01 października 2014, 09:19 | Autor: Piotr Gulbicki
Stworzyć enklawę ludzi honoru

– Szacunek dla przeszłości jest nie tylko gwarancją porządku społecznego, daje również rękojmię ciągłości, której w obecnej Polsce brakuje – mówi Przemek Skwirczyński, przedstawiciel Związku Szlachty Polskiej na Wielką Brytanię, w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

Co dziś oznacza słowo szlachta?

– W sensie dosłownym to pojęcie czysto historyczne, Konstytucja Marcowa z 1921 roku zniosła w Polsce stany społeczne. Jednak, z drugiej strony, to ciągle żywa tradycja. Szlachta należała do najbardziej patriotycznej warstwy narodu, a z jej dorobku czerpały kolejne pokolenia. Jeśli spojrzymy na powrót do korzeni, jako formy buntu przeciwko niewoli pod jarzmem zaborców, a potem narzuconemu przez PRL systemowi zniewolenia i prześladowań, szlachta jawi się jako swoista alternatywa. Patriotyzm jest motywem przewijającym się w historii większości rodzin szlacheckich. Pamiętajmy, że to ludzie, którzy wywodzili się ze stanu rycerskiego i stanowili trzon dawnego wojska.

 

Przemek Skwirczyński i Janusz Korwin-Mikke / Fot. Archwium
Przemek Skwirczyński i Janusz Korwin-Mikke / Fot. Archwium
Dlatego powstał Związek Szlachty Polskiej?

– Również. Wśród naszych głównych celów są integracja i reprezentacja środowiska szlacheckiego, opieka nad zabytkami kultury szlacheckiej, popularyzowanie naszego dorobku oraz tradycji. A także krzewienie etosu rycerskiego. Związek został założony w 1995 roku w Gdańsku przez Ireneusza Stanisława Osińskiego i rozwija się coraz prężniej. Obecnie posiada regionalne oddziały bądź swoich przedstawicieli w 15 miastach w Polsce oraz w Kanadzie, Meksyku, Niemczech, Szwecji i Wielkiej Brytanii.

Zrzesza potomków dawnej szlachty?

– Członkiem może zostać osoba pochodzenia szlacheckiego w linii męskiej, a więc syn lub córka szlachcica. Kandydaci przyjmowani są na podstawie prawa ziemskiego I Rzeczypospolitej. W naszych szeregach mamy potomków zarówno drobnej szlachty, jak i zamożnych oraz wpływowych rodów dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Obecnie to około pół tysiąca osób, przedstawicieli niemal 300 rodów szlacheckich wśród których są ludzie nauki, kultury, biznesu… Szlachta stanowiła około 10 procent polskiego społeczeństwa, zatem liczba potencjalnych kandydatów jest duża.

A może być jeszcze większa poprzez nadanie szlachectwa nowym osobom…

– My szlachectwa ani nie nadajemy, ani nie odbieramy. Organizacje, które uskuteczniają tego typu praktyki, uważamy za uzurpatorskie i odcinamy się od nich. Nie jesteśmy też związani z żadną opcją polityczną.

Ale współpracujecie z różnymi podmiotami.

– Jak najbardziej, zarówno z krajowymi, jak i zagranicznymi. Wymienię tu na przykład francuski Instytut Saint Georges pour la Noblesse, hiszpański Instytut Fernando el Catolico, rosyjskie Zgromadzenie Szlacheckie czy Związek Szlachty Białoruskiej. Natomiast w Polsce utrzymujemy kontakty z niezależnymi organizacjami rodowymi, którym nasz Związek patronuje i wspiera ich działalność. To między innymi Związek Polskich Kawalerów Maltańskich, Fundacja Pomoc Maltańska, Polskie Towarzystwo Ziemiańskie czy Polskie Towarzystwo Heraldyczne, którego część członków jest również naszymi ekspertami genealogicznymi.

W Polsce szlachta już nie istnieje, tymczasem w Wielkiej Brytanii ma się całkiem dobrze.

– W tutejszym społeczeństwie ta warstwa nigdy nie była demonizowana, a przynależność do niej ciągle jest powodem do dumy. Zauważmy, że niedziedziczne „uszlachcenie” jest nadal najwyższym honorem, czy to w formie Orderu Imperium Brytyjskiego czy zasiadania w Izbie Lordów.

Ma to przełożenie na mieszkających tu Polaków?

