13 września 2012, 13:59
Powrót do przeszłości (IO 1948)

6 lipca 2005 rok tłum tysięcy Londyńczyków zgromadzony na Trafalgar Square cieszy się z decyzji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego o wybraniu stolicy Wielkiej Brytanii na gospodarza kolejnych, XXX Igrzysk Olimpijskich. To już trzeci raz w historii, kiedy Londyn został organizatorem Olimpiady. „Dziennik Polski” towarzyszył temu wydarzeniu w 1948 roku i teraz, po 64 latach, zamierza to zrobić ponownie.

Do trzech razy sztuka

Nawet sami Brytyjczycy nie wierzyli, że się uda. Większość stawiała na Paryż, który przegrał niewielką różnicą głosów. Skromny wkład w zwycięstwo Londynu w wyborach na gospodarza Olimpiady 2012 mieli także Polacy i reprezentujące ich Zjednoczenie Polskie, które wysłało list do PKOl z poparciem dla kandydatury zamieszkiwanej przez wielu Polaków stolicy Wielkiej Brytanii. Paryż był wściekły, Londyn szalał z radości. W 2005 roku „Dziennik Polski” opisywał plany rozwoju miasta. Wspominał m.in. o budowie stadionu olimpijskiego, nowego obiektu na Wembley, wioski olimpijskiej we wschodniej części miasta, o wykorzystaniu istniejących już hal i stadionów na terenie całego kraju. Planowany budżet wynosił 2,79 miliarda dolarów, plus 4,41 ze środków publicznych. Plany, jak widać, były wielkie. Czy udało się dopiąć wszystko na ostatni guzik? Pierwszym sprawdzianem będzie piątkowa ceremonia otwarcia IO.

Powojenny duch olimpijski

Jaka jest główna idea igrzysk olimpijskich, wiadomo – połączyć narody świata w duchu sportowej rywalizacji i zaprzestać na ten czas wszelkich zbrojnych czy politycznych konfliktów. Powojenna rzeczywistość odcisnęła jednak piętno także na sporcie – na londyńskie igrzyska w 1948 roku nie zaproszono reprezentacyjnych ekip Niemiec i Japonii. W Olimpiadzie nie wziął udziału też ZSRR. Wjazdu do Anglii odmówiono włoskiemu dziennikarzowi sportowemu z komunistycznego pisma „Unita”. Co ciekawe „Dziennik Polski”, na szczęście z nieco innych powodów, również zmierzył się z nie lada problemem – mimo wielu listów i interwencji, nie otrzymał biletów prasowych, gdyż – jak czytamy w jednym z wydań gazety z 1948 r. – „organizatorzy Olimpiady uznali, że jedyne codzienne pismo polskie w Anglii nie zasługuje na żadne minimalne nawet względy.” Nasi sprawozdawcy nabyli jednak bilety wejściowe i śledzili przebieg zawodów z miejsc dla publiczności. Skandalem było wydanie przez „oficjalne wydawnictwo brytyjskie na Olimpiadę” mapy świata, na której podano granice Polski według stanu z 1939 roku. Historii i polityki od pozostałych sfer życia, choćbyśmy bardzo chcieli, oderwać się nie da. Tak opisał zawody jeden z dziennikarzy: „Wojna złamała wiele krajów. Finowie byli cieniem swej dawnej świetności. Norwedzy nie istnieli. W. Brytania była rozpaczliwie słaba. Polska ledwo się odradza… A Szwecja, USA – nietknięte żadną bombą – brylowały. Wyniki na boisku były wiernym odbiciem, ile kto ucierpiał od wojny.” Ktoś inny tak podsumował wyniki igrzysk: „Zawody te były okazją do propagandy politycznej. Na Olimpiadę jedzie się nie po to, by się zbliżyć do innych i zaczerpnąć ze wspólnego źródła kultury – lecz wyłącznie, by wygrać i przekonać innych o swojej sile…”

Mętlik organizacyjny…

O nim głośno jest zawsze. I dziś władze miasta martwią się, czy Londyn poradzi sobie z najazdem turystów. Nagłówki gazet krzyczą: „Komunikacja zmartwieniem”, „Organizacyjny chaos”. Kilka dni temu „Dziennik” informował o małym problemie dużych zawodników – wysokiego wzrostu olimpijczycy nie mieszczą się w łóżkach! Rok 1948 nie różnił się wiele pod tym względem od współczesności – „zawodniczki amerykańskie podniosły alarm, że nie mogą spać, bo mają za twarde łóżka.” Pierwsza część polskiej ekspedycji olimpijskiej, która wyleciała z Warszawy samolotem, też nie uniknęła mętliku organizacyjnego. Z początku odprawa celna opóźniła start samolotu, następnie się okazało, że nie wszystkie dokumenty były w porządku, a gdy już mieli lecieć, okazało się, że samolot ma zepsute motory. Zakwaterowanie również nie było zadowalające – zawodniczki polskie, mieszkające w szkole St Hellen, położonej niedaleko Wembley, czuły się osamotnione, gdyż ich masażysta mieszkał wraz z drużyną w innej części miasta i tracił kilka godzin dziennie na przejazdy. Kierownictwo wioski odmówiło przeniesienia zawodniczek do West Drayton, przepisy bowiem zabraniały przebywania kobietom w obozie. Czy zdziwi kogoś fakt, że powrót Polaków do domu nie był do końca szczęśliwy? Tym razem przyczyną opóźnienia lotu była awaria radia w samolocie.

