„Piosenkarz, aktor – nieudany. Natchniony pijak, artysta, marzyciel” – tak określili Jonasza Koftę aktorzy podczas 29. programu Sceny Poetyckiej „Epitafium dla frajera” w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym.
Poeta, satyryk, dramaturg, tekściarz – powiedzą inni. Najczęściej to ostatnie, rzadko pierwsze. W końcu jego słowo pisane ponoć podniosłe nie było, jakże więc można było nazywać kogoś, kto pisze, co myśli, raczej dla siebie niż innych. Lecz ten „zdecydowanie gorszy rodzaj twórczości”, za jaki uchodziły kilkadziesiąt lat temu piosenki, przyniósł Jonaszowi Kofcie sławę, i dlatego dziś, w niewielkim polskim klubie jazzowym w zachodnim Londynie, tłumy śmieją się nieskrępowanie przy jego poezji śpiewanej przez aktorów Sceny Poetyckiej. Paweł Zdun, w roli Jonasza Kofty, Renata Chmielewska, Teresa Greliak, Magdalena Włodarczyk, Konrad Łatacha i Janusz Guttner – podczas spektaklu „Epitafium dla frajera” z niesamowitym przekonaniem i odpowiednim do charakteru samego poety nastrojem przenieśli nas w podróż po kolejnych etapach jego życia, śpiewając nucone od wielu lat, aż po dziś dzień, piosenki.
Piosenką przez życie
Nie omieszkano wspomnieć o jego znaczących początkach na kabaretowej scenie – o założeniu w 1962 roku wraz z Adamem Kreczmarem i Janem Pietrzakiem studenckiego kabaretu Hybrydy. „Pamiętacie te zabawy do rana?” – krzyczy. I nagle wszyscy zaczynają
Nie zapomniano też o tym drugim, poważniejszym obliczu poety. Zatroskany o przyszłość kraju, w pozbawionym charakterystycznej radości życia i barwy „Szarym poemacie”, Kofta wyznaje: „Niektórzy piją, by zapomnieć. Ja piję, żeby zapamiętać”. Samym imieniem sprzeciwia się wszelkim naciskom. „W dowodzie miał Janusz, na Jonasz zmienił sobie sam, żeby podkreślić swoje żydowskie pochodzenie” – opowiadali aktorzy Sceny Poetyckiej, a sam Kofta kiedyś wołał: „Zostanę Jonasz dopóki w Polsce będzie żył ostatni antysemita!”.
Oni wiedzą, co mówią
Aktorzy Sceny Poetyckiej długo nie musieli przekonywać publiczności, że Koftę da się lubić. Niesamowita obsada polskich aktorów, mieszkających na terenie Wielkiej Brytanii, po raz kolejny zaprezentowała na bardzo wysokim poziomie twórczość jednego z „trójcy wieszczów polskiej piosenki”. Niesamowita energia, dynamizm, elastyczność i mimika Pawła Zduna pokazała ekscentryczny charakter bohatera spektaklu z każdej możliwej strony. Niezwykle silne kobiece głosy rozbrzmiały wśród ścian Jazz Café i zachwyciły jej gości. Na szczególną pochwałę zasługuje wykonanie Renaty Chmielewskiej „Song Sprzątaczki”. Teresa Greliak zachwyciła „Nerwicą w granicach normy”, Magdalena Włodarczyk natomiast wzruszyła podczas końcowych utworów sztuki. Męska część obsady, Konrad Łatacha i Janusz Guttner z dużym zaangażowaniem przekonywali o bezsensowności łamanych myśli i inteligentnej grze słów autora. Czymże byłyby jednak piosenki bez muzyki – dźwięków fortepianu w wykonaniu Daniela Łuszczki, Marcin Gęborek dopełnił je żywym brzmieniem saksofonu. Niektórych słowa Jonasza Kofty mogą nieco zniesmaczać, innych porażą prostotą i bezpośredniością, jednak – co najważniejsze – nie ma w nich obłudy. Podążając za przekonaniem Jonasza Kofty, że „człowiek na estradzie powinien wiedzieć, co mówi i śpiewa”, śmiało można stwierdzić, że Scena Poetycka daje sobie na estradzie radę doskonale. W odpowiedzi na pretensje, zarzuty i skargi, Kofta odpowie sam: „Artysta musi się podobać, ale na pewno nie wszystkim naraz, nie w każdych okolicznościach i nie za wszelka cenę”.
Magdalena Czubińska