Powstało z potrzeby wspólnoty, z żalu za utraconym miastem i z nadziei, że nadejdzie dzień powrotu. Aż do lat 90. w Biuletynach Koła Lwowian upominano się o polskie Kresy. – Polityka dominowała, przez te wszystkie lata trwało nawoływanie do powrotu Kresów, ale przyszedł moment, kiedy zrozumiano, że trzeba zmienić kierunek działań. Ludzie się stamtąd wywodzili, tam mieli swoje korzenie i to było naturalne, że chcieli aby Lwów wrócił i oni również, ale w miarę upływu lat to się musiało zmienić. Kwestią priorytetową stała się więc pomoc Polakom, którzy tam pozostali – mówią członkinie Koła, dzięki którym ono istnieje. Barbara Matuchniak (prezes), Teresa Zagórska (redaktorka Biuletynu) i Alicja Kolendo (sekretarz).
– Z tamtych stron pochodziła moja babcia, ja zaś urodziłam się w Przemyślu, gdzie utrzymywał się sentyment do tamtych stron, były koneksje kulturowe, przenikał język i sposób bycia, przenikał sentyment. Kiedy przyjechałam do Anglii w 1970 r. najpierw musiałam zająć się nauką języka, studiami i tak dalej, a więc należałam już do „starszej młodzieży”, gdy któregoś dnia, znajoma z tej samej parafii na Balham, zapytała czy nie zechciałabym im pomóc, że przydałby się ktoś młodszy… namówiła mnie, a że już wtedy coś niecoś pisałam, zaczęłam zajmować się Biuletynem – mówi Teresa Zagórska. Znajdujemy w nim kontynuację wspomnień, przypomnienie rocznic, sylwetek Lwowiaków, coś z literatury i rysunku. Pierwszy Biuletyn Koła Lwowian ukazał się w 1961 r. Pierwszym jego redaktorem był wieloletni prezes Koła Lwowian, Stanisław Kuniczak. Legionista, brał udział w obronie Lwowa w 1918 roku, a w latach 30. ukończył Wyższą Szkołę Wojenną w Warszawie. W 1938 roku kierował placówką wywiadowczą w Wiedniu, a po kampanii wrześniowej przedostał się na Zachód. Członek Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie, potem minister do spraw społecznych w kilku emigracyjnych rządach. W 1972 r., dwa lata przed śmiercią, prezydent August Zaleski awansował go na generała brygady.
– Emigrowało mnóstwo ludzi pióra, bardzo często publikowali również w Biuletynie, jednym z najbardziej aktywnych był Marian Hemar, również Kazimierz Wierzyński, Tadeusz Sułkowski, pisali ludzie związani z polityką, wojskowi, jak gen. Kukiel, artykuły były wspaniałe – mówi Teresa Zagórska. Biuletyn bywa cytowany, aż do 1989 r. pozostawał wydawnictwem również zaangażowanym w jakimś stopniu w politykę, stale postulował bowiem powrót Kresów w granice polskiego państwa. Broniono w nim Lwowa nie tylko wspomnieniem jego drogocennych pamiątek, ale wołaniem o pomoc i wsparcie, na przykład w sprawie dewastacji cmentarza Orląt Lwowskich. Historyk Stanisław Sławomir Nicieja w książce poświęconej cmentarzowi obrońców Lwowa wspomina na przykład artykuł właśnie prezesa Koła lwowian, Stanisława Kuniczaka (Biuletyn KL 1963 r.). „Postępujący proces dewastacji cmentarza Orląt traktowany był w kraju, w środkach masowego przekazu, jako temat tabu. Wstrząsające relacje i komentarze oraz alarmistyczne apele płynęły natomiast z Zachodu za pośrednictwem radia Wolna Europa oraz Głosu Ameryki. O unicestwianiu cmentarza pisała prasa polonijna, a zwłaszcza londyński Biuletyn Koła Lwowian. Szczególne zaangażowanie w akcji na rzecz obrony cmentarza Orląt wśród Polonii wykazywali: gen. Stanisław Kuniczak, Adam Treszka, Marian Brzezicki i Józef Baraniecki – prezesi londyńskiego Koła Lwowian”.