W 1948 roku, „Dziennik Polski” zanotował kilka zaskakujących incydentów. Nieoczekiwany wypadek wydarzył się już na otwarciu igrzysk: „Na powitanie płomienia wyszedł burmistrz Windsoru, który uroczyście odebrał pochodnię z ręki szybkobiegacza, po czym najspokojniej w świecie… zapalił od niej papierosa. Na ten widok z tłumu wyciągnęły się setki rąk, uzbrojonych w papierosy, kawałki papieru i zapalniczki, sięgając po ogień olimpijski

Sukcesy i porażki

Jak w każdych zawodach sportowych zarówno uczestnicy, jak i widzowie doświadczają wielu emocji. Zawodniczy odczuwają je jednak nieco bardziej boleśnie. W 1948 roku nie obyło się bez różnego rodzaju upadków, kontuzji, omdleń czy nawet podtopień. W biegach na 200 m pań, wprowadzonych po raz pierwszy na Olimpiadę właśnie w tym roku, zemdlała czeska zawodniczka, na 10 metrów przed metą. Reprezentantka z Bermudów „runęła na bieżnię, z wyczerpania, tuż za metą”. Dramatów było wiele: „Finley przewraca się w przedbiegu i odpada. Hansenne rozgromiony na 1500! Harris z zerwanym ścięgnem na 800! Sztafeciarze francuscy, którzy zgubili pałeczkę – ileż było gorzkich zawodów, tragicznych rozczarowań…” Ale ile było sukcesów! Ostateczny skład polskiej reprezentacji na XIV Igrzyskach Olimpijskich w Londynie to 24 zawodników, w tym trzy kobiety, oraz 13 osób kierownictwa i personelu pomocniczego. Polska wyjechała z Londynu z jednym brązowym medalem, dzięki wysiłkom boksera wagi piórkowej Aleksego Antkiewicza. Tak skomentował osiągnięcia polskich zawodników na łamach „Dziennika” prezes PKOl od 1928 roku aż do wojny, gen. Glabisz: „Nawet wycieńczoną Polskę stać było na lepszą ekspedycję olimpijską. Do zawodników nie można mieć pretensji. Dali oni z siebie wszystko; nie ich wina, że przygotowano ich słabo i wyekwipowano niewystarczająco; wyniki zawodników polskich zostały obniżone częściowo przez tremę (brak otrzaskania). Te stwierdzenia są boleśniejsze, aniżeli skromny brązowy medal, bowiem w igrzyskach olimpijskich bierze się udział nie tylko po to, aby zwyciężać.” Polska odniosła jeszcze jeden wielki sukces. Zapewne niewiele osób pamięta, że swego czasu na igrzyskach były przyznawane także nagrody w Olimpijskim Konkursie Sztuki i Literatury. W 1948 roku, po raz ostatni w historii, przyznano medale olimpijskie za osiągnięcia w malarstwie, grafice, rzeźbie, literaturze i muzyce. Złoty medal przyznano Zbigniewowi Turskiemu za utwór pt. „Symfonia Olimpijska”.

Czasem słońce, czasem deszcz

Brytyjskim zwyczajem, porozmawiajmy o pogodzie. Meteorolodzy zapewne zaprzeczą, ale ostatnio pogody przewidzieć się nie da. A nawet jeśli, z pewnością nie każdego zadowoli. W 1948 roku, w nagłówkach doniesień ze stadionu narzekaliśmy na deszcz: „Przemoczone tłumy widzów opuszczać zaczęły nieosłonięte trybuny stadionu, na długo jeszcze przed zakończeniem zawodów.” Sportowcy też nie mieli lekko: „Meksykańcy narzekają na okropną pogodę. Cały dzień chodzą w szlafrokach, opatuleni w koce. ‘Ach, te straszne chmury, czyż nigdy tu słońce nie świeci?’, skarżą się zawodnicy. Wszyscy południowcy twierdzą, że nie mogą się rozgrzać, że wciąż jest im zimno.” Jeszcze gorzej przeżywał pogodę zawodnik z Trynidadu, podnoszący ciężary Wilkes, który twierdził, że odmroził sobie w Anglii palce. W tym roku aż takiego mrozu nie przewidujemy.

