Henry Margulies jest najstarszym synem Mudnka Marguliesa i Klary Keller, dwojga z jedenastu osób uratowanych przez Leopolda Sochę z lwowskiego getta. Socha przez 14 miesięcy opiekował się ukrywającymi się w kanałach Żydami, wiedząc co mu grozi za to grozi. Henry, w rozmowie z „Dziennikiem” wspomina swoich rodziców i ich drogę do wolności.
W nominowanym do Oscara filmie Agnieszki Holland „W ciemności” Mundka Marguliesa gra bardzo przystojny niemiecki aktor, w stylu współczesnych superbohaterów. W rzeczywistości Mundek, choć był przystojny, to przetrwał dzięki swojej odwadze, rozsądkowi i, iście ułańskiej, brawurze, a nie urodzie superbohatera. Mundek Margulies był raczej drobny, o inteligentnych ciemnych oczach, z małym wąsikiem, chyba mógł się podobać. Na superbohatera jednak nie wyglądał, choć nim był.
Henry, jak sam przyznaje, bardzo długo nie wiedział kim tak naprawdę jest jego ojciec i czego dokonał. Czego można się spodziewać po spokojnej parze żyjącej na przedmieściach Londynu? Raczej nie dramatycznych przeżyć i bohaterstwa. Sprawę utrudniał dodatkowo fakt, że matka Henrego, Klara bardzo nie lubiła wracać do przeszłości, do tego co stało się we Lwowie. Jej mąż, odwrotnie wolał opowieści z siebie wyrzucać, opowiadać tym, kto chciał je usłyszeć, ale starał się powstrzymywać ze względu na żonę. W domu Marguliesów mówiło się o wojnie, ale z opowieściami rodzinnymi bywa tak, że trzeba się w nie wsłuchać, by tak naprawdę je docenić i móc zrozumieć.
– Pamiętam jak Robert Marshall przyjeżdżał do moich rodziców parokrotnie rozmawiać o tym co się działo we Lwowie. Mój ojciec pojechał z nim na Ukrainę kręcić film dokumentalny. Mama nie chciała. Pojechała do Lwowa później, ze mną w 1991 r. Pokazywała mi wszystkie miejsca, gdzie mieszkali, gdzie się ukrywali. I fontannę, z której pili wodę, i miejsce gdzie wyszli na powierzchnię – wspominał Henry.
W 1989 roku ukazał się film dokumentalny BBC wyreżyserowany przez Roberta Marshalla (autora książki „In the Sewers of Lvov”) na podstawie wspomnień Mundka i Klary Margulies, Pauliny Chigier i jej córki, Krystyny Keren, autorki książki „Dziewczynka w zielonym sweterku”. Jednak tylko Mundek postanowił dołączyć się do ekipy BBC, wrócić do Lwowa i… do kanałów. Część dokumentu bowiem była kręcona właśnie tam. Już później, po prezentacji filmu, Robert Marshall opisywał przerażenie swoje i ekipy, kiedy w kanałach zgaszono światło i wszyscy stanęli w całkowitych ciemnościach. Nawet ich, świadomych, że w każdej chwili mogą zapalić światło lub wrócić na powierzchnię, ogarnął paniczny strach. A co czuli uciekinierzy z getta…
Zwyczajny, niezwyczajny
– To dzięki niemu żyję – mówi Klara Margulies o swoim mężu w filmie Roberta Marshalla. Ma ciepły, kojący głos, wygląda na osobę raczej wycofaną, nieprzyzwyczajoną do zwierzeń. „Chciała zapomnieć” – mówił o niej Henry. Opisując to, czego dokonał jej mąż nawet nie używa wielkich słów, fabularnych relacji. Fakty mówią same za siebie. Mundek siłą wepchnął Klarę do kanałów, kiedy tylko zorientowano się, że nadeszło najgorsze – likwidacja getta. Nad przebiciem się do kanału Mundek pracował m.in. z Ignacym Chigerem, mężem Pauliny i ojcem Krystyny Keren, który później opłacił lwią część 14 miesięcznego pobytu ocalałych uciekinierów w kanałach Lwowa. Klara nie chciała iść do kanałów, bo jej młodsza siostra Mania wpadła w histerię, że pod ziemią z pewnością umrze. Wolała śmierć z widokiem na niebo. – On [Mundek] ciągnął mnie w jedną stronę, a ona [Mania] w drugą – wspominała po latach Klara Margulies. W końcu płaczącą i bezsilną Klarę, wraz z Manią wepchnięto siłą do kanału. Mania jednak uciekła i jak się później okazało, trafiła do obozu koncentracyjnego na Janowskiej.
