3 marca br. w Sali Malinowej POSK-u po raz pierwszy odbyła się konferencja dotycząca zakładania i funkcjonowania polskich szkół sobotnich na Wyspach. Patronat medialny nad konferencją objął „Dziennik Polski”, na jego też łamach, w weekendowych wydaniach pisma, przez następnych kilka tygodni zostaną omówione poruszane podczas przedsięwzięcia kwestie dotyczące powołania do życia nowych szkół sobotnich lub sformalizowania tych już istniejących, aby nauczanie w nich odbywało się zgodnie z wymogami prawnymi. Do głównych organizatorów przedsięwzięcia, PMS oraz Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Londynie, można śmiało dołączyć przedstawicieli szkoły im. Tadeusza Kościuszki na Ealingu.
Jej przedstawiciel, wieloletni pracownik zarządu szkoły – Andrzej Rumun był osobą prowadzącą spotkanie z nauczycielami i rodzicami, którym leży na sercu założenie i formalno-prawne prowadzenie polskiej szkoły sobotniej. Polska szkoła na Ealingu ma już na swoim koncie doświadczenie przeprowadzenia podobnego spotkania, ponieważ w maju ub. r. zarząd, dyrekcja i nauczyciele placówki zorganizowali „poranek dla szkół” w placówce im. Tadeusza Kościuszki, w ramach którego omawiali kwestie zakładania szkół sobotnich na przykładzie swojej szkoły.
Na szkolny sygnał
Punktualnie o godz. 10.00, na wezwanie szkolnego dzwonka uczestników przywitali: Aleksandra Podhorodecka – prezes PMS oraz Ireneusz Truszkowski – Konsul Generalny RP. Na sali był także obecny konsul Tomasz Stachurski. Przez blisko sześć i pół godziny w przysłowiowych pigułkach omówione zostały najistotniejsze kwestie powstawania i funkcjonowania szkoły. Głos zabrali: Andrzej Rumun, Aneta Weigelt – dyrektor szkoły w Peterborough, Agata Dmoch – radca prawny w kancelarii w Birmingham, prezes Midlands Polish Business Club, która w styczniu br. podczas Gali „Dziennika Polskiego”, otrzymała honorową nagrodę „Dziennika”. Wśród zaproszonych gości znaleźli także się: Michał Siewniak – Comunity Development Officer, Małgorzata Nagrabska – pracownik Wydziału Konsularnego w Manchesterze, Marta Bnińska – dyrektor szkoły na Ealingu oraz Małgorzata Lasocka – dyrektor szkoły na Putney-Wimbledon.
Aleksandra Podhorodecka – prezes PMS i Ireneusz Truszkowski – konsul generalny RP przywitali uczestników konferencji w POSK-uNa sali wypełnionej blisko 200 uczestnikami panowała gorąca atmosfera dyktowana ciekawością i zainteresowaniem poruszanych kwestii, która w przerwach, przeznaczonych na zadawanie pytań, podsycana była co rusz nowymi, coraz śmielszymi zapytaniami o najróżniejsze aspekty wynikające z prowadzenia placówki. Mimo, że dzień był długi i owocny, to z całą pewnością temat nie został wyczerpany i jak podkreślali nie tylko organizatorzy, ale i uczestnicy spotkania – na każde z zagadnień można byłoby mówić rzeczowo, z głębokim sensem przez co najmniej kilka godzin, bo każda ze szkół to odrębna jednostka autonomiczna.
Szkoła czy firma(?)
– 60 lat temu, kiedy na wyspach Brytyjskich zakładano polskie szkoły sobotnie, wiele rzeczy wyglądało podobnie – niewiele uczniów chodziło do szkoły (niewielki tylko procent populacji polskich dzieci uczęszcza do szkół sobotnich również dzisiaj, a mimo to w tych istniejących placówkach stale brakuje wolnych miejsc – przp. red.) i niewielu z nich odrabiało lekcje, nieliczni też rodzice angażowali się do pracy społecznej. Nauczycielami nie były osoby wyuczone do wykonywania tego zawodu i szkoły były prowadzone przez amatorów – mówił Andrzej Rumun, który podkreślał, że zamiar i chęci do utworzenia, czy prowadzenia szkoły sobotniej są niezastąpioną motywacją, ale szkoły te nie mogą sobie pozwolić na funkcjonowanie niezgodne z prawem, jak to miało miejsce przez tyle lat.
