24 lipca 2012, 11:32 | Autor: Praktykant1
Syrena – teatr na kółkach

Londyński teatr „Syrena” powstał dzięki reżyserce, Reginie Kowalewskiej , która w latach 50-tych przyjechała do stolicy Wielkiej Brytanii. Tutaj w 1959 roku udało jej się spełnić swoje największe marzenie – stworzyć teatr dala dzieci, którego zadaniem było krzepienie polskiej kultury poprzez wystawianie sztuk
z kanonu literatury polskiej dla dzieci i wyłącznie w języku ojczystym.

I chociaż od tamtego okresu minęło już blisko pół wieku, obecna dyrektor teatru Krysia Bell pozostaje wierna tradycji. – Przez pierwsze 20 parę lat byliśmy teatrem na kółkach – mówi Krysia Bell – jeździliśmy po całej Anglii
i czasami wstępowaliśmy w Ognisku Polskim, ale nie mieliśmy swojego miejsca. Wreszcie w 1982 teatr znalazł swój dom – w POSK-u. Tutaj jest nasz dom, nasza scena, tutaj znajdują się nasze rzeczy i odbywają próby, tutaj wystawiamy klasyczne, polskie opowieści. Był już „Król Maciuś Pierwszy”, „Przygody Pana Kleksa”, „O dwóch takich, co ukradli księżyc” i przyszła pora na powrót do korzeni, czyli „Szewczyka Dratewkę”, który grany był już ponad 10 lat temu. Wiele rzeczy powtarzamy dla nowej generacji – wyjaśnia dyrektor, dodając: moje dzieci są już dorosłe, jestem też babcią i muszę wystawiać te sztuki dla nowego pokolenia, wracać do korzeni a „Szewczyk Dratewka” zawsze się podobał ze względu na wieczną akcję na scenie, kolorowe kostiumy, muzykę, barwne postacie.

– Kiedy w czasie przedstawienia jest cisza – zdaniem Krysi Bell – to spektakl się podoba. Dzieci potrafią się wspaniale zachować, są wsłuchani, wpatrzeni – wyjaśnia – jeśli dzieciom się natomiast nie podoba, to od razu jest hałas i krzyk.

 Aktorzy „Syreny” na scenie podczas spektaklu pt. „Szewczyk Dratewka”

Zanim kurtyna pójdzie w górę…

– Kiedy jeden projekt się skończy, wtedy omawiamy i dyskutujemy nad nowym spektaklem. To przesąd, a mamy ich tysiące. Nie mówi się o następnej sztuce, dopóki jednych drzwi się nie zamknie – najpierw jedno musi się skończyć, aby drugie mogło się narodzić. Nie wolno także gwizdać w teatrze, a związane jest to z dawnymi czasami, kiedy wnoszono na scenę scenografię – wyjaśnia dyrektor „Syreny” i wtedy gwizdano. Ponadto, kiedy aktorowi upadnie tekst, to koniecznie musi na niego nastąpić piętą i obejść go dwa razy.

Premierę nowej sztuki poprzedza okres ciężkiej, systematycznej i długiej pracy. Potrzeba na to aż sześciu tygodni, podczas których każdego wieczoru odbywają się próby. To czas, począwszy od października każdego roku, który wymaga dyspozycyjności i poświęcenia ze strony aktorów i dzieci, które pomyślnie przeszły casting.
W tym celu „Syrena” organizuje w POSK-u przesłuchania w ostatnią sobotę września. Zdaniem dyrektora zainteresowanie jest bardzo duże, ale teatr musi utrzymać poziom polskości na scenie i stąd duże wymagania wobec kandydatów, dlatego po uwagę brane jest absolutnie wszystko, co może służyć i przyczynić się do sukcesu młodego aktora.

– Dzisiaj jest jednak łatwiej niż 15 lat temu, kiedy wszystkie dzieci były urodzone na Wyspach i słabo mówiły po polsku – komentuje odpowiedzialna za całokształt przedsięwzięcia, dla której „Syrena” stanowi część jej życia – zawsze tak było i będzie – wyznaje w rozmowie z „Dziennikiem”. – To tak jakby ktoś kazał mi przestać oddychać. Teatr żyje i wymaga od swojego widza innych rzeczy, innych emocji, niż np. te, które doświadczamy w czasie oglądania filmu. Inaczej się odczuwa, gdy się ogląda spektakl na żywo i to stanowi wielkie przeżycie dla dzieci, które coraz liczniej przybywają na przedstawienia „Syreny”. Wśród nich bywają i tacy odbiorcy, którzy jednocześnie POSK odwiedzają po raz pierwszy. Tak też było podczas marcowej premiery „Szewczyka Dratewki” wystawianej na deskach poskowej sceny. – Niektóre dzieci są tutaj pierwszy raz – mówi dyrektor „Syreny” i to bardzo nas cieszy, ponieważ ich rodzice też są pierwszy raz, poznają to miejsce i mam nadzieję, że w przyszłości będą bywać częściej. Przyjeżdżają do nas wycieczki z całej Anglii, ludzie odkrywają nas i jestem zaskoczona, jak różnymi drogami tutaj trafiają.


Krysia Bell – dyrektor „Syreny”

Tekst i fot.: Małgorzata Bugaj-Martynowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Praktykant1

komentarze (0)

_