24 lipca 2012, 11:38 | Autor: Praktykant1
Być odpowiedzialnym za słowo

Z poetą Wojciechem Jarosławem Pawłowskim – rozmawia Małgorzata Bugaj -Martynowska

Dlaczego piszesz? Czy w ten sposób starasz się uciec od emigracji?
– Nie jestem nowicjuszem. Mój pobyt emigracyjny jest krótszy niż mój czas pisania. To nie jest ucieczka od emigracji, chociaż pisanie pomaga mi odnaleźć się w różnych sytuacjach życiowych i w sytuacji emigracyjnej,
a poezja i literatura pozwalają mi przetrwać we współczesnym świecie, który często jest trudny zaakceptowania. Pisząc, kiedyś próbowałem poszukiwać własnej tożsamości, ale dziś potrafię powiedzieć kim jestem, dlatego pisanie przestało być determinantem. Dzisiaj to kontynuacja tego, co kiedyś zacząłem, kontakt ze światem
i przede wszystkim z ludźmi.

Poezją zajmujesz się od ponad 30 lat, ale debiutowałeś dopiero w 1991 roku…
– Od momentu moich pierwszych prób pisarskich do debiutu upłynęło około 10 lat. W międzyczasie założyłem rodzinę i świadomie odłożyłem pisanie, bo praca twórcza niesie z sobą pewne zagrożenia. Wróciłem do pisania, kiedy moje dzieci były na tyle duże, że mogłem sobie na powrót do pisania pozwolić.
Duże znaczenie miały moje związki z Litwą, bo moi rodzice pochodzą z Wileńszczyzny i w Wilnie mieszkała też moja ciocia. Na mój literacki debiut złożyły się wydarzenia w Wilnie, w wyniku których okupowano wieżę telewizyjną. Poruszony tymi zamieszkami napisałem wiersz „Publiczna egzekucja” i wysłałem go cioci do Wilna, która następnie wysłała go do „Magazynu Wileńskiego”. Wiersz został opublikowany i to był mój debiut prasowy. Potem moi przyjaciele z Chodcza opublikowali część moich wierszy w małej broszurze i w ten sposób otworzyła się przede mną mała dróżka…

Skąd czerpiesz inspiracje do swojej twórczości? Czym się „żywisz” zanim myśl i uczucie staną się słowem?
– Tak najogólniej mógłbym powiedzieć, że inspiruje mnie życie, ale skupiam się wokół człowieka, jego myśli
i uczuć. Inspiruje mnie świat, przyroda, piękno i brzydota, bo o niej też trzeba mówić i pisać, ponieważ stanowi element świata i życia. Tworząc skupiam się na konfrontacji wnętrza człowieka z relacjami międzyludzkimi i w ten sposób konfrontuję siebie ze światem.

Każdy twórca ma swojego mistrza, swoje credo, które kształtuje jego własną drogę, jak jest w Twoim przypadku?
– Moim mistrzem, geniuszem poezji jest Norwid, bliski mi pod względem poetyckim, bo jego twórczość jest uniwersalna i ponadczasowa, ale na drzwiach lodówki umieściłem kilka strof z Miłosza, który jest z „mojego czas”. Mam na myśli słowa z „Który skrzywdziłeś”, a konkretnie: „Nie bądź bezpieczny, poeta pamięta, możesz go zabić – narodzi się nowy. Spisane będą czyny i rozmowy”. Miłosz jest twórcą z „mojego czasu” i dzięki jego słowom pamiętam, że poeta to stróż pamięci zobowiązany do mówienia o wszystkim w sposób odpowiedzialny za słowo. Jestem odpowiedzialnym za to, aby nie mówić ludziom głupot, bo odpowiedzialność za słowo polega na tym, że sławi się dobro, piękno, miłość… Słowo jest dla mnie elementem boskim a jego wszechmoc jest potęgą.

Jak trafiłeś do PoEzji Londyn, czy to przypadek, czy zamierzone działanie?
– Z PoEzją Londyn zetknąłem się w listopadzie ub. r. Wtedy wysłałem Adamowi Siemieńczykowi – twórcy PoEzji Londyn najnowszy cykl wierszy „Modlitwa o deszcz”, który mam zamiar opublikować w języku angielskim. W tym czasie udzieliłem też krótkiego wywiadu na piśmie, a potem miało miejsce moje spotkanie z Adamem Siemieńczykiem i jego siostrą Martą Brassart, którzy są twórcami PoEzji Londyn. Następnie przygotowania do Światowego Dnia Poezji – prapremiery londyńskiej. Podczas Światowego Dnia PoEzji zaprezentowałem swoje dwa krótkie utwory: „Polska” i „Tyle w nas słów”, które w międzyczasie z okazji prapremiery Światowego Dnia Poezji Aleksander Nawrocki opublikował w „Poezji Dzisiaj”, w Warszawie. Od tamtej pory udało się opublikować kilka moich wierszy: w Polish Observer – 5 wierszy, w „Poezji Dzisiaj” – 2 wiersze i w mediach cyfrowych.