– Usłyszałem od jednego księdza proboszcza, że w kościele nie trzeba przestrzegać przepisów przeciwpożarowych, bo w kościołach nie ma pożarów i następnego dnia wysłałem temu księdzu odpowiedni link na stronę informującą o wymogach prawnych – dodał były prezes zarządu szkoły na Ealingu. Zdaniem Andrzeja Rumuna, szkoła sobotnia to nie prywatna firma, mimo że jej księgowość powinna być prowadzona jak mały biznes. Aby szkoła powstała i funkcjonowała, potrzebny jest solidny biznesplan oraz świadomość, jak powiedział Andrzej Rumun: że nie ma takiego momentu, że można powiedzieć, że już nic nie można zrobić, bo wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.
– Aby założyć szkołę niezbędny jest wykaz tego, na co będą w tym celu potrzebne pieniądze i w jaki sposób można je zdobyć, bo przychody placówki muszą być większe, albo przynajmniej równać się rozchodom. Inaczej trzeba będzie do szkoły dołożyć z własnej kieszeni. W tym celu potrzebna jest lista wydatków. – uświadamiał Andrzej Rumun. Na tej liście przede wszystkim powinny się znaleźć koszty związane z wynajmem budynku (dla przykładu szkoła na Ealingu płaci około 25 tysięcy funtów rocznie), pieniądze na zatrudnienie nauczycieli, obowiązkowe ubezpieczenia (Public Liability Insurance, Property Insurance, Employers’ Liability Insurance), bez których szkoła nie ma prawa istnieć oraz te dodatkowe, ubezpieczające osoby pracujące w zarządzie placówki, tak na wszelki wypadek, aby w wyniku nieprzewidzianych sytuacji, osoby te nie musiałyby ręczyć własnym majątkiem. Takie ubezpieczenie posiadają osoby z zarządu szkoły im. Tadeusza Kościuszki. Żadna szkoła zdaniem prowadzącego wykład na temat administrowania i finansowania szkoły, nie może stać w miejscu, czyli jej nauczyciele powinni uczestniczyć w konferencjach i szkoleniach – to wszystko kosztuje – podkreślał, podobnie jak nie za darmo jest utrzymywanie sprzętu, jego zakup, pomoce naukowe, administracja szkolna, księgowość, prowadzenie strony internetowej placówki, opłaty za CRB, wyjazd, czy bilety do teatru lub na inne, jakiekolwiek okolicznościowe imprezy. Do tego dochodzą koszty bankowe i wszystkie inne wydatki, które dają rzeczywisty obraz, ile trzeba zarobić, aby się utrzymać.
– 300 paczek od św. Mikołaja tylko po jednym funcie, to już razem 300 funtów – mówił Andrzej Rumun, a szkoła funkcjonuje na bazie opłat pochodzących ze składek od rodziców i nielicznych, niegwarantowanych dotacji, jak ta, która miała miejsce w roku ubiegłym, kiedy szkoły otrzymały dofinansowanie od konsula.
– Szkoła prowadzi politykę samowystarczalną, polegającą na zbieraniu funduszy plus prężne zaangażowanie rodziców, którego właściwie nie ma, z wyjątkiem garstki osób pracujących woluntarystycznie – grzmiał Andrzej Rumun, który podkreślał, że polityka finansowa szkoły powinna być zaplanowana nie na rok, lecz na lata, ponieważ rodzic, który zapisuje dziecko do szkoły patrzy „na przód”, myśli o przyszłości, że dziecko będzie do tej szkoły uczęszczało przez następne lata. Dlatego tak ważna jest księgowości i rozliczenia, którymi powinny zajmować się osoby wykształcone w tym kierunku. W wielu szkołach zajmują się tym rodzice, którzy wykonują taką pracę również na co dzień, ale inne placówki, szczególnie te „młode”, których tradycje sięgają nie 60., lecz jedynie kilku lat i w których struktura administracyjna zdecydowania różni się od pionierskich placówek, jak ta na Ealingu, zatrudniają w tym celu po prostu biura księgowe, które zgodnie z prawem angielskim przygotowują rozliczenia. Takie rozliczenie zdaniem Andrzeja Rumuna przygotowuje się raz w roku, ale za to z całego roku i przedstawia podczas corocznego Walnego Zebrania.
– W przypadku szkoły na Ealingu rozliczenie sprawdza też wewnątrz placówki tzw. komisja rewizyjna, jednak to nie jest konieczne. Natomiast bezwzględną koniecznością jest lokowanie funduszy szkolnych na szkolnych kontach bankowych, a nie jak ma to niestety miejsce, na kontach prywatnych – podkreślał członek zarządu z Ealingu.
