04 lutego 2013, 09:23 | Autor: Elżbieta Sobolewska
Więź z resztą Europy

… Gdy nam dopieka wciąż monarsza łaska, któż się tak stroi? Któż się tak weseli? To podła gawiedź warszawska. Dla nich są obce klęski narodowe, obcą niedola tułaczy, lecz przyjazd cara, święto galowe, wielki fajerwerk – wszystko dla nich znaczy. (…) Przypatrz się ludom węgierskiej krainy, jak są do czynów szlachetnych gotowe, oni czczą święta – święta narodowe, ale na carskie nie spieszą festyny. Toteż im wcześniej swoboda zaświeci, bo miłość kraju to najpierwsza cnota, oni są prawe swojej matki dzieci, a my nikczemna, kacapska hołota…

Polacy, donosząc na samych siebie, tak dogadywali sobie w Warszawie 1860 roku. Celowo sprowokowany przez margrabię Wielopolskiego naród, przedwcześnie wybuchł powstaniem, które zdarzyć miało się na wiosnę. A jednak ta wielka ofiara zrodziła wielką nagrodę. Dar umiejętności cierpliwej i wytrwałej w zapale pracy organicznej, ta zaś, pół wieku później, przyniosła Polakom niepodległość. Nie byłoby jej, bez ciągłego podniecania woli odzyskania wolności: zrazu powstaniami, wreszcie upartym trzymaniem się wiary, języka i kultury. Bez tych elementów, gdzie każdy był w wypadku polskim nie tylko nieuchronny, ale i z siebie wzajem wynikający, nie byłoby nas dzisiaj. Konieczność ofiar, a zarazem sącząca się obecnie, urągająca im krytyka, przywołuje znów na pamięć wierszyk cytowany na wstępie: że jest w nas jednak coś z hołoty.

Przynosi owoce uprawiana na narodzie orka propagandy. W PRL-owskich, ale i późniejszych podręcznikach do historii, zamajaczył może i Grottger z jego sceną branki, gdzie w drzwiach migają plecy męża skradzionego do carskiego wojska, a kobieta zastyga w niemym krzyku rozpaczy i osamotnienia. Był obrazek i wątpiące słowo, chętnie powielane przez otumanionego nauczyciela historii, dziennikarza, publicystę, człowieka z piórem: następne powstanie – przegrane, więc bez korzyści, szkodliwe dla naszego interesu, głupie. I tak do dzisiaj pan Łubieński powtarza to, co przed laty zawarł w swej książeczce „Bić się czy nie bić” i co przysporzyło mu dozgonnego już chyba miejsca w bazie elity. Jak powiedział pan Łubieński w wywiadzie na okoliczność rocznicy: było ono „desperackim, trochę przypadkowo wywołanym, zrywem. Piosenka powstańcza: ‘Poszli nasi w bój bez broni’ dobrze określa ideę Powstania Styczniowego”. I nieco dalej: „gdybyśmy uniknęli zrywu z 1863 r., być może Polska stałaby się ważną, ale integralną już częścią Imperium”. A więc jednak? Bić się.

Nie byłoby bez Powstania Styczniowego postawy Józefa Piłsudskiego. Oceniał je „jako bardzo ważny element świadomości narodowej i społecznej”. I oto idąc śladami wielkiego marszałka i jego epoki, której symptomy zmuszone wolą dziejów wyległy z ojczystego grona na obczyznę, odnajdujemy w londyńskim Instytucie Józefa Piłsudskiego garstkę XIX-wiecznych fotografii powstańców. Przepastne widać są półki naszego Instytutu, skoro nadal kryją takie skarby. Zdjęcia zdają się pochodzić ze zbiorów prywatnych rodziny Henryka Góreckiego, powstańca. Widzimy jego braci – Maurycego i Felicjana. Na kilku pozostałych zostawiono dedykacje, stąd możemy poznać nazwiska sportretowanych: Cezary Ptaszkiewicz i Ignacy Łojko. Bohaterów kilku następnych zdjęć – nie znamy.

Powiązane ze sobą losy ludzi, miejsc i przedmiotów objawiają się kolejnym skojarzeniem. Prezes IJP pułkownik Mieczysław Stachiewicz, wstępując w roku szkolnym lat 1931/1932 do lwowskiego Korpusu Kadetów nr 1 uczył się i świętował narodowe rocznice pod chorągwią, którą szkole tej podarowało Koło Powstańców 1863 r. Wraz z chorągwią, kadeci przejęli kultywowanie tradycji niepodległościowych powstań narodowych. Ten, który dzierżył ją w powstaniu i strzegł aż do śmierci – Szymon Wizunas Szydłowski – przebywał przez jakiś czas na przymusowej emigracji w Londynie.

