz różnorodne deserki. W ofercie mamy także wegańskie brownie i wegańskie ciasteczka.
Czy klienci to Polacy, czy raczej Anglicy?
– Głównie Anglicy, zdarzają się Francuzi, Włosi i inne nacje, w tym też Polacy.
O której zaczyna Pani pracę i przygotowania do wypieku tych słodkości?
– Codziennie zaczynam przed 7 rano, więc już o 7.30 pierwsi klienci dostają swoje ulubione brioszki czy migdałowe croissanty. I do godziny 15-16 piekę te ciasta, które są na ukończeniu. A schodzą szybko. Brytyjczycy bardzo lubią słodkości i z reguły są one słodsze niż takie, do których ja osobiście byłam przyzwyczajona.
A jakie są Pani preferencje – Polki piekącej dla Anglików?
– Uwielbiam i zawsze uwielbiałam Tłusty Czwartek, choć na co dzień rzadko jadałam pączki. Jeszcze mieszkając w Polsce, miałam obok siebie cukiernię, w której mogłam nabyć pączki prosto z pieca, gorące, więc często były to naprawdę spore ilości, potrafiłam zjeść w Tłusty Czwartek i 12 pączków! Teraz trochę się zmieniło, bo mój organizm nie lubi nic smażonego na głębokim tłuszczu i odchorowuję, niestety, każde pączkowe szaleństwo. Ale że tradycji musi stać się zadość, dwa pączki, ewentualnie trzy – jeśli świeżutkie – zjadam, prosząc swój układ pokarmowy o zlitowanie, bo przecież Tłusty Czwartek jest raz w roku. A kupuję pączki w sklepach polskich, polecam sklep „Poziomka” na Golders Green. Dobre są też Krispy Doughnuts – to jakby taki odpowiednik polskich pączków – mniej tłuste, ale za to słodsze.