W niedzielne popołudnie w poskowej JazzCafe odbyła się premiera nowego przedstawienia pt. „Para buch, koła w ruch, czyli kabaret na długiej przerwie”, znanego już na Wyspach Brytyjskich Teatru „Włóczykij”. Jego założycielka, dyrektorka, aktorka i przede wszystkim reżyserka zachęcała przybyłe dzieci do nauki języka ojczystego, zapewniając, że każda forma nauki jest dobra, nawet ta zamknięta w formule kabaretu.
Kilka minut po godzinie 15.00 rozległo się gromkie nawoływanie wydobywające się zza kulis: Teeeatr ‚Włóóóczykiij’ zaprasza na kabaret…”, a zaraz po tym na scenie pojawiła się pierwsza bohaterka kabaretu, która powiedziała: „Kiedy byłam mała i chodziłam do szkoły uwielbiałam język polski, bo brzęczy i świszczy, szeleści i huczy, syczy i dźwięczy. Język polski jest trudny, lecz wcale nie nudny. Polski język mamy i kabaret zaczynamy…” I zaczęło się na dobre, bo przez scenę przewijały się kolejno nowe postacie, które śpiewały, recytowały, tańczyły i zachęcały nie tylko do zabawy, lecz także i nauki…, ortografii i innych smaczków językowych, które nie tylko dzieciom, ale czasem i dorosłym plotą figle.
Wspomnienie z dzieciństwa
Prawdziwą gratką okazała się Konstantyna Politankiewiczówna, artysta która na co dzień pracowała w rozgłośni radiowej i słynęła ze swoich umiejętności językowych, licznych trosk o spółgłoski, samogłoski i codziennych ćwiczeń gardła. Rozśpiewana Konstantyna rozbawiła dorosłą część publiczności i przywołała wspomnienia z dzieciństwa u rodziców obecnych dzieci, którzy w latach osiemdziesiątych, w czasie szkolnych zabaw językowych zmagali się z wypowiedzeniem jednym tchem, bez zająknięcia i pomyłki słowa zbliżonego do imienia i nazwiska kabaretowej bohaterki. Dla młodszej części widowni Konstantyna Politankiewiczówna wyśpiewała tuwimową „Kłótnię ptaków”,
rozkoszując się barwą i natężeniem swojego głosiku, a na koniec odjechała „Lokomotywą” Brzechwy do sanatorium leczyć swoje nadwyrężone gardło. Zaraz po tym, jak na scenie pojawiła się ptasia milicja (policja), w prawdziwym mundurze policjanta, który zresztą po przedstawieniu zrobił wśród męskiej części dziecięcej publiczności – furorę, stanęła na stacji lokomotywa… Ciężka, ogromna i pełna niespodzianek, które ukryte były w jej wagonach. Dzieci doskonale znały słowa wiersza i razem z Ewą Zielińską, twórczynią teatru, wymieniały zawartość wagonów. Niektóre z nich zdobyły się na odwagę i próbowały zaglądać do wnętrza wagonów, bo sprzyjała ku temu i atmosfera, i forma zabawy. To nie koniec jednak frajdy i nauki, bo przyszedł czas na wizytę dawnego nauczyciela Pana Gżegżółki, specjalisty od pisowni, który dzieci uczył wierszem. Podzielono widownię na grupy, a każdej z nich przydzielono nie lada zadanie: powtarzania trudnych, znanych z chochlików słów. Była więc i krótka rózga, źródło, mózg, wspólna góra, rzepa, która rzekła o czymś żółwiowi, żuraw, który zamiast żyta żaby żre i żółtodzioby…, a wszystko powtarzały razem dzieci i te młodsze, i te, które uczęszczają już do polskich szkół. Wszak to przedstawienie dla dzieci i dlatego im reżyserka oddała głos zapraszając ochotników do przeprowadzenia pierwszego w życiu wywiadu z prawdziwą gwiazdą, którą kojarzą właściwie wszyscy – Zosią Dubielówną, znaną jako „Samochwała”.
I to zadanie udało się dzieciom wypełnić, bo na propozycję ze sceny wyrósł las dziecięcych rąk. A po przedstawieniu Ewa Zielińska zawołała wszystkie dzieci za kulisy i dopiero tym zaproszeniem sprawiła im prawdziwą ucztę. Nareszcie mogły dotknąć wszystkich rekwizytów, przymierzyć stroje. Największym powodzeniem cieszyła się policyjna czapka i peruka Konstantyny, a najmłodsi sięgnęli po niewielkich rozmiarów ptaki rozsadzone odważnie na słomianych strachu na wróble. Któreś z dzieci, chciałoby jednego z nich zabrać do domu, inne zainteresowało się wystającą z jego rękawów, prawdziwą słomą. Pytań nie było końca, ale czas naglił i być może nie udało się zaspokoić w pełni dziecięcej ciekawości o tym, jak rodzi się i funkcjonuje teatr oraz odpowiedzieć na pytania najmłodszych, gdzie są inne osoby, oprócz Ewy Zielińskiej, które pojawiały się na scenie, ale przecież to nie koniec, lecz zaledwie początek przygody z „Włóczykijem”. Warto więc zaostrzyć dziecięcy apetyt na ten rodzaj sztuki i nauki. Na deser uczestników premiery uwieczniono na fotografii – wspólnej, niemalże rodzinnej, jak przystało w teatrze. A rodzice mogli delektować się słowami Piosenki dobrej na wszystko”, rodem z „Kabaretu starszych Panów” – inspiracji Ewy Zielińskiej, do napisania kabaretu dla dzieci.
Tekst i fot.: Małgorzata Bugaj-Martynowska