– W jakimś sensie na pewno tak, tutejsze wzory inspirują do działania. Widać to chociażby po naszych członkach – wśród nich są ludzie starszej generacji, ale też młodzi rodacy, którzy przyjechali na Wyspy niedawno i traktują działalność w Związku jako szansę na odbudowanie zniszczonej, narodowej kultury i tożsamości. Ale także własnej przeszłości. Ja sam zainteresowałem się tą tematyką, kiedy w 2006 roku, razem z moim nieżyjącym już dziadkiem, badałem historię naszej rodziny. Związek Szlachty Polskiej, dzięki temu, że skupia w swoich szeregach wielu wiodących genealogów oraz pasjonatów historii, okazał się świetnym źródłem wiedzy.

Udało się zrekonstruować rodowe drzewo?

– W dużej części. Moi przodkowie pochodzą z różnych terenów II Rzeczypospolitej i zróżnicowanych stanów społecznych. Gdyby nie wojna i migracja ludności ich losy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Rodzina ojca mieszkała w pobliżu Lwowa, a matki w okolicach Grodna. I właśnie ta mieszanka, która dobrze odzwierciedla przekrój polskiego społeczeństwa, zainspirowała mnie do zainteresowania się historią. Rodziny szlacheckie mają zwykle lepiej udokumentowaną przeszłość, co z kolei pozwala na odniesienie własnych korzeni do narodowych dziejów.

I patriotyzmu?

– Zdecydowanie. Czytając książki o kombatantach i słuchając opowieści dziadka, Jerzego Skwirczyńskiego, dowiedziałem się o jego działalności w Armii Krajowej oraz w organizacji Wolność i Niezawisłość. Po wojnie był więźniem politycznym, podobnie jak jego brat i ojciec – legionista, a następnie oficer Wojska Polskiego. Ten ostatni szczególnie zasłużył się przy organizowaniu Specjalnego Oddziału Rosyjskiego, który walczył po polskiej stronie w wojnie 1920 roku z bolszewikami. Z kolei pradziadek Stanisław był stryjecznym wnukiem jednego z przywódców kosynierów z Powstania Styczniowego, Teodora de Skuba Skwirczyńskiego oraz wnukiem Franciszka Wincentego Albinowskiego, również bohatera tegoż Powstania.

Ciekawa historia.

– Dla mnie pasjonująca. Moja rodzina jest odnogą familii Skwierczyńskich herbu Ślepowron, którzy do tej pory licznie zamieszkują tzw. okolicę szlachecką w Skwierczynie, Skwierczynie Lackim oraz Skwierczynie Ruskim na Podlasiu. Te wioski, zgodnie z rodzinną tradycją, dostał od księcia Witolda mazowiecki rycerz herbu Ślepowron za udział w bitwie pod Grunwaldem. Książę Witold kolonizował Podlasie, ówczesne pogranicze Litwy przy granicy krzyżackiej, właśnie przy pomocy polskiego rycerstwa z Mazowsza. Często młodsi synowie, którzy nie mieli szans na dziedziczenie na tych obszarach, dostawali tereny na Litwie. Moja gałąź, jak wiele innych rodzin pochodzących z przeludnionych okolic, wyruszyła z Podlasia na południe i osiadła w późniejszej Galicji. Z nazwiska Skwierczyński zniknęło „e”, a dodano do niego partykułę „de Skuba”, pochodzącą od przydomka „Skuba”. To pozwalało na identyfikację, ze względu na dużą liczbę ludzi noszących to samo nazwisko.

Po 1989 roku w Polsce często mówiono, że liczy się przyszłość, a przeszłość należy oddzielić grubą kreską…

– Nic bardziej mylnego, co najlepiej pokazuje przykład innych państw i prowadzona przez nie polityka historyczna. Przyszłość powinno się budować na solidnym fundamencie tradycji, szczególnie w odniesieniu do narodu o ponad tysiącletniej historii. Szacunek dla własnych dziejów jest nie tylko gwarancją porządku społecznego, ale daje również rękojmię ciągłości, której w Polsce brakuje. Znamienne są słowa byłego prezesa naszego Związku Marcina Michała Wiszowatego, który stwierdził: „Staramy się wyprostować to, co wypaczyła historia. Sama genealogia nie wystarczy, za nią muszą iść czyny. Staramy się przyjmować do Związku szlachtę genealogiczną z całokształtem wspaniałych cech, by stworzyć enklawę ludzi honoru. Chodzi o to, byśmy byli strażnikami wartości, a nie kustoszami, którzy pilnują pamiątek”…

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Piotr Gulbicki

komentarze (0)

_