Dzieci Lwowiaków urodzone już w Wielkiej Brytanii kroczą własną ścieżką, wychowane w dwóch kulturach, tej niebywałej miłości do Kresów najczęściej nie rozumieją, sentymentem darząc Polskę jako taką. – W mojej rodzinie jest może trochę inaczej. Ojciec był sędzią, ale prowadził też orkiestrę Hejnał, która bardzo często występowała w Wesołej Lwowskiej Fali, stąd mojemu synowi bliskie są na przykład lwowskie piosenki. Moje dzieci są Lwowem zainteresowane, ale na platformie rodzinnej, a nie społecznej. Pojechały tam właśnie dlatego, aby zobaczyć miejsce urodzin mamy, o którym tak dużo opowiada i tak samo wzruszały się przy różnych obiektach, jak ich matka. Także zainteresowanie jest, ale na innym poziomie – mówi pani Barbara. W Kole Lwowian była jej mama i siostra, ale ona włączyła się w jego działalność dopiero po przejściu na emeryturę.Alicja Kolendo jest kresowianką z północy, z Wilna. – Ale zawsze to są po prostu „nasze Kresy”. Przestałam pracować, byłam wolna i zostałam poproszona o pomoc. Początkowo angażowano się dlatego, że to był przecież Lwów, trzeba było więc o nim mówić, przypominać. Późniejsze, następne pokolenia, kierują się już tylko sentymentem – mówi pani Alicja.
W tym roku wypada 94 rocznica obrony Lwowa. Akademia odbędzie się 25 listopada. Za sześć lat będzie setna rocznica. Czy poprowadzi ją ktoś inny? – Niedługo będziemy mieli walne zebranie, wybierzemy nowy zarząd. Większość Lwowiaków kiedyś mieszkała w Londynie, ale potem wyprowadzili się z miasta. Zazwyczaj przychodzi więc na te zebrania bardzo mało osób, bo to są już ludzie w bardzo podeszłym wieku i rozmieszczeni po całej Anglii, a nawet poza jej granicami – mówi Barbara Matuchniak.
W pewnym momencie przestano zabiegać o odzyskanie Lwowa. – Kiedy tam jestem, to myślę, że teraz jest to wasz kraj, ale i mój kraj dzieciństwa, pozwólcie więc czuć mi się tutaj tak, jak u siebie w domu. We Lwowie byłam trzy razy i spotkałam się tam z poważaniem, a w Busku, gdzie się wychowałam, to nawet z serdecznością. Kiedy go odwiedziłam i powiedziałam, że mieszkaliśmy tutaj, w tym oto domu, a obok mieszkała nasza sąsiadka Ukrainka, pani Martyniukowa, to zaraz wyszła do nas jej córka, wyściskała mnie, zaprosiła do domu, postawiła na stół szampana i zapytała: „i po co to wszystko? Przecież nam razem było dobrze”. A więc tak sobie myślę, że ludzie, którzy żyją tam od pokoleń, dalej są przyjaźni. Ci, którzy zostali tam sprowadzeni, czują się niepewnie, zaś obowiązkiem Koła Lwowian jest wspierać żyjących tam Polaków, którzy nie mają tak spokojnego życia, jak my tutaj – mówi pani Barbara.
