Jest Anglikiem polskiego pochodzenia. Tworzy sztukę nawiązującą do okresu PRL. Fascynuje go socrealizm i jego wpływ na zwykłego szarego człowieka. Swoje prace nazywa wizualnym odzwierciedleniem jego wspomnień. Ponadto uważa, że swoją tożsamość narodową zawdzięcza w dużej mierze… polskiej kuchni. Z Nicholasem Vaughanem rozmawiała Magdalena Grzymkowska.
W jaki sposób powstają twoje prace?
– Łączę ze sobą dwie techniki plastyczne – rysunek oraz kolaż. Moje prace powstają w ten sposób, że najpierw wykonuję kolaż, a następnie szkicuję go na papierze. Na tej podstawie buduję kompozycję, kreślę kontury, a następnie je wypełniam, używając całej szerokości grafitu zaostrzonego ołówka. W momencie, gdy uzyskam pożądaną perspektywę krzywizny powierzchni, usuwam ślady po pierwotnym szkicu za pomocą specjalnej gumki.
Czy masz swój ulubiony rysunek?
– Tak, jest to praca zatytułowana „Victim of the State” („Ofiara Systemu” – przyp. red.). Uważam, że ten rysunek jest bardzo wyważony, posiada dobrą kompozycję, a ponadto podoba mi się, w jaki sposób jego bohaterowie pozostają w interakcji między sobą. Rysunek przedstawia dwie postaci: uosobienie państwowości oraz niewinnego obywatela – ofiary systemu, którego los jest w rękach rządu.
Skąd czerpiesz inspirację?
– Mój ostatni projekt jest zainspirowany moimi polskimi korzeniami. Szukając inspiracji, staram się sięgać głębiej, wniknąć w zjawisko, które będzie motywem przewodnim pracy. Gdy mam już pomysł, badam dokładnie ten temat, przeszukując internet w poszukiwaniu informacji i obrazów, tak postała seria rysunków o polskim folklorze.
To znaczy, że to, skąd się wywodzisz ma wpływ na twoją twórczość?
– Oczywiście, moja wyobraźnia tak się ukształtowała głównie ze względu na moją polską krew. Moje rysunki nawiązują do historii Polski lat 50., 60. i 70., która mnie szczególnie ciekawi. Tworząc, często inspiruję się kolekcją mojego dziadka, który zbierał grafiki z pudełek od zapałek.
A dziadek był Polakiem, pochodził z Sosnowca…
– Zgadza się. Niestety byłem dość młody, gdy zmarł, więc znam go bardziej ze zdjęć i opowiadań jego żony, mojej mamy, cioci i wujka. Większość historii związanych z moim dziadkiem uległo zatarciu, pozostały tylko suche fakty, dokumenty, informacje na temat tego gdzie mieszkał, kogo znał. Pamiętam, ze miał zawsze wielu polskich znajomych, którzy przychodzili go odwiedzić. Zamykali się wówczas w salonie, grali w karty, pili wódkę i palili papierosy. Pamiętam, jak karmił nas kabanosami suszonymi na sznurku zawieszonym na drabinie. Miał malucha, którym zawsze jeździł latem na wieś do Essex na zbieranie truskawek. Wniósł do naszej rodziny tradycję wieczerzy Wigilii, którą obchodzimy co roku.
Czy oprócz tego w jakiś sposób wspierasz lub rozwijasz swoją polskość?
– Tak, od zawsze. Uczę się polskiej historii, poznaję polską kulturę, interesuję się polskim socrealizmem. Ostatnio spędziłem rok w Polsce, mieszkałem w Brodnicy, gdzie byłem nauczycielem angielskiego i jednocześnie jedynym „native speaker’em” w okolicy. Dzięki temu poznałem Polskę od strony, której wcześniej nie znałem. Zwiedziłem wiele miejsc w Polsce, usłyszałem mnóstwo ciekawych historii, dużo się nauczyłem. Poza tym moja mama podtrzymuje polskie tradycje kulinarne. Ponieważ moja rodzina jest bardzo religijna, obchodzimy święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy, podczas których na stołach goszczą typowe polskie potrawy. Myślę, że w dużej mierze dziedzictwo moich przodków przetrwało dzięki kultywowaniu kuchni polskiej!
Co chciałbyś przekazać Polakom oglądającym Twoje prace?
– Miałem raz kiedyś taką rozmowę z Polakiem na temat mojej pracy „The Plight of the Citizens” („Losy obywateli” – przyp. red.). Jego zdaniem kolaż przedstawiający kolorowe opakowania po zapałkach jest odrealniony. Powiedział, że w jego pamięci te czasy są zdecydowanie bardziej szare. Chciałbym, aby poprzez oglądanie moich prac, jego wyblakłe wspomnienia nabrały kolorów.
Z czego jesteś najbardziej dumny jako artysta?
– Jestem zadowolony z mojej pierwszej solowej wystawy w Londynie, która miała miejsce w POSK-u. Podczas wernisażu zostałem przedstawiony wielu interesującym ludziom. Moje prace został bardzo dobrze przyjęte, podobnie ja sam, jako ich autor, mimo że wystawa dotykała dość drażliwych dla Polaków kwestii wojny i komunizmu. Jestem też nominowany do nagrody Derwent Drawing Price, co również jest dla mnie dużym wyróżnieniem. Wyniki konkursu będą we wrześniu.
A jakie plany na przyszłość?
– Chcę się dalej rozwijać. Moja wystawa była dla mnie bardzo satysfakcjonująca Chciałbym kontynuować dialog pomiędzy polską a angielską kulturą. Mam nadzieję, że w przyszłości sztuka pozwoli mi na dalsze angażowanie się w ramach społeczności. Chciałbym mieć możliwość pokazania mojej wystawy w innych częściach Wielkiej Brytanii, a także w Polsce.
Magdalena Grzymkowska