W dniu likwidacji getta lwowskiego zarówno na powierzchni, jaki i pod ziemią rozgrywały się sceny przerażające. Ludzie uciekali w panice, krzycząc, płacząc, błagając o pomoc. Ci ginęli jako pierwsi.
– Był tam mężczyzna, który podszedł do nas [w kanałach] z chusteczką pełną diamentów, prosił o pomoc. Ale pod ziemią wtedy żadne diamenty, nic się nie liczyło – opisywał w dokumencie filmowym Mundek Margulies. Ogarnięty paniką tłum zepchnął mężczyznę z jego diamentami do spływu. Spływy kanałów były głębokie na dwa metry, pędzące jak rwące potoki, mało kto miał szansę się z nich wydostać. Wiele osób utonęło zepchniętych do wody przez rozhisteryzowany tłum. Największa panika wybuchła, kiedy rozeszła się plotka, że Niemcy będą wrzucać do kanałów granaty. Wtedy grupka późniejszych podopiecznych Sochy przylgnęła do ściany i przeczekała kiedy tłum uciekinierów się przetoczy. To był jeden ze sposobów na uniknięcie zdeptania i strącenia do wody. A potem… potem było strasznie. Był głód, bo każdy schodził pod ziemię tylko w tym w czym stał.
Po kilku dniach pobytu w kanałach Mundek Margulies postanowił wyjść na powierzchnię i zdobyć coś do jedzenia. „To już koniec. Więcej już go nie zobaczę” myślała wtedy Klara. Ale Mundek wrócił… z najpotrzebniejszymi rzeczami, jakimś jedzeniem. Kiedy był na powierzchni po raz pierwszy do akcji likwidacji getta był świadomy, że jest jedynym żyjącym Żydem na ulicach Lwowa. To co przyniósł starczyło do momentu kiedy w kanałach uciekinierów odnalazł ich opiekun, Leopold Socha.
Grupka Sochy nie była sama w kanałach, ale bez pomocy z zewnątrz pod ziemią długo nie dało się zostać. Socha był z zawodu kanalarzem, wiedział gdzie umieścić uciekinierów, żeby byli w miarę bezpieczni. Inni nie mieli tyle szczęścia. Jednakże nawet i ci, którzy otrzymywali pomoc często nie byli w stanie wytrzymać pod ziemią, jak siostra Klary. Uciekali. To było równoznaczne ze śmiercią. Z grupy około 20-osobowej przetrwało 11 uciekinierów, w tym dwoje dzieci Ignacego i Pauliny Chigerów.
Klara była pod ziemią podwójnie nieszczęśliwa. Warunki były straszne, wilgoć, smród, robaki i szczury, ale najgorsza dla niej była świadomość, że gdzieś na powierzchni jest być może jej siostra, Mania. Czy udało jej się przeżyć?
Obóz na Janowskiej
Widząc desperację Klary Mundek postanowił dostać się do obozu na Janowskiej. Jak bardzo niebezpieczne to było, nie trzeba zaznaczać. Klara po latach wspominała, że była pewna, że tego dnia widziała się z Mundkiem po raz ostatni. Ale jemu po raz kolejny się udało. W obozie odnalazł Manię, która nie wierzyła, że jej siostra przeżyje w kanałach. Wiedziała, że musi umrzeć, ale wolała śmierć w obozie. Mania przesłała siostrze list przez Mundka, który Klara przyjęła z ogromną boleścią. Łudziła się, że będzie możliwe sprowadzenie Mani do kanału. To właśnie wspomnienie utraty, czy nawet porzucenia siostry towarzyszyło matce Henrego przez cale życie. Ocaleni z Holocaustu często czują się winni z powodu tego, że oni żyją, a inni nie. Klara nosiła podwójne brzemię, bo Mania nie ocalała.