Pomoc od Koła Lwowian, zwłaszcza za czasów prezesury Mieczysława Hampla otrzymywały dwie polskie szkoły we Lwowie. Pierwsza, szkoła nr 10 założona w 1816 r. przy kościele św. Marii Magdaleny, po 1945 roku zaczęła funkcjonować jako koedukacyjna placówka z polskim językiem nauczania. W 1961 roku zlikwidowano w niej klasy maturalne. Wtedy jedyną polską szkołą, w której można było zrobić maturę, było liceum nr 24 im. Marii Konopnickiej. Obecnie wszystkie przedmioty są tam wykładane po polsku. I tej szkole, jako drugiej, Koło Lwowian również finansowo pomagało. Za przekazywane pieniądze opłacano np. obiady dla dzieci. Zapomogami w dolarach na Święta Bożego Narodzenia czy Wielkiej Nocy wspierano starszych Polaków. A teraz Koło Lwowian dokłada się do budowy domu spokojnej starości przy seminarium duchownym we Lwowie-Brzuchowicach.
– Fundusze pochodziły przede wszystkim ze składek, sprzedaży Biuletynów, książek, kartek świątecznych i także z imprez, ale już za naszych czasów, ograniczyły się one do obchodów rocznicy obrony Lwowa. Z czasem doszły również spadki. Przyszedł nawet moment, że dostaliśmy pokaźny zapis z Ameryki i trzeba było coś zrobić, żeby uniknąć zapłacenia podatku. Pomogła nam w tym rejestracja w Inland Revenue. Posiadanie statusu organizacji charytatywnej zwalnia nas od obowiązku odprowadzenia podatku. Kiedy tylko uzyskaliśmy rejestrację, natychmiast został nam zwrócony, a była to niemała suma, bo 15 tysięcy dolarów. Stąd uwaga dla innych organizacji, żeby się zastanowiły nad swoją przyszłością, bo przyjdzie moment, że trzeba się albo rozwiązać, albo przekształcić. Bo przecież trzeba zaplanować co stanie się z jej majątkiem i w jaki sposób zostanie on rozdysponowany – mówi Barbara Matuchniak. W statucie Koła Lwowian zapisano, że jego celem jest edukacja i pomoc starszym. W tej chwili pomoc otrzymuje 65 osób. Wcześniej jeździł do Lwowa Mieczysław Hampel i stąd były kontakty oraz informacje, a w zeszłym roku przyjechał do Londynu arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, lwowski metropolita. Koło Lwowian otrzymało od niego list z prośbą o pomoc.
Przeniesione do Kalwarii Zebrzydowskiej w 1945 roku, lwowskie seminarium duchowne, zostało przez komunistów zlikwidowane już pięć lat po wojnie. Wznowiło swoją działalność dopiero w 199. Zabytkowych budynków seminaryjnych ukraińskie władze prawowitym właścicielom nie zwróciły, odrodziło się więc w siedzibie zrujnowanego kompleksu posanatoryjnego w Brzuchowicach pod Lwowem. Jak napisał w swoim liście abp Mokrzycki, archidiecezja lwowska chce przebudować część seminarium na potrzeby domu pogodnej starości i ośrodka pomocy społecznej. „Chodzi mi przede wszystkim o troskę i zapewnienie godnych warunków dla ludzi starszych, samotnych i chorych, którzy z powodu źle działającego systemu opieki zdrowotno-emerytalnej na Ukrainie, są skazani na naszą wyłączną pomoc. (…) Koszt realizacji projektu wynosi około 200.000 Euro. (…) Aby wesprzeć działalność naszego Kościoła na Ukrainie została powołana w Warszawie ‘Fundacja Semper Fidelis – na rzecz Archidiecezji Lwowskiej’, której pierwszorzędnym zadaniem jest wspieranie właśnie wszelkiego rodzaju projektów charytatywnych na terenie Archidiecezji”.
– Oni sobie sami nie pomogą. Jeśli my tutaj im nie pomożemy i rząd polski nie pomoże, to nikt tego nie zrobi – mówi Teresa Zagórska. Dlatego ostatnio Koło Lwowian przekazało fundacji Semper Fidelis 60 tysięcy euro, z przeznaczeniem na cel budowy domu dla starszych, potrzebujących opieki Kresowiaków ze Lwowa i okolic.