Niestety nie miałem okazji wysłuchać wykładu dra Marka Laskiewicza na temat trzeciej wojny światowej, w której Zachód będzie zmagał się ponownie z Rosją. Czytając jego list do „Dziennika” bardzo przejąłem się tym, że gdyby miała nastąpić trzecia wojna światowa, z prawdopodobnym użyciem broni nuklearnej i chemicznej zwróconej przeciw cywilnej ludności, to w tej pożodze wojennej pierwszym zaniepokojeniem dra Laskiewicza byłby POSK i czystość moralna jej członków. Już parokrotnie dr Laskiewicz ujawnia swoje obawy co do patriotyzmu i moralnej postawy członków Zarządu i Rady tej instytucji i dobrze jest wiedzieć, że będzie o to dbał nawet gdyby POSK leżał zniszczony wśród gruzów zbombardowanego Londynu…
Oczywiście można się zastanowić poważnie nad przyszłą konfrontacją Zachodu z Rosją Putina. Wyobrażam sobie, że ze względu na otwarcie nowego frontu „gorącej” wojny z państwem islamskim, który na pewno będzie trwał szereg lat, to wojna z Rosją przybierze najwyżej rolę drugorzędną i znów nabierze charakteru „zimnej” wojny. Już nie komunistyczna, lecz imperialna Rosja, z konserwatywną, niemal faszyzującą, ideologią, skonfrontuje naszą zgniłą liberalną Europę a Ukraina i państwa kaukaskie czy bałtyckie staną się piłką do rozgrywek terytorialnych. Elementy konserwatywne w Europie, a szczególnie odruchy skrajnej prawicy liczące na rozkład Unii Europejskiej, będą stawały co raz częściej po stronie rosyjskiej i namawiały do pojednania z Rosją we wspólnej walce z walczącym islamizmem, który rzeczywiście jest wrogiem zarówno Rosji i Zachodu. I na pewno w tej konfrontacji ideologicznej trzeba będzie wziąć pod uwagę działania agenturalne zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Polsce. Niestety w wypadku osłabienia woli ze strony Europy i Ameryki nie wykluczona byłaby nowa Jałta. Musimy więc słusznie mieć się na baczności w takiej konieczności.Lecz co z tym wszystkim ma do czynienia tzw. lista Wildsteina, zareklamowana przez dra Laskiewicza w swoim liście? Czym jest ta osławiona lista? Czy ma to być spis mniemanych agentów rosyjskich i konserwatywnych apologetyków Putina w razie natężenia zimnej wojny z Rosją?
Otóż nic podobnego. Lista Wildsteina sięga wstecz do historii PRL. Jest listą alfabetyczną 120,000 imion i nazwisk polskich bez adresów czy dalszych wyjaśnień, która została opublikowana w roku 2005 przez dziennikarza Bronisława Wildsteina i jest oparta na archiwach i katalogach Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, które przejął i udostępniał naukowcom i dziennikarzom Instytut Pamięci Narodowej. Same archiwa pochodziły z tzw. „aktów osobowych” sformułowanych praz PRL-owskie Służby Bezpieczeństwa, sądy, prokuratury i więzienia, a więc autorami byli najwięksi kłamcy w głęboko okłamywanym społeczeństwie polskim w czasach PRL-u. Służby bezpieczeństwa sporządzały te listy na podstawie haków osobistych, którymi manipulowali najbardziej przedsiębiorczych obywateli polskich, najczęściej antykomunistów. Lista IPN zawierała nazwiska nie tylko tajnych współpracowników służb bezpieczeństwa ale również kandydatów do współpracy, osób nieświadomych, że zostali wprowadzeni do listy współpracy i osób inwigilowanych. Naukowi badacze teczek w archiwach IPN-u byli świadomi o różnicach w klasyfikacji osób ukazujących się na tych listach. Natomiast odbiorcy krążącej listy Wildsteina tego nie wiedzą.
Te listy w posiadaniu IPN-u były tylko kroplą w morzu informacji i teczek gromadzonych przez wojsko i służby bezpieczeństwa w okresie PRL-u. Przede wszystkim plik katalogu zbioru aktów osobowych dostępny w czytelni publicznej IPN dotyczył tylko 35% zasobów w posiadaniu IPN. Katalog w całości miał zawierać półtora miliona nazwisk ale dla wielu nie było już żadnych teczek. Większa część aktów osobowych została zniszczona lub wywieziona do Rosji jeszcze przed założeniem rządu Mazowieckiego.
Jest to świadectwo do jakiego stopnia system komunistyczny zdeprawował obywateli PRL nakłaniając ludzi do obciążenia swoich sąsiadów, przyjaciół, kolegów w pracy, czy członków własnej rodziny, oskarżeniami i wykroczeniami wobec systemu, najczęściej w formie złośliwych plotek czy zmyślonych denuncjacji. Tajnych współpracowników rekrutowano albo przez działanie na ich ambicjach albo szantażem. Często dotyczyło to osób mających po raz pierwszy szansę na wyjazd za granicę i złożeniu pewnych zobowiązań w zamian za uzyskanie paszportu. W innych wypadkach dotyczyło to możliwości uzyskania dla syna czy córki miejsca na uniwersytecie. Czasem dotyczyło umorzenia drobniejszych przestępstw, jak na przykład udziału w wypadku samochodowym. W poczuciu bezbronności wobec systemu otaczającego go, szary obywatel PRL-u podpisywał różne deklaracje, z których później różnie się wywiązywał. Czasem stawał się gorliwym denuncjatorem wyrządzającym prawdziwe szkody innym obywatelom; a czasem wykonywał minimum w kształcie bezwartościowych raportów, które rejestrował czy nawet fałszował aby utrzymać zaufanie swoich szefów.
