15 stycznia 2014, 15:15 | Autor: admin
„THE PORTFOLIO” Brytyjscy publicyści, polscy emigranci i tajna rosyjska korespondencja dyplomatyczna

Genezy opisywanego skandalu dyplomatycznego i prawdziwej sensacji w sferach politycznych Europy lat trzydziestych XIX w., których przyczyną było pojawienie się wymienionego w tytule pisma, należy szukać w wypadkach, jakie zaszły w Warszawie 29 listopada 1830 r. Wtedy to młodzi słuchacze Szkoły Podchorążych Piechoty Wojska Polskiego dali hasło do buntu, który szybko przerodził się w ogólnonarodowe powstanie przeciwko rosyjskiemu panowaniu. Nominalny wódz naczelny armii konstytucyjnego Królestwa Polskiego, a faktyczny jego despotyczny wielkorządca – wielki książę Konstanty Pawłowicz, został zmuszony do opuszczenia polskiej stolicy i wycofania się z towarzyszącymi mu oddziałami do Rosji