Ma pan polskie korzenie, urodził się pan w Warszawie, lecz większość życia spędził pan w Wielkiej Brytanii. Czy stara się pan utrzymywać kontakt z krajem swojego pochodzenia?
– Przyjechałem do tego kraju w 1978 roku z matką. Staram się wracać tam raz lub dwa razy w roku, aby zobaczyć babcię, która mieszka w Warszawie. Oczywiście, jako że mam polskie korzenie, interesuję się Polską i jej relacjami z innymi krajami. Niedawno byłem na angielsko-polskim szczycie Chatham House w Krakowie. Jest to think tank specjalizujący się w stosunkach międzynarodowych. Co rok organizowany jest szczyt z udziałem polskich i brytyjskich polityków, w tym roku rozmawialiśmy o najważniejszych wzajemnych kwestiach – NATO i Unii Europejskiej.
Pana zdaniem relacje te są…
– Nienajlepsze. Jestem bardzo sfrustrowany polską stroną. Moim zdaniem, Wielka Brytania zrobiła wiele dobrego dla Polski i Polaków, o czym ludzie często zapominają… Traktat w Wersalu, I wojna światowa, zagwarantowanie niepodległości, rok 1939… Wojna zaczęła się z powodu zobowiązań traktatowych wobec Polski, z kolei po wojnie to właśnie Wielka Brytania udzieliła Polsce wielką pomoc w czasach komunistycznych. Margaret Thatcher w 1988 r. zakwestionowała rządy komunistyczne i wsparła Solidarność. Po zjednoczeniu Niemiec to Wielka Brytania pchnęła Niemcy do zagwarantowania Polsce zachodniej granicy wzdłuż Odry, to Wielka Brytania wspierała Polskę w dołączeniu do NATO i UE, i to Wielka Brytania była jednym z niewielu krajów, które pozwoliły Polakom pracować, podczas gdy większość innych krajów UE zamknęły swoje drzwi. W efekcie, ponad 1 mln Polaków mieszka w Wielkiej Brytanii, ale teraz, gdy potrzebujemy pomocy z Polski, ona odwraca się do nas plecami.
O jaką pomoc chodzi?
– W obecnej chwili staramy się renegocjować swoją pozycję w Unii Europejskiej. David Cameron dąży do odzyskania w kraju niezależnej władzy. Polska, pod obecnymi rządami, zupełnie nie interesuje się tym, co robi Wielka Brytania i na pewno nie będzie wygłaszała żadnych publicznych oświadczeń wspierających Wielką Brytanię. Wszystko, co ich obchodzi, to uszczęśliwianie Niemców i Rosji. Odbieram to jako wielki błąd i zdradę wobec tego, co zrobiliśmy dla Polski. Jeśli Brytyjczycy w referendum postanowią opuścić UE, jestem pewien, że Unia całkowicie zdominowana przez Niemcy nie będzie zbytnio korzystna dla Polski.
Opuszczenie Unii przez Wielką Brytanię nie będzie zwłaszcza w interesie polskich imigrantów…
– Jeśli Wielka Brytania opuści UE w 2017 r., nie będą obowiązywały te same zobowiązania wobec członków Unii, co teraz. Wszystko będzie musiało być renegocjowane – aspekty związane z migracją i handlem, wszystko będzie podlegało dyskusji. Nie wiem, jaki dokładnie będzie miało to wpływ na imigrantów, bo to teoretyczne rozważania, ale mam wielką nadzieję, że w ogóle nie dojdzie do takiej sytuacji. Chcę być w stanie móc powiedzieć Brytyjczykom: „Patrzcie, to jest nowy rodzaj Europy, który stworzyliśmy; to są rzeczy, jakie wynegocjowaliśmy. Chcemy, żebyście głosowali za zostaniem w UE „.
Ale nie będzie to możliwe, jeśli nie rozwiąże się wszystkich pretensji i żali. A tych jest wiele. Ludzie w tym kraju chcą, by UE była blokiem handlowym, gdzie jest swobodny przepływ towarów i usług, bez opodatkowania i ze współpracą w zakresie spraw gospodarczych i biznesowych. Nie chcą za to federalizmu, ani zwiększenia regulacji i niepotrzebnej ingerencji w ich sprawy wewnętrzne ze strony Unii. Jesteśmy suwerennym krajem, chcemy być w stanie w większym stopniu brać odpowiedzialność za nasze sądy, prawa człowieka i wszystkie inne rzeczy, które wpływają na politykę krajową. My, członkowie House of Commons, zostaliśmy wybrani przez Brytyjczyków do podejmowania decyzji dla nich i dla ich kraju, i nie chcemy, aby niewybrani przez nas biurokraci z Brukseli decydowali, co możemy lub nie możemy zrobić.
