Było wyjątkowe środowe popołudnie. Nastrój radosny, ciepły, świąteczny, chociaż za oknem grudniowy półmrok. Sala Windsor Hall przy kościele na Ealingu wypełniona po brzegi, a wśród rodziców dzieci biorących udział w przedstawieniu, spora grupa zaproszonych gości. „Jasełka o jedności” przypomniały niezwykłą radość z narodzenia oraz pokój, który ma miejsce w tej radości. „Bóg jest w Trójcy jedyny, ma pokój w radości. Radość pochodzi z Trójcy, a pokój z jedności”.
To był rewelacyjny pomysł. Chociaż czas naglił, to jednak udało się zorganizować 23-osobowy zespół polskich dzieci, na co dzień uczniów nie jednej, ale kilku angielskich szkół, by występ został zwieńczony sukcesem. Wystąpiło 19 młodych aktorów plus kilkuosobowy chór aniołów. Bez wspólnej mozolnej pracy, chęci i cierpliwości zarówno pomysłodawców, opiekunów, jak i aktorów nie doświadczylibyśmy końcowego efektu. Próby odbywały się w ekspresowym, grudniowym tempie, podczas ferworu przedświątecznego, kiedy trzeba było dopasowywać czas również do zajęć sprzyjających temu okresowi. Początkowo spotykano się raz, a tuż przed świętami nawet dwa razy w tygodniu, czasami próby trwały blisko dwóch godzin. Dzieci, często prosto po zajęciach szkolnych, spotykały się w Windsor Hall i zebrane wokół pianina ćwiczyły kolędy do akompaniamentu Eli Tyńskiej oraz Marysi Spek, której przypadła także rola trzeciego narratora sztuki. Główne role: Maryi i Józefa przypadły Emilce Makarewicz i Arkadiuszowi Dulakowi. W czasie prób mozolnie powtarzano poszczególne sceny. Aktorzy początkowo wspierali się tekstem rozpisanym na kartkach, ale Maria Czopor – katechetka i Sylwia Spek, wchodząca w skład grona nauczycielskiego St Joseph Primary Catholic School na Hanwell, serdecznie i skutecznie namawiały dzieci, by podczas kolejnych spotkań opanowały teksty na pamięć i starały się wypowiadać każde słowo głośno, wyraźnie do odpowiednio trzymanego mikrofonu. Nie było łatwo, ale nikt się nie skarżył, ponieważ, jak powiedziała jedna z odtwórczyń roli anioła: „Tak też pracują prawdziwi aktorzy”. Im większe zaangażowanie, tym większa radość z wydarzenia i uczucie spełnienia.
Począwszy od Zwiastowania przez długą drogę i podróż do ubogiej stajenki w Betlejem, dzieci uczyły się swoich wejść na scenę, ze swobodą przyswoiły sobie powierzony im materiał. Prawdziwa radość, ale i trema przyszły dopiero wtedy, kiedy po raz pierwszy, dzień przed występem, włożyły kostiumy. Tego wieczoru w Windsor Hall pojawiła się przepiękna scenografia. Bożena Biernacka zadbała o stajenkę i cudownie gwieździste niebo, na którego tle Gwiazda Betlejemska wskazywała drogę do miejsca narodzin Dzieciątka.Prawdziwej kurtyny w Windsor Hall nie ma, ale nie zabrakło niezbędnych rekwizytów i stosownych kostiumów. Tuż przed godziną 15.00 radość i uśmiech zagościły w sercach i na twarzach zebranych. Wszystkie krzesła były zajęte, a na podłodze, tuż przed sceną, nie dałoby się wcisnąć szpilki. Wypełniły ją dzieci, które przyszły obejrzeć występ swojego rodzeństwa, koleżanek i kolegów. Ktoś skarżył się, że nie może przejść, ktoś inny, że słabo widzi. Czyjś tato, opowiadając z zapałem o swoim udziale w Jasełkach, kiedy sam był dzieckiem, stracił swoje miejsce siedzące a wzruszone mamy szeptem wymieniały pełne podziwu uwagi.
– „Lulajże Jezuniu” i „Pójdźmy wszyscy do stajenki” to moje ulubione kolędy. Przypominają mi czasy dzieciństwa, kiedy po kolacji całą rodziną śpiewaliśmy je przy wigilijnym stole a na prawdziwej choince kolorowe światełka mieniły się wśród szklanych bombek – wspominała pani Janina, babcia jednej z aktorek.
Aktorzy, zarówno ci mali, jak i ci więksi – uczniowie High School, poradzili sobie doskonale. Nikt nie zapomniał swojej roli, nie straszny wydał się tłum, kiedy przyszło zaśpiewać indywidualnie. Obdarowano ich gromkimi oklaskami i cukierkami… A potem, prędko do kościoła na szczególne błogosławieństwo i kolędowanie. Wszak był to najlepszy ku temu czas.
Wszystko byłoby wręcz doskonałe, ale nadmiar szkodzi, a równowaga sprzyja opanowaniu chaosu. Niektórzy rodzice oglądając pracę swoich latorośli starali się przede wszystkim uwiecznić te chwile na matrycach swoich aparatów. Dzieci mogły odnieść wrażenie, że chociaż tego scenariusz nie przewidywał, to jednak biorą udział w prawdziwej sesji zdjęciowej. A przecież wystarczyłaby jedna pamiątka, ale za to konkretna, o którą zresztą poproszono na końcu, tuż po owacjach i podziękowaniach, wszystkich uczestników przedsięwzięcia – pozowanie do wspólnego zdjęcia. Przysłowiowe trzy minuty dla fotoreporterów, a potem na długie lata papierowe wspomnienie do rodzinnego albumu…
Następne Jasełka również w tym miesiącu. Na prośbę ks. Michała Garbeckiego „upieczoną dosłownie na jednym ogniu” powstała wspaniała inicjatywa, by występ powtórzyć. Tym razem publiczność była zupełnie wyjątkowa, bo stanowili ją podopieczni jednego z domów opieki na Ealingu.
Tekst i fot.: Małgorzata Bugaj-Martynowska