Były dziennikarz solidarnościowy Bronisław Wildstein uzyskał dostęp do całej listy i ją upublicznił. Zaczęła krążyć wśród ludzi, z czasem z przerobiono na niej pewne dane dla celów prywatnych. Ta lista składała się tylko z imienia i nazwiska, i nie posiadała żadnych niuansów co do powodu dlaczego dana osoba znalazła się w IPN-owskim katalogu. Lista ta, w ciągle zmieniającym się formacie, nabrała własnego napędu jako rzekoma lista agentów bezpieki. Wówczas każdy śmiałek mógł w imieniu swoich „patriotycznych” obowiązków publikować wyselekcjonowaną listę nazwisk i oskarżyć te osoby publicznie o działalność agenturalną w czasach PRL-u domagając się zarazem ich rezygnacji z jakiejś funkcji społecznej czy politycznej dopóki się nie „oczyszczą”. Nazywano ten system „dziką lustracją”. Przypominał komunistyczny system samokrytyki i szantażowania społeczeństwa. Wśród znanych nazwisk na tej liście byli wybitni działacze opozycji solidarnościowej jak: Jadwiga Staniszkis, Andrzej Paczkowski, Tomasz Strzembosz czy Wiesław Chrzanowski. Tu w Londynie jedna autorka książki o Londynie opublikowała nazwiska z listy Wildsteina, które były zbieżne z nazwiskami członków Rady POSK-u i innych wybitnych działaczy emigracyjnych. Domagała się ich natychmiastowego usunięcia, mimo że żadne z tych osób nie miało nic wspólnego z działalnością agenturalną. Na szczęście zignorowano ją.
W obliczu tej paranoi o nazwiskach na liście Wildsteina, następowały sceny żałosne, kiedy na zebraniach POSK-u pojawiały się osoby wymachujące jakimiś dokumentami, które miały wykazać, że się „oczyścili” z wszelkich podejrzeń o dawną agenturalność. Nikt ich o te dokumenty nie prosił i nikt nie odmówił by podania im ręki gdyby takiego dokumentu nie posiadali. Inni czuli się zmuszeni wykazać, że to nie ich nazwiska pojawiają się w krążącej liście. Ta mania prześladowcza o możliwości historycznej agenturalności dziwnie kontrastuje z podejściem starej emigracji, która nie potępiała np. generała Andersa za to, że był kiedyś oficerem carskim, czy Kazimierza Sosnkowskiego za to, że współpracował z wywiadem austro-węgierskim. Tak samo jeszcze dziś nie ma się za złe członkowi władz organizacji kombatanckiej za to, że kiedyś był zmuszony służyć w Afrika Korps. Każdy miał wtedy krętą drogę do udziału w walce o wolną Polskę i istotny jest ich dorobek z działalności dla niepodległości kraju i teraz dla szerzenia polskości na obcym gruncie. Z tej samej perspektywy wielu Polaków wielbi Lecha Wałęsę za jego wspaniały wkład do historii Polski niezależnie od tego czy był kiedyś za młodych lat tym agentem Bolkiem czy nie był.
Oczywiście kiedy są poważniejsze dowody, że ktoś współpracował dobrowolnie i przez wiele lat ze służbą bezpieczeństwa ,taka osoba powinna usunąć się ze swojej funkcji w organizacji o ideowym niepodległościowym obliczu, ale w polonijnych organizacjach społecznych czy oświatowych w Wielkiej Brytanii obowiązuje zasada brytyjska, że „każdy jest niewinny dopóki sąd nie udowodni mu winy” i szerzenie różnych wersji listy Wildsteina jako aktu oskarżenia wobec kogokolwiek może doprowadzić do oskarżenia samego oskarżyciela o zniesławienie.
Jest wciąż pewna część społeczeństwa w życiu Polski, i niestety nawet tu w Londynie, którzy twierdzą, że Polska ma ludzi dobrych i złych i może rozwijać się tylko po „oczyszczeniu” Polski ze złych elementów. Jest to niestety program niszczycielski frustratów wszelkiej maści wśród opozycjonistów w Polsce. Tworzy próbę kontynuacji „wielkiego strachu” pod jakim ludzie żyli w PRL-u. Lenin czy Gomułka też rozumieliby taki argument. Ale droga do dobrobytu Polski i również rozwoju polonii brytyjskiej, leży nie w dzieleniu, lecz w konsolidacji twórczej wszystkich osób niezależnie od ich pochodzenia czy poglądów politycznych, którzy są gotowi do współpracy i konstruktywnego działania w organizacjach polskich dla dobra społeczeństwa.