Przeprowadzono już pierwsze badania fokusowe w ramach projektu „Powroty” organizowanego przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, mającego na celu zdiagnozowanie przyczyn emigracji Polaków oraz znalezienie sposobu na zachęcenie ich do powrotu. Jak wyglądały te badania?
– W Londynie przeprowadziliśmy trzy wywiady grupowe. Każde z badań trwało ok. trzech godzin; spotkania za każdym razem były organizowane w POSK-u i udział w nich brało od 8 do 9 osób. Wywiady fokusowe polegają na pozornie dość swobodnej rozmowie prowadzonej przez moderatorów według określonego scenariusza. Metodologia tego narzędzia badawczego opiera się na założeniu, że osoby opowiadające swoje historie sprowokują innych uczestników do komentowania ich w kontekście własnych doświadczeń. Badania były odpłatne, doszliśmy do wniosku, że jeżeli ktoś poświęca nam parę godzin życia, żeby rozmawiać o rzeczach nie zawsze miłych i przyjemnych, to należy mu się za to nagroda. Badania w Londynie są jedynie fragmentem całości badawczej, ponieważ analogiczne wywiady fokusowe będą organizowane w Nowych Jorku, Chicago i Berlinie, czyli w głównych ośrodkach emigracji Polaków w celach zarobkowych. Jest również osobny dział badań w Polsce, gdzie badamy emigrantów, którzy wrócili do kraju.
Czy był problem ze znalezieniem chętnych do badania?
– Nie, dzięki sprawnie przeprowadzonej akcji informacyjnej zgłosiło się do nas nawet więcej chętnych niż zakładaliśmy. Szczególne podziękowania należą się „Dziennikowi Polskiemu” i pani Jolancie Gogolińskiej za perfekcyjną organizację oraz rozreklamowanie projektu „Powroty”. Bez tego moglibyśmy mieć problem z dotarciem do tych osób.
Jakie był cel tego badania?
– Jednym celem było nakreślenie pewnej ogólnej trajektorii procesu emigracyjnego – odpowiedź na pytanie, jak to się dzieje, że ktoś decyduje się, żeby rzucić to wszystko, co ma w kraju i wyjechać. Szczególnie, że w większości przypadków osoby te nie mają zapewnionej pracy, często też mieszkania, mimo to zdają się na los i podejmują ryzyko. Z fokusów wynika, że tylko nieliczni przyjeżdżają tutaj „na gotowe”. Drugi cel jest bardziej praktyczny. Chcemy poprzez badanie zlokalizować przyczyny, dla których Polacy chcą wrócić do kraju oraz bariery, które ich przed tym powstrzymują.
Jaka była hipoteza badania?
– Zakładamy, że potencjał powrotów Polaków z emigracji jest bardzo niski. Zgodnie z naszą hipotezą do kraju powróci od 10 do 20 proc. społeczności, optymistycznie licząc. Głównymi przyczynami powrotów są brak adaptacji, przypadki losowe, względy osobiste, rodzinne, m.in. niedołężni rodzice, śmierć bliskiej osoby. Jednak w przeważającej mierze jeżeli już ktoś przyjechał do Wielkiej Brytanii i wszedł w ten system – pracuje, wynajmuje mieszkanie, stać go na rzeczy nie tylko pierwszej potrzeby – to dla polskiej demografii, mówiąc kolokwialnie, już „przepadł”. Po tych badaniach fokusowych widzimy, że rodzina często też nie jest wsparciem dla tej osoby, która rozważa powrót do kraju. Wręcz przeciwnie. Często słyszy od najbliższych: „Nie wracaj! U nas jest jeszcze gorzej”.
Jakie są pana pierwsze spostrzeżenia?
– Pierwsze spostrzeżenie, które mnie uderzyło to generalnie bardzo krytyczna ocena sytuacji w Polsce. Z badań wynika, że londyńskich emigrantów nie tyle przyciągnęła perspektywa zawodowa w Wielkiej Brytanii, co nie było dla nich miejsca na polskim rynku pracy. Niestety w kraju mamy wysokie bezrobocie, w dodatku pensje często nie są adekwatne do warunków życia. Jestem natomiast mile zaskoczony tym, że Polacy na obczyźnie bardzo dobrze sobie radzą. To nie są żadni nieudacznicy, którym nie wyszło w życiu. Oni przyjechali do Londynu, ponieważ chcieli szukać nowych perspektyw lub po prostu – żyć normalnie. Osoby, z którymi przeprowadzaliśmy wywiad, potrafią się świetnie zaadoptować w stosunkowo krótkim czasie. Można się pokusić o wniosek, że z Polski wyjeżdżają najlepsi– ci, którzy mogliby pracować na polskie PKB, przyczyniają się do wzrostu gospodarczego w innym kraju.
