01 marca 2022, 11:36
Leeds, Sutton-on-the-Forest, East Moor Camp
Tak się ostatnio złożyło, że moje felietony łączyły się z wyjazdami w teren. Wyjazdy te, ze względu na wiek, są coraz rzadsze, ale jednak się zdarzają i trzeba wtedy wykorzystywać sytuację i odwiedzać miejsca związane z życiem Polaków na tych wyspach. Tak też było parę tygodni temu, kiedy los i sytuacja rodzinna zmusiły nas do wyjazdu na północ Anglii. Znaleźliśmy się w Leeds, w polskim kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej i św. Stanisława Kostki. Nie była to moja pierwsza wizyta w mieście, które ma bardzo liczną społeczność polską, ale i tak ośrodek polski i kościół zrobiły na mnie wielkie wrażenie.

Byliśmy na pogrzebie znanego w tamtym środowisku działacza społecznego, który wprawdzie od wielu lat był w stanie spoczynku – kończył właśnie 96 lat, kiedy Pan zabrał go do siebie – ale wspólnota parafialna nie zapomniała o jego wkładzie w budowę i utrzymanie kościoła oraz polskiej szkoły sobotniej. Stawili się licznie na Jego pożegnaniu i bardzo był wzruszający moment, kiedy pięciu synów, którzy rodzicom zawdzięczają dobre wychowanie, wyższe wykształcenie i przywiązanie do polskości, nieśli trumnę Ojca. Żegnając Go celebrowali również Jego życie, ofiarne i szczęśliwe, mimo trudnych początków. Był on przedstawicielem pokolenia, które razem z armią generała Andersa przybyło do Anglii w 1945 roku i tutaj – z trudem i poświęceniem – budowało życie na nowo, na obcej ziemi. Mszę świętą odprawił i przewodniczył obrzędom pogrzebowym ks. Jan Zaręba, wieloletni proboszcz polskiej parafii w Leeds, a mój dawny wikary na Devonii.

Zarówno kościół jak i ośrodek – wybudowany, względnie rozbudowany – są pięknie zagospodarowane i dostosowane do potrzeb polskiej wspólnoty. Ośrodek jest przestronny, ma wiele pomieszczeń, restaurację na piętrze, dwa bary i dużą salę konferencyjną ze sceną. Przy ośrodku jest duży parking oraz plebania i kościół. Na terenie ośrodka mieści się również polska szkoła, do której sobotami uczęszcza ponad 300 dzieci. Szkoła jest dobrze wyposażona w tablice, sprzęt elektroniczny i bibliotekę. Nauczyciele mogą na ścianach rozwieszać prace uczniów, mapy, plansze i różne pomoce naukowe, które wspomagają proces nauczania. Mało jest naszych polskich szkół w Zjednoczonym Królestwie, które dysponują tak dogodnymi warunkami. Ksiądz Jan ma z kim i gdzie pracować!

Będąc już tak daleko na północ od Londynu, postanowiliśmy trochę przedłużyć nasz pobyt i pojechaliśmy w stronę Yorku. Są to tereny dobrze mi znane ze spotkań AQA, brytyjskiego ciała egzaminacyjnego, z którym od trzydziestu lat współpracuję. Nie chodziło nam jednak o egzaminy – choć ich przyszłość i skuteczność zawsze leżą mi na sercu. Celem naszej podróży był Sutton-on-the-Forest i dawny obóz East Moor, w którym mój mąż, Zygmunt, spędził swoje dzieciństwo po przyjeździe do Anglii z Afryki, oraz cmentarz Wszystkich Świętych, który położony jest blisko terenu dawnego obozu polskiego, na którym leży mój teść, również Zygmunt.

Cmentarz, położony przy wiejskiej drodze, robi bardzo sympatyczne wrażenie. Najwyraźniej lokalna społeczność dba o jego wygląd. Właśnie zakwitły przebiśniegi i cały teren pokryty był białym kobiercem. Pięknie to wyglądało. Spacerując pomiędzy grobami dotarliśmy do działki polskiej, gdzie leżą dawni mieszkańcy znajdującego się tu kiedyś obozu polskich uchodźców. Między starszymi grobami z lat 50. są też i groby nowe. Najwyraźniej najbliżsi zmarłych tu rodaków chcieli spocząć na wieki w ich towarzystwie. Groby są ładnie utrzymane, czyste, leżą przy nich kwiaty. Muszą w okolicy mieszkać Polacy, których rodziny były kiedyś związane z obozem East Moor. Zapewne przychodzą tu na Wszystkich Świętych, aby zapalić znicze na polskich grobach. Obecność tej polskiej działki musi jednak dziwić mieszkających w sąsiednich wioskach Anglików. Skąd na malutkim cmentarzu, z dala od większych miast, leżą zmarli o tak obcych nazwiskach? Jaki był ich los? Jak trafili w ten zakątek angielskiej ziemi? Czy ktoś opowie im o historii polskich żołnierzy i ich rodzin, których wojna zagnała w to zaciszne miejsce?

Po polskim obozie East Moor nie pozostał żaden ślad. Objechaliśmy cały teren, szukając choćby jakiegoś znaku, tablicy, baraku, które by przechodniom brytyjskim opowiedziały coś o tym miejscu i losach tamtych Polaków. Jak wiemy, bardzo wielu Polaków mieszka obecnie w Anglii, ale czy i oni znają historie starej emigracji? 