Chorągiew Wizunasa

Pogrzeb generałowej Sowińskiej przerodził się w czerwcu 1860 r. w wielotysięczną manifestację, pierwszą od 30 lat. Zapoczątkowała ona moralną rewolucję w narodzie, który przytłumiony klęską Powstania Listopadowego szemrał tylko po domach i w towarzystwach, bez śmiałości kolejnego tłumnego i jawnego oporu. I oto w 30. rocznicę wybuchu jesiennej insurekcji, warszawiacy stawili się u Karmelitów. Po mszy św. po raz pierwszy odśpiewano zapomnianą pieśń „Boże coś Polskę” ze słowami „Ojczyznę, wolność racz nam wrócić Panie”. W kościołach pojawiało się coraz więcej ludzi, w 1861 r. manifestowano już coraz otwarciej. Według rozpowszechnionej wśród powstańców tradycji, chorągiew, która stała się kadecką, brała udział w owych warszawskich manifestacjach i tam właśnie miała być przestrzelona kulami. Nosi także ślady, najprawdopodobniej pochodzące z okresu walk powstańczych z Moskalami. Wymalowana jest na nim postać Matki Boskiej Częstochowskiej otoczonej herbami Polski, Litwy i Rusi. Sztandar zdobiły dwie wstęgi. Na jednej był napis: „Witebska Ziemia” oraz znak Pogoni. Na drugiej haft „1861” oraz Orzeł Polski. Chorągiew została przekazana kadeckiej młodzieży 3 maja 1923 r. i jak pisał profesor szkoły, Bolesław Stachoń: „stała się najsilniejszą więzią ,między dawnemi i nowemi laty”. Jako skarb Korpusu Kadetów, sztandar przechowywany był w gabinecie Komendanta. Kadeci zawsze uczestniczyli we wszystkich najważniejszych lwowskich uroczystościach patriotycznych, zawsze też maszerowali jako pierwsi, bo mieli najstarszy sztandar. Kiedy do Lwowa wkroczyli Sowieci, został wyniesiony przez starszego sierżanta Antoniego Haasa, który przechował go przez okupację. W czasie ekspatriacji wywiózł go na Śląsk. Sztandar obleczony był w poszwę poduszki, by uszedł uwagi pograniczników. Po wojnie trafił do Muzeum Narodowego w Krakowie. Oryginalnie pochodzi z kościoła w Surażu, polskiego miasteczka na Witebszczyźnie założonego w XVI w. przez księcia Stefana Zbaraskiego. W 1861 r. reprezentowała Ziemię Witebską w czasie uroczystości odbytej pod Horodłem, na pamiątkę zbratania się narodów Litwy i Polski. Wtedy po raz pierwszy dzierżył ją chorąży Ziemi Witebskiej – Szymon Wizunas z Moczydłów Szydłowski.

Archiwa sugerują, iż pochodził z arystokratycznego rodu książąt Światopełków-Mirskich. Jako młodzieniec trafił do akademii wojskowej w Petersburgu, ponoć wzbudził swymi zdolnościami zainteresowanie cara Aleksandra II. Był adiutantem gen. Trepowa, któremu, jak głosi legenda, uratował życie podczas zamachu. Wizunas robił karierę, ale spotykał się także z polską młodzieżą w tajnym kole. W 1861 r. w jego życiu nastąpił przełom. Pod wpływem moralnej rewolucji Królestwa wziął udział w obchodach rocznicy unii horodelskiej. Jak pisał Białynia-Chołodecki: chorągiew dzierżył w dłoni „młodzieniec o rysach twarzy i typie czysto jagiellońskim”. Potem walczył w powstaniu. Oddział, którego był członkiem, na krótko opanował Suraż. Wizunas wyniósł z kościoła chorągiew i odtąd patronowała już ona całemu jego życiu. Może miał ją również ze sobą w Londynie? W bitwie pod Czerwonką, w Augustowskim, został ranny. „Po tej ostatniej bitwie – wspominał na łożu śmierci – zawlokłem się do leśnej chaty, gdzie mnie przyjęto gościnnie, nie pytając, kim jestem, opatrzono ranę, pielęgnowano, opiekowano się i ukrywano przed okiem Moskali. Dla tych ludzi, prostych, uczciwych, bezinteresownych, zachowuję miłą pamięć i dozgonną wdzięczność. Oni to swoim poświęceniem ocalili mnie od śmierci. Rodziny bliskiej nie mam już na świecie. Po wyemigrowaniu widziałem raz ojca w Marsylii, później brat wezwał mnie do Londynu. Od tej pory nie widziałem już nikogo…”. Na starość Wizunas osiadł we Lwowie, posługując w klasztorze, który opuszczał, by brać udział w zebraniach weteranów lub uczestniczyć w narodowych świętach. Stał się lwowską postacią, którą dobrze znali mieszkańcy miasta. Chodził w siermiędze, którą miał zachować z czasów powstania. Będąc dla Lwowa jego symbolem, do śmierci dzierżył podczas uroczystości, zniszczoną tułaczką chorągiew. Ofiarował ją Kole Towarzystwa Uczestników Powstania. Zmarł, nie doczekawszy wolnej Polski, 10 marca 1906 r. Jego charakterystyczny nagrobek wieńczy Górkę Powstańczą na Cmentarzu Łyczakowskim. Postawiony staraniem jego przyjaciela, dzisiaj przechodzić będzie gruntowną odnowę. Jak zapowiedział Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Andrzej Kunert: nagrobek z powrotem otrzyma swój czysto pierwotny kształt, który zmienił się na skutek amatorskich remontów.