Sztab ludzi, czy dwóch dyrektorów
Andrzej Rumun przedstawił wizję szkoły, której tradycja sięga czasów, kiedy na Wyspach języka polskiego uczono w małych grupach, często w prywatnych domach, przy parafiach. Szkoły, która stała się symbolem, która trwa od 60. lat i wychowała nie jedno, lecz kilka pokoleń, a często jej dzisiejsi pracownicy dawniej byli jej po prostu uczniami. To szkoła, która może stanowić wzór dla innych, powstających placówek, ale której często sposób zarządzania i administrowania nie znajduje odzwierciedlenia na gruncie szkół zakładanych obecnie. W szkole im. Tadeusza Kościuszki liczącej kilkuset uczniów na samym szczycie struktury jest Walne Zebranie, które wybiera prezesa i zarząd. Zarząd jest prawnie odpowiedzialny za szkołę i to zarząd zatrudnia dyrektora placówki, grono pedagogiczne i innych pracowników. Warunkiem jest dobranie takiego grona, które będzie odpowiadało dyrektorowi placówki, a dyrektor musi odpowiadać zarządowi. Dyrektor, nauczyciele i niektórzy pracownicy są opłacani – otrzymują pensję za pracę, w przypadku nauczycieli waha się ona od 40 do 45 funtów za każdą sobotę. Zupełnie charytatywnie pracują osoby w zarządzie i powiernicy.
– Zarząd wspiera i oddaje się potrzebom dyrektora oraz grona, a sukcesem tych działań jest współpraca, ponieważ bez rodziców i zarządu nie będzie warunków do nauczania, a bez dyrektora i grona, nie będzie realizacji celu – podkreślał Andrzej Rumun, który zaznaczył, że w wypełnianiu tych ról nie są ważne ani tytuły, ani pozycje, kto jest ważniejszy: czy dyrektor, czy prezes, bo najważniejszymi osobami w szkole są dzieci, które przychodzą do szkoły, aby się uczyć. Za ich edukację odpowiada dyrektor i nauczyciele, a zarząd jest po to, aby stworzyć warunki do nauczania i zdobyć na nie środki. Taki sposób zarządzania szkołą nie wszystkim jednak odpowiada. Jedna z uczestniczek konferencji – Monika Newton, wyraziła swoje wątpliwości, co do prowadzenia placówki w zaprezentowany przez Andrzeja Rumuna sposób, ponieważ jej zdaniem, zbyt duża liczba osób mających wpływ na zarządzanie z pewnością opóźnia podejmowanie decyzji. Jej odpowiada inny model placówki, który jest bliski tym szkołom, które powstały po 2004 roku. To także szkoły non profit, zarejestrowane w Company House na kilka różnych sposób, np. jako Comapany Limited by Guarantee. Ten sposób rejestracji polecała Agata Dmoch, chociaż jej sposób prowadzenia placówki też budził kontrowersje.
W tych szkołach za całokształt często odpowiedzialne są zaledwie dwie, trzy osoby, które podjęły się trudu powołania do życia placówki, zamiast całego sztabu ludzi, jak to ma miejsce w szkole na Ealingu. Najczęściej są to dyrektorzy placówki podzieleni między sobą obowiązkami, wynikającymi z założenia szkoły, twórcy szkoły, których odwołać w tym przypadku nie może rada rodziców. Bywa i tak, że rady rodziców w szkole po prostu nie ma, bo nie powołuje jej dyrektor. I taki sposób zarządzania szkołą jest również formą akceptowalną, ponieważ bez względu na formę rejestracji i ilość osób zarządzających placówką, nic i nikt nie zwalnia osób za nią odpowiedzialnych od nieprzestrzegania wymogów formalno-prawnych oraz sposobu administrowania placówki, w ramach której szkoła powinna posiadać konstytucję, regulamin, bazę danych obostrzoną szczególną poufnością, uregulowany sposób komunikowania się z rodzicami, witrynę internetową, czy kalendarz szkolny i rozkład zajęć. Jeżeli te i wiele innych warunków, wynikających z kolejnych aspektów prowadzenia placówki zostają spełnione, szkoła ma rację bytu i może w swoje progi zapraszać uczniów.
O formalno-prawnych aspektach funkcjonowania polskich sobotnich szkół uzupełniających napiszemy za tydzień.
Tekst i fot.: Małgorzata Bugaj-Martynowska