Katarzyna Bzowska
Taki tytuł miała dwudniowa konferencja naukowa poświęcona wydawnictwu Oficyna Poetów i Malarzy Krystyny i Czesława Bednarczyków. Spotkanie odbyło się w Krakowie w dniach 31 marca – 1 kwietnia 2023 roku, bo właśnie tam przed 10 laty przeniesione zostało archiwum OPiM. Organizatorami były Katedra Edytorstwa i Nauk Pomocniczych Wydziału Polonistyki UJ oraz Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie.
W konferencji wzięło udział około 30 badaczy emigracji, zajmujących się pisarzami, malarzami i grafikami oraz tłumaczami współpracującymi z OPiM. W czasie ponad 50 lat istnienia Bednarczykowie wydali blisko 800 książek oraz 57 numerów kwartalnika „Oficyna Poetów”. Każdy numer kwartalnika otwierał norwidowski dystych „Z rzeczy świata tego ostaną tylko dwie. Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic”. To spory dorobek wydawniczy i jest o czym mówić.
Tak się złożyło, że wzięłam udział w tym przedsięwzięciu i choć nie jestem naukowcem, a felietonistką „Tygodnia” wygłosiłam referat, który nieco odbiegał od głównego tematu. Zajęłam się bowiem relacjami Bednarczyków z Polską Fundacją Kulturalną, a w szerszym kontekście – z emigracją „niezłomnych”. A nie zawsze stosunki te układały się dobrze. PFK i OPiM różniło nie tylko podejście do współpracy z pisarzami krajowymi, ale też odmienne było podejście do samego procesu wydawania książek. Bednarczykowie uważali, że ich wydawnictwo i kwartalnik powinny być „pomostem” między krajem i emigracją, gdyż – jak pisał Czesław Bednarczyk w swojej książce wspomnieniowej „W podmostowej arkadzie” – „jedna jest tylko polska literatura”. Inaczej sprawę ujmował, na przykład, Karol Zbyszewski, który wziął udział w ankiecie przeprowadzonej przez ZPPnO w 1976 r. Jego zdaniem są dwie literatury, gdyż „Emigracyjni autorzy piszą jakby do szuflady. W kraju są absolutnie nieznani. Powieść, krytyka literacka, historia są po latach do niczego. A gdy nareszcie będzie wolno ich wydawać w Polsce – będą przestarzali, nikt nie zechce ich czytać”.
Odmienne też było podejście do samego procesu wydawania książek. PFK była nastawiona na przeciętnego czytelnika. Bednarczykowie natomiast skupiali się na czytelniku „elitarnym”. Uważali, że tylko książka składana ręcznie jest warta tego, by wziąć ją do ręki. I rzeczywiście: książki wydawane przez OPiM są od strony estetycznej piękne. A PFK? Bywało różnie. Niektóre książki miały świetne okładki i dobre opracowanie redaktorskie, a inne były przeciętne.
Podejście Bednarczyków, dla których równie ważny był pisarz jak i grafik, było też inne niż paryskiej „Kultury”. Zwrócił na to uwagę prof. Janusz Gruchała, kierujący Katedrą Edytorstwa UJ. Książki Instytutu Literackiego od strony estetycznej były nieciekawe, w tych samych szarych okładkach, składane tą samą, małą czcionką. Jednak to właśnie w paryskiej oficynie wydawali najwięksi pisarze emigracyjni. Czesław Miłosz tylko raz wydał książkę w OPiM („Dolina Issy”), gdy pokłócił się z Jerzym Giedroyciem. Żaden z poetów i pisarzy, którzy byli drukowani w OPiM talentem nie dorównywał, w opinii prof. Gruchały, tym z „Kultury”.
Mnie zainteresowały trzy referaty. Justyna Gorzkowicz, reprezentująca PUNO i ZPPnO, mówiła o zasługach OPiM w wydaniu książek Stanisława Vincenza, kładąc główny nacisk na zawartą w „Połoninie” legendę o Syrojidach. W liście do Jerzego Giedroycia Vincenz pisał: „Jest to mit czy legenda niezmiernie stara, bo podobne wersje były w starożytnej Grecji; a Syrojidy to znaczy tacy podludzie, którzy jedzą wszystko na surowo (także ludzi) nazywali się w Grecji omophagoi czyli surowojady, albo kynokephaloi – psiogłowy (także po huculsku pesihołowy). Mit ten wygrzebałem z największą trudnością od bardzo starych ludzi, bo młodzi wstydzą się to powtarzać, jako że to „nieprawda”. Tymczasem to prawda, bo ja czerpałem soki i krew do jej napisania, słuchając moskiewskich procesów przez radio”. Vincenz napisał tę opowieść w latach 1936-37, a ukazała się w kwartalniku „Złoty Szlak” w Stanisławowie w 1939 roku. Wkrótce prawdziwi Syroidzi najechali na tę część Polski. Jak podkreśliła dr Gorzkowicz, to podobne fantazja jak „Folwark zwierzęcy” Orwella.
Do Krakowa z odległej Australii przyleciała Bogumiła Żongołłowicz, od wielu lat należąca do ZPPnO, która z właściwą sobie swadą przedstawiła postać mieszkającego przez wiele lat w Australii poety Ludwika Tabaczyńskiego. Wydał on w OPiM dwa tomiki wierszy, ale pozostał poetą nieznanym nawet wśród badaczy literatury emigracyjnej.
Trzeci referat z tych dla mnie najbardziej interesujących autorstwa Natalii Koza poświęcony był Arthurowi Lazzamowi. Urodzony w Anglii, nauczył się walijskiego i zamieszkał w jednym z walijskich miasteczek, gdzie pracował jako nauczyciel. Pisał po walijsku. Do swoich tomików wierszy sam projektował okładki. Zainteresował się także tradycją druidów. Podobno Krystyna Bednarczykowa uważała go za największego ekscentryka, jaki współpracował z OPiM.
Na takim krakowskiej konferencji nie mogło oczywiście zabraknąć prezes ZPPnO Reginy Wasiak-Taylor. Jej referat poświęcony był Krystynie Bednarczykowej, która w latach 2005-2010 była prezesem londyńskiego Związku Pisarzy. Warto przypomnieć, że właśnie przed kilku dniami przypadła setna rocznica urodzin współzałożycielki Oficyny. Regina Wasiak-Taylor zadbała o to, by archiwum dotarło do Krakowa i zgodnie z wolą pani Krystyny nie stanowiło martwego zbioru teczek złożonych gdzieś w piwnicach, a było dostępne dla studentów zainteresowanych edytorstwem. I tak się stało. W ciągu jednej dekady powstało kilkadziesiąt prac magisterskich oraz kilka doktoratów, a pracownia jest stale dostępna dla zainteresowanych życiem i twórczością londyńskich wydawców.
Katarzyna Bzowska