Własność Rosji

Jaka jest współczesna percepcja Powstania Styczniowego? Z sondażu przeprowadzonego przez TNS Polska wynika, że tylko 19 proc. Polaków potrafi wskazać datę powstania styczniowego, a 31 proc. wie, że było w XIX w. Postrzegane jest przede wszystkim w kategoriach klęski, w czym przede wszystkim byliśmy i jesteśmy nadal – umacniani. Dlaczego?

W wywiadzie dla internetowej Frondy, prof. Andrzej Nowak odpowiada:To przede wszystkim skuteczność w tej propagandzie antypolskiej, która dominuje w dzisiejszych mediach. W mentalności ludzi, którzy nie mają żadnego pojęcia o polskiej historii, a wypowiadają się z dużą pewnością i swadą na jej temat”. Dalej m.in. czytamy: „To powstanie było szczególnie związane z wyznaniem katolickim. Od księży zaczęła się rewolucja moralna w 1860 r. Przypomnijmy skalę prześladowań w powstaniu, gdy kilkuset z nich było aresztowanych, więzionych, zamordowanych, powieszonych czy wywiezionych na Syberię. To był sam rdzeń polskiego oporu narodowego. Wynikało to ze znaczenia religii katolickiej dla narodu. Rosjanie to docenili i chcieli zniszczyć najpierw księży, potem panów, którzy byli głównymi depozytariuszami polskiej świadomości narodowej (…)” (za: www.fronda.pl).

Niech uzupełnieniem tej wypowiedzi będzie zdanie prof. Jerzego Zdrady, związanego od lat z Uniwersytetem Jagiellońskim: „Moim zdaniem powstania jako takiego uniknąć się nie dało, ale co więcej – nie dało się także uniknąć jego wybuchu w chwili, kiedy przygotowania były dopiero w początkowej fazie. Wiadomo, że Komitet Centralny Narodowy zakładał możliwość podjęcia walki zbrojnej na wiosnę 1863, ale była to ogólna dyrektywa, bez wyznaczania daty. Wiedział o tym także Wielopolski i postanowił sprowokować głównego wroga, jakim dla jego koncepcji politycznej ugody z Rosją była Organizacja Narodowa, do podjęcia walki w narzuconym przez siebie terminie, słowem: nie czekać biernie na wybuch, ale przejąć inicjatywę polityczną. To jest geneza i istota ‘branki’ (…) Petersburg w istocie traktował Margrabiego jako bardzo przydatnego realizatora swojej polityki wobec Polaków. Intencje cara Aleksandra II dobrze oddawał list do brata, wielkiego księcia Konstantego wysłanego do Warszawy w charakterze namiestnika: ‘Królestwo Polskie w jego obecnych granicach powinno na zawsze pozostać własnością Rosji’. Polska ‘nie powinna być ciężarem dla Rosji, lecz przynosić jej pożytek’, głównie ‘służąc jej jako więź z resztą Europy’.

 Źródła:

Józef Białynia Chołodecki: „Dzieje chorągwi Korpusu Kadetów we Lwowie” (Panteon Polski, Lwów, styczeń 1930; „Szymon Wizunas Moczydłów Szydłowski” (autobiorafje), Lwów 1924

„Cmentarz Łyczakowski we Lwowie” Stanisław N. Nicieja

www.dzieje.pl

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_