Jakie są najczęstsze przyczyny braku chęci powrotu do kraju? Są to przyczyny bardziej pragmatyczne czy egzystencjalne?
– Są one ze sobą mocno skorelowane. Ekonomia zazębia się ze standardami życia. Standard życia jest natomiast wypadkową sytuacji w administracji, ekonomii i demografii itd. Nasi rozmówcy bywają czasem w kraju, widzą, co się dzieje. Mieliśmy kilka osób, które prowadziły w Polsce działalność gospodarczą i ich doświadczenia nie są zachęcające, przede wszystkim z powodu uciążliwej biurokracji. Ostatnio dowiedziałem się, że są organizowane nawet specjalne wycieczki z Polski w celu zarejestrowania tutaj firmy, ponieważ w Wielkiej Brytanii jest dużo mniej formalności. Jak podał ostatni Główny Urząd Statystyczny w Polsce na 38 mln wszystkich mieszkańców pracuje ponad 8 mln osób, z czego ponad 5 mln prowadzi własną działalność gospodarczą. Czyli w zasadzie 5 mln Polaków utrzymuje resztę i obciążenia tych prywatnych przedsiębiorców są olbrzymie.
To znaczy, że Polakom w Londynie żyje się lepiej niż w Polsce?
– Tak, aczkolwiek nie jest to życie usłane różami. Jest pewien wspólny mianownik historii, które usłyszeliśmy podczas badania: Polacy na emigracji czują dyskomfort, czasem nawet frustrację w związku z tym, że nie mają pracy zgodnie ze swoim wykształceniem, doświadczeniem czy zdolnościami. Nastąpiła swoista degradacja zawodowa i części z tych osób nie uda się pokonać tego „szklanego sufitu”. Społeczeństwo brytyjskie jest mocno ustrukturalizowane, każdy swoje miejsce w szeregu i ciężko będzie się Polakom pokonać te bariery. Ale, jak powiedzieli nasi rozmówcy, w ich opinii w kraju wcale nie jest lepiej. Polacy robiący karierę w Polsce również napotykają przeszkody często wynikające z uwarunkowań systemowych, ale przywodzące na myśl stary dowcip: czy syn generała może zostać marszałkiem? Nie, ponieważ marszałek też ma syna.
Czy jest Pan zaskoczony wynikiem badań?
– Wyniki są raczej adekwatne do tego, co przewidywałem – ciężko będzie ściągnąć Polaków do ojczyzny. Dysproporcja pomiędzy warunkami życia w Polsce a w Wielkiej Brytanii jest tak duża, że te osoby, które pomieszkały w Londynie dwa, trzy miesiące już widzą znaczące różnice, przez co nie mają chęci, aby wracać. Z naszych obserwacji wynika, że wystarczy 6 miesięcy, żeby Polacy zasymilowali się na tyle, aby poczuli się jak w domu. Jedyne, co wówczas może ich przekonać do powrotu, to tęsknota za małą ojczyzną, tj. za rodziną, znajomymi, ale to jest wciąż zbyt mało, aby decydować się na powrót, zwłaszcza, że często już nie mają do czego wracać. Pokolenie rodziców emigrantów powoli odchodzi, znajomi z Polski już nie są znajomymi, z rodziną albo straciło się kontakt, albo dojechała do Anglii – relacje się urywają. Ponadto te osoby często już wypadły z rynku pracy w Polsce. Nie było ich przykładowo trzy lata i szukając pracy w wyuczonym zawodzie, muszą zaczynać praktycznie od zera.
Czy wyniki badań będzie można przekuć na konkretne działania mające na celu ściągnięcie Polaków do kraju?
To raczej pytanie, co z tymi wynikami zrobi polski rząd. Moim zdaniem bez zmian systemowych w Polsce nie ma szans na to, żeby te osoby wróciły. Przez czystą kampanię promocyjną czy informacyjną nic się nie zmieni.
Kiedy możemy się spodziewać wyników?
– Do końca grudnia trwa proces analityczny, w związku z czym całościowych wyników proszę szukać od 1 stycznia 2014 roku na stronach Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.
Magdalena Grzymkowska