Co kraj, to obyczaj

Zawsze, gdy ma się do czynienia z międzynarodowym wydarzeniem, należy spodziewać się niespodziewanego. Tak też w 1948 roku, „Dziennik Polski” zanotował kilka zaskakujących incydentów. Nieoczekiwany wypadek wydarzył się już na otwarciu igrzysk: „Na powitanie płomienia wyszedł burmistrz Windsoru, który uroczyście odebrał pochodnię z ręki szybkobiegacza, po czym najspokojniej w świecie… zapalił od niej papierosa. Na ten widok z tłumu wyciągnęły się setki rąk, uzbrojonych w papierosy, kawałki papieru i zapalniczki, sięgając po ogień olimpijski.” Władze RAF zabroniły używać pistoletów startowych w obozie Uxbridge, sprinterzy amerykańscy trenowali więc na klaśnięcie dłoni. Bokser wyrzucony za sznury ringu mógł znaleźć się w… wodzie, ponieważ ring postawiony został na rusztowaniach w basenie wypełnionym po brzegi wodą. Argentyński bokser wagi piórkowej, Pares, miał parę uncji nadwagi. „Konsternacja! Koledzy obcięli mu bujne, kruczoczarne włosy. Zdrapywali mu pył ze stóp. Nie pomogło! Pares pluł, wycierał nos, płakał. Wszystko na nic!” Na szczęście dżentelmeński przeciwnik zgodził się na półgodzinną przerwę, żeby Argentyńczyk mógł wypocić zbędny balast. Niedopuszczona do Olimpiady Japonia ofiarowała olimpijskiej drużynie USA 50 bambusowych tyczek z wypisanymi życzeniami powodzenia. Hinduscy piłkarze zdecydowali się grać na olimpiadzie… na bosaka – podobno nie mogli przyzwyczaić się do butów. Po ostatnich igrzyskach w Berlinie, postanowiono, „że na przyszłość każda zawodniczka olimpijska musi mieć świadectwo lekarskie, stwierdzające jej kobiecość. Bardzo słusznie! Te olbrzymie Niemki, które poustawiały rekordy świata na Olimpiadzie berlińskiej, miały tyleż wspólnego z kobiecością, co goryle mają z ludzkością. Jakieś tylko odległe, nieznaczne podobieństwo…” Surowy i niezbyt poprawny politycznie osąd. Jednak zdarzały się też komentarze chwalące wdzięki pięknych olimpijek. „Większość pływaczek to naprawdę ładne dziewczyny. Doskonale wyglądały w różnobarwnych strojach na podium olimpijskim w świetle reflektorów. Wszystkie dbały ponadto bardzo o zewnętrzny wygląd, były starannie wyondulowane i wymanikurowane. Kiedy płynęły na wznak, karminowane wargi mogły służyć za wzór reklamy Max Factora.”

Niepowtarzalna mieszanka emocji

Na XIV Olimpiadę zjechali się kibice z całego świata, dzięki czemu igrzyska stają się okazją zaobserwowania indywidualnych cech narodów każdego z uczestniczących krajów. „Najweselsi, najbardziej pełni temperamentu są Francuzi i Węgrzy. Na trybunach zawodnicy ich robią najwięcej hałasu, najżywiej dopingują kolegów. Spokojni Finlandczycy tracą flegmę, gdy zwyciężają. Wtedy szaleją z radości”. „Na pływalni Duńczycy mieli świetnie zorganizowany chór dopingujący. Krzyczeli w takt miarowo, ogłuszająco. Holendrzy pomagali im okazyjnie. Węgrzy robili też dużo hałasu – ale bez dyrygenta, nie tak składnie. Publiczność angielska, cicha, skromna, patrzyła z niesmakiem na te wokalne wyczyny.” Mimo sporej frekwencji, obecność Polaków na trybunach była mniej zauważalna. „Tylko Polacy – a całe ich płaty zalegały trybuny – nie mieli okazji, by otworzyć usta. Ani jeden Polak nie stawał w biegach! Ani jeden w pływaniu! Nie było naszych wcale w tych najzaszczytniejszych konkurencjach. Szkoda! Przykro! Polacy na trybunach byli tylko naprawdę bezstronnymi uczuciowo widzami.” Mimo tak różnorodnej mieszanki kultur i emocji, Igrzyska przebiegły bezkonfliktowo. „Nie było szowinizmu narodowego na Wembley. Anglicy oklaskiwali wszystkich bezstronnie. Nie było nastroju ‘zwycięstwa za wszelką cenę’, porażka nie była katastrofą narodową. O ileż więcej było ducha sportowego w Londynie niż w Berlinie. To ogromna zasługa Anglików. W takim duchu Olimpiady mają sens – i przyszłość!” Miejmy nadzieję, że w takim duchu przebiegną również tegoroczne igrzyska.

Magdalena Czubińska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Praktykant1

komentarze (0)

_