 W 1941 roku zbudowano obóz dla brytyjskiego lotnictwa RAF na wrzosowisku – stąd nazwa East Moor – niedaleko pięknego miasta York. W metalowych, półokrągłych barakach – potocznie zwanych przez Polaków beczkami śmiechu – zamieszkali lotnicy szykujący się do walki powietrznej z Niemcami. Warunki mieli dosyć prymitywne – brak łazienek, prywatności, innego niż koledzy towarzystwa – ale był to czas wojny i nie myślano o lepszych warunkach. Ważna była walka o zwycięstwo. Po wojnie obóz opustoszał i porzucone baraki powoli niszczały. Sytuacja uległa kompletnej zmianie, kiedy w 1948 roku oddano teren ze wszystkimi prymitywnymi zabudowaniami Krajowej Radzie Pomocy (National Assistance Board) na potrzeby polskich uchodźców. Był to czas, kiedy do Anglii zjeżdżały rodziny polskie, które większość lat wojennych – po amnestii i ucieczce z Rosji z wojskiem generała Andersa – spędziły w Afryce, Indiach czy na Bliskim Wschodzie. Po zakończeniu działań wojennych i demobilizacji wojska Anglicy powoli zamykali obozy dla polskich uchodźców rozrzucone po brytyjskich koloniach. Trzeba było coś zrobić z tymi polskimi żołnierzami i ich rodzinami. Powstał wtedy Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia. Był organizacją utworzoną przez rząd brytyjski w 1946 roku jako jednostka dla członków Polskich Sił Zbrojnych, którzy służyli w brytyjskich siłach zbrojnych i nie chcieli wracać do komunistycznej Polski po zakończeniu II wojny światowej. Został powołany, aby ułatwić im przejście z życia wojskowego do cywilnego i utrzymać ich pod kontrolą wojskową, dopóki nie zostaną w pełni przystosowani do cywilnego życia brytyjskiego. Organizacja była prowadzona głównie przez armię brytyjską i została rozwiązana w 1949 roku po spełnieniu swojego celu. 

W pierwszym okresie powojennym władze brytyjskie zachęcały Polaków do powrotu do Polski. Niektórzy podjęli taką decyzję, lwia część jednak pozostała na zachodzie. Niektórzy wyemigrowali do Ameryki, Kanady czy Australii. Większość jednak została w Anglii i trzeba było znaleźć dla nich miejsce zamieszkania. To wtedy właśnie zakładano obozy, najczęściej na terenie starych obozów wojskowych, sprowadzając do nich rodziny polskie. W 1949 roku otworzono obóz w East Moor i sprowadzono do niego 201 rodzin polskich (w tym 187 dzieci). Zamieszkały one w beczkach śmiechu, korzystały ze wspólnej kantyny i starały się raz jeszcze, od nowa, na obcej ziemi urządzić swoje życie. Zabrano się jednak do organizowania tego życia. Baraki były bez łazienek, często bez możliwości gotowania. Były brzydkie, zimne, nieprzytulne. Betonowe ściany obwieszano kocami, aby stworzyć trochę sympatyczniejsze warunki. Powoli dobudowywano kuchenki umożliwiające indywidualne gotowanie. Przeznaczono na kościół jeden z lepszych baraków. Przyjechał z nimi ksiądz prałat Bolesław Zabłudowski, kapelan wojskowy, który szybko zabrał się do błogosławienia związków małżeńskich, chrzczenia niemowląt, przygotowywania dzieci do pierwszej komunii. Pozostał on ze wspólnotą do momentu zamknięcia obozu i wtedy przeniósł się do Yorku, gdzie do śmierci służył potrzebującym Polakom.

Na terenie obozu powstała szkoła, przedszkole, biblioteka i czytelnia. Opiekę nad oświatą objął Benedykt Dytrych z ramienia komitetu edukacji dla Polaków (Committee for the Education of Poles in Great Britain). Po zamknięciu obozu przeniósł się do Londynu, na Ealing, gdzie przez lata bardzo skutecznie hodował pszczoły! Mieszkańcy zakładali ogródki wokół swoich baraków, hodowali kury, prowadzili pasieki i życie powracało do pewnej normalności. Z czasem założono chór Echo, harcerstwo, drużyny sportowe, zespół ludowy, plac zabaw i miejsce spotkań na zebrania; organizowano koncerty i występy teatralne. Życie kulturalne kwitło, a miało jeszcze ten dodatkowy atut, że łączyło wspólnotę obozową z mieszkającymi w okolicy Anglikami. Zapraszano ich na występy i przedstawienia i powoli nastąpiła pewna integracja, która z czasem umożliwiła Polakom przejście z życia obozowego do normalnej pracy zarobkowej w lokalnych gospodarstwach czy fabrykach. Obóz powoli pustoszał i został ostatecznie zamknięty pod koniec lat 50. W sumie przez cały okres jego istnienia ponad 600 Polaków przewinęło się przez teren obozu. Był dla mieszkańców domem i wspólnotą. Mąż wraca do tych wspomnień z rzewnością.

Pospacerowaliśmy po terenie dawnego obozu, gdzie dziś mieści się osiedle przemysłowe (Industrial Estate), i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Obozu nie ma, ale wspomnienia zostały.

Aleksandra Podhorodecka

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_