Podobnie jak Chigerowie, rodzina Klary przed wojną była dość zamożna. – Kiedy pojechałem z moją matką do Lwowa, pokazała mi, gdzie mieszkała jej rodzina. To było naprawdę ładne miejsce. Jej rodzina była dobrze sytuowana, mieli służącą w domu – wspominał Henry. – Mój ojciec był sierotą, jego rodzice zmarli, kiedy był małym dzieckiem. Wychowała go jego siostra. Był 11 lat starszy od mojej matki. – Henry mówiąc o swoich rodzicach zaznaczał ich wielkie przywiązanie do siebie. – Mój ojciec zakochał się bardzo w mojej matce. Nie opuściłby jej tam w getcie nigdy. Kochał ją bardzo do końca życia. Zawsze dbał o to, żeby była szczęśliwa. A moja matka zawsze powtarzała, że mój ojciec był prawdziwym bohaterem, bo wrócił do obozu po jej siostrę.
Londyn
Po wojnie życie wcale nie było wcale proste. – Rosjanie przejęli kontrolę nad miastem. Ja urodziłem się jeszcze we Lwowie w 1945 r. Potem przenieśliśmy się do Krakowa, a później do Gliwic. Rosjanie wydali Polakom przepustki, żeby mogli wyjechać z Lwowa do kraju.
Tuż po wojnie potrącony przez sowiecką ciężarówkę zginął Leopold Socha. – Wiadomość o śmierci Sochy bardzo zasmuciła moich rodziców. Tak bardzo się poświęcił, żeby im pomagać i zginął zaraz po wojnie. Byli mu niezmiernie wdzięczni za to jak im pomagał. Po śmierci Sochy wszyscy ocaleni próbowali pomagać jego rodzinie – wspominał Henry. Niestety, później po wojnie paczki z Zachodu czy z Izraela nie były dobrze widziane w komunistycznej Polsce. – Moja matka dopiero po latach spotkała się z żoną Sochy w Paryżu.
Henry zapytany dlaczego jego rodzice przenieśli się na Zachód odpowiedział: – Chcieli lepsze go życia, chcieli wyemigrować do Ameryki, dlatego pojechali do Niemiec do obozu DP, a później dostali się do Wielkiej Brytanii. I już zostali… Wuj mojej matki był tam w polskiej armii. Dzięki pomocy Czerwonego Krzyża matka dowiedziała się, że wuj żyje i mieszka w Wielkiej Brytanii. To on poradził im, żeby przyjechali do Londynu, pomógł im załatwić wizy. Ów wuj był jej jedynym żyjącym krewnym. Jej rodzice, siostra, brat, wszyscy zginęli – opowiadał Henry. – Potem moi rodzice wyjechali do Irlandii, gdzie urodziła się moja siostra. Pracowali tam w stołówce dla uchodźczych dzieci. Później pracowali w londyńskich szkołach. A kiedy dostali odszkodowania za straty wojenne, rozpoczęli własną firmę cateringową.
Henry wspominał, że po doświadczeniach wojennych jego rodzice byli bardzo ostrożni w kontaktach z innymi ludźmi. Nie zawierali szybko przyjaźni. Natomiast ci, którzy przeżyli z nimi piekło w kanałach Lwowa jakby zastąpili im straconą rodzinę, stworzyli nową. – Jesteśmy jak rodzina – mówił Henry – widujemy się, jesteśmy w kontakcie. Ostatnio byliśmy razem na pokazie filmu Agnieszki Holland w Berlinie.
Henry zapytany czy jego ojciec w codziennym życiu był taki, jak we Lwowie odpowiedział:
– W życiu był takim sam. Zawsze był jeden krok do przodu. Jestem z niego bardzo dumny. Jestem dumny obydwojga moich rodziców.