Skąd wziął się pomysł warsztatów poetyckich dla dzieci?
– Adam z Martą wyszli z inicjatywą, aby prowadzić warsztaty poetyckie dla dzieci. Zostali zaproszeni przez Katarzynę Łękarską, kierowniczkę Szkolnego Punktu Konsultacyjnego im. Lotników Polskich przy ambasadzie RP w Londynie. Odbyło się kilka spotkań z dziećmi. Uczestniczyłem w dwóch, ale są plany aby z warsztatami odwiedzić także inne szkoły polonijne. Celem tych zajęć jest krzepienie polskości wśród dzieci i młodzieży,
a polskość to przede wszystkim język, słowo. Poprzez kontakt z poezją można realizować ten cel i wiele innych dodatkowych, jak np. kształtowanie gustów literackich i nauka pisania dla dzieci, które również podejmują próby literackie. Dzieci bardzo przejęły się swoją rolą oraz tym o czym do nich mówimy, przynosiły dużo swoich tekstów. Wśród nich można było wskazać prawdziwe talenty, chociaż miał miejsce także plagiat.

Mieszkasz w Londynie od 10 lat, czy znalazłeś tutaj już swoje miejsce, tak bliskie jak Włocławek, czy Wileńszczyzna? Czy nadal czujesz się emigrantem?
– Przy końcu pobytu w Polsce z różnych powodów czułem się obco i źle. Postanowiłem wyjechać, a na miejsce swojego pobytu wybrałem Londyn, mimo że znałem inne zakątki Europy. Tutaj przywiodły mnie sentymenty muzyczne, bo w latach 70 słuchałem dużo muzyki wywodzącej się z nurtu angielskiego, tej, która dzisiaj jest już klasyką, jak: Deep Purple, Led Zeppelin a także Janis Joplin i Jimi Hendrix. Nie przyjechałem tutaj w celu poszukiwania pracy, jak większość Polaków, lecz z wyboru, tylko i wyłącznie dlatego, że chciałem przyjechać. Początkowy okres mojego pobytu w Anglii był rozkrokiem między Polską a Londynem, wchodzeniem w stereotyp emigracyjny: tęsknoty, powroty – trochę podobny do klimatu „Latarnika”. Miałem jednak w sobie potrzebę otwartości wyjścia i otworzenia się na świat, bo emigracja to stan ducha. Dzisiaj czuję się londyńczykiem, uważam, że jestem u siebie. Do pewnego momentu wracałem do Polski i przyjeżdżałem do Londynu, a dzisiaj jeżdżę do Polski i wracam do Londynu. Zaważył o tym pewien moment, chwila, której doświadczyłem, gdy pięć lat temu, pewnego majowego dnia jadąc autobusem nr 207 z Ealingu po prostu poczułem, że jestem u siebie. To co zostało w Polsce zacząłem tworzyć tutaj na nowo, budować rodzinę. Tutaj zacząłem żyć jak u siebie . Tutaj urodziła się moja najmłodsza córka…

Fot. 1 Wojciech Jarosław Pawłowski

Tekst i fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Praktykant1

komentarze (4)

  1. Interesujący wywiad z interesującym poetą, który wywodzi się z jakże wspaniałej grupy poetyckiej jaką jest Poezja Londyn. O grupie tej jest już od dawna słychać w Warszawie a o poetach, których Ona zrzesza, takich jak Piotr Kasjas i Wojciech Pawłowski z zazdrością mówi się w kuluarach poetyckich. Cieszy mnie fakt, że Polska Emigracja tak prężnie potrafi działać na obczyźnie. Powiedzmy głośno, że Poezja Polska wyemigrowała do Anglii.
    Pozdrawiam serdecznie i weny życzę

    • Ciekawy artykuł a znalazłam go przypadkowo, gdy szukałam informacji na temat poety Piotra Kasjasa, o którym to zaczęło ostatnio być głośno w świecie poezji. No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować Anglikom Naszych znakomitych Polskich poetów, którzy mieszkają w Anglii. Szkoda tylko, że my Polacy doceniamy własnych artystów wtedy, kiedy nas opuszczą.

    • Piotr Kasjas pisze bardzo wysublimowane utwory, rodzajowe są jego wiersze ale nie różnią się dalece od wierszy Wojtka Pawłowskiego, wręcz przeciwnie, uzupełniają się. I myślę, że gdyby tych dwóch poetów wydało wspólny tomik, to byłby on doskonałą formą poezji, poezji miłosnej w pigułce. Może warto Im to podpowiedzieć 🙂

  2. Jestem dumna z tego, że tacy wspaniali Polscy Poeci mieszkają w Londynie, tuż obok mnie 🙂
    Pan Wojciech pisze ładnie i Pan Piotr Kasjas też tworzy piękną poezję. Ostatnio miałam przyjemność słuchania audiobuka Pana Piotra, łzy płynęły mi po twarzy, wzruszyłam się ogromnie, dziękuję bardzo za tak piękną poezję.
    Pozdrawiam