Przedstawia pan dosyć czarny obraz Unii Europejskiej, widzi pan w niej jednak jakieś dobre strony?
– Proszę pamiętać, że jesteśmy w innej pozycji. W Unii są dwa główne kraje, które wkładają pieniądze do Unii: Niemcy i Wielka Brytania. Wszystkie inne kraje te pieniądze wyjmują. Dla tych, co biorą, to bardzo wygodne, jednak my w obecnej chwili nie możemy sobie pozwolić na to, żeby ciągle tylko wypłacać pieniądze. Nie stać nas na to.
Wielu moich wyborców pyta, dlaczego musimy robić cięcia finansowe w Wielkiej Brytanii (np. w zakresie usług, ludzie tracą miejsca pracy w sektorze publicznym), ale możemy sobie pozwolić na to, aby wysłać te ogromne kwoty pieniędzy np. do Polski. Kraje Europy wschodniej muszą się nauczyć rozwijać swoją gospodarkę same, np. poprzez eksport, zamiast zawsze być zależne od innych krajów, takich jak Wielka Brytania. Muszą w końcu stanąć na własnych nogach.
Uważa pan więc, że unijne pieniądze są w takich krajach jak Polska źle użytkowane?
– Obserwowaliśmy ogromne marnotrawstwo pieniędzy, duże kwoty przeznacza się na politykę rolną, dotacje na nieefektywnych rolników… to zjawisko niepokoi Brytyjczyków.
Skupiając się na relacjach ściśle polsko-brytyjskich, są jakieś korzystne aspekty współpracy europejskiej?
– Z mojego własnego punktu widzenia, nie rządu, odczuwam jedynie duże rozczarowanie. Wiele rzeczy robimy inaczej, mamy różne priorytety i problemy. Polska milczy i jest to dla mnie gorzka pigułka do przełknięcia, bo jestem bardzo pro-polski, mam przecież polskie pochodzenie. Jednak Polska zdaje się dbać jedynie o swój własny, mały teren. Chce zapewnić sobie dotacje we własnym kraju, w ogóle nie obchodzi jej, co się dzieje w Wielkiej Brytanii.
Czasem się zastanawiam, jak Polska wyglądałaby dzisiaj, gdybyśmy zachowali się wobec niej tak samo w czasach jej największych kryzysów. W 1980 roku Margaret Thatcher mogła powiedzieć: „Komunizm w Polsce – dlaczego mamy się tym przejmować, co to ma z nami wspólnego?”. Jednak tak się nie stało i jestem dziś przekonany, że to Margaret Thatcher i jej sposób negocjacji z Gorbaczowem pomogły zahamować komunizm. Przykład ten ma pokazać, jak duże znaczenie ma wzajemna troska i wsparcie między krajami Europy. Nie można obojętnie „przechodzić na drugą stronę ulicy”, bo wszyscy jesteśmy związani ze sobą chociażby przez fakt zamieszkiwania na jednym kontynencie i zawsze powinniśmy starać się razem pokonywać różne trudne sytuacje w Europie.
Jak jednak budować dobre stosunki, skoro w mediach powtarzane są negatywne opinie, chociażby o imigrantach, swego czasu zwłaszcza o tych z Polski…
– Był taki okres, kiedy Polacy znaleźli się na celowniku mediów, które przedstawiły ich w negatywnym świetle. Mówili, że zabierają Brytyjczykom pracę, że biorą benefity – co zresztą robili, ale mieli do tego absolutne prawo, jako obywatele UE. Myślę też, że polska ambasada nie była wystarczająco przygotowana na te masowe przepływy polskiej ludności. Kiedy milion obywateli udaje się do innego kraju, należy zadbać o dobry system udzielania im pomocy. Będąc bardzo sfrustrowanym tym negatywnym obrazem, zwróciłem na ten problem uwagę w House of Commons, wystąpiłem również w telewizyjnym programie News Night mówiąc, że Polacy przysparzają naszemu kraju dużo korzyści. Polscy imigranci to inteligentni, bardzo dobrze wykwalifikowani, dobrze wykształceni ludzie. Mają bardzo silną etykę pracy, są zintegrowani w społeczeństwie, płacą podatki – i to są dokładne tacy imigranci, jakich każdy kraj może chcieć. Polacy to przecież nie tylko hydraulicy, jak lubią przedstawiać ich media. Są to lekarze, stomatolodzy, technicy, architekci, dziennikarze, inżynierzy i wielu innych. Udzielają bardzo dobrych usług i są przy tym bardzo uprzejmi. Polacy wykonują też wiele prac, których Brytyjczycy po prostu odmawiają robić, jak chociażby zbieranie owoców…
Imigranci wykorzystują więc możliwości, które Brytyjczycy w swoim kraju dobrowolnie odrzucają…
– Należy pamiętać, że migracja to dwukierunkowy proces – na świecie są miliony Brytyjczyków, którzy żyją i pracują za granicą. Zjawisko przemieszczania się ludności istniało zawsze, i zawsze istnieć będzie będzie. To nieodłączna zasada ciężko pracujących ludzi – będą podążać tam, gdzie jest praca. A co się stanie, kiedy polska gospodarka wzrośnie i jak polepszy się poziom życia w Polsce? Dużo Polaków prawdopodobnie wróci do domu. Poza tym Polacy, w mojej ocenie, to dość osobliwy i dociekliwy naród, który po prostu lubi podróżować. To stosunkowo mały kraj i bardzo niewiele osób mówi po polsku na świecie, dlatego tak dużo Polaków jest zainteresowanych resztą świata i chcą zobaczyć, co się dzieje za granicą. Myślę, że jest to coś wspaniałego.
A pan często wraca myślami „do domu”, czyli kraju pochodzenia pańskiej rodziny?
– Cóż, moi rodzice i dziadkowie są Polakami. Jestem bardzo dumny z mojego dziadka, Romana Kawczyńskiego, którego fotografię zawsze trzymam na biurku. Na ogół staram się wszystko ze swojego biura wyrzucać, jednak zawsze trzymam w nim coś, co napisał dla mnie w 1980 roku – notatnik w języku polskim, o swoim życiu, o historii i o tym, co się dzieje w Polsce.
Często wysyłał mi listy, chcąc mnie w ten sposób nauczyć polskiego, np. kartkę z hymnem narodowym Polski. Ostatni list dostałem w 1986 roku, tuż przed jego śmiercią. Napisaliśmy wspólnie kilka wersów: „żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała”, „dałby Bóg, żeby buk przepłynął przez Bug”, „w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”…
Moja miłość do Polski wzięła się właśnie od mojego dziadka. Był wielkim patriotą, kochał Polskę tak bardzo… Bardzo żałuję, że zmarł i nigdy nie zdołał zobaczyć jego ukochanej Polski wolnej. Mam wielką pasję do Wielkiej Brytanii – jestem brytyjskim parlamentarzystą, spędziłem tu większość swojego życia, moja córka urodziła się tutaj. Jestem lojalny wobec tego kraju, ale odczuwam też wielką i głęboką miłość oraz szacunek dla Polski, które pielęgnował we mnie mój dziadek. Dlatego też zatrzymałem moje nazwisko – wielu brytyjskich polityków pochodzących z Europy zmienia nazwisko na podobne, z angielskim brzmieniem. Ja nie chciałem tego robić, bo jestem dumny ze swojego polskiego dziedzictwa.
Rozmawiała Magdalena Czubińska
Danuta Zielonka
Szanowny Panie !
Ze zdumieniem przeczytałam wywiad i dziwi mnie brak wiedzy historycznej w stosunkach polsko-brytyjskich.
Pan podkreśla, ile dobrego Anglia uczyniła dla Polski. Było więcej tych przykrych momentów. Sama tego doświadczałam, kiedy w 1987 r,pierwszy raz chciałam odwiedzic moją chora na raka ciotkę mieszkająca w hrabstwie Suffolk. Wielu Polaków oddało życie za ten kraj w czasie II Wojny, gdy nie mogli wrócic do Polski byli obywatelami drugiej kategorii, dowodem tego jest książka Clare Francis – Kraj Rodzinny).
Proszę pogłębic swoja wiedzę i wtedy można obiektywnie oceniac Polskę i Polaków.
Życzę dużo zdrowia i sukcesów w karierze politycznej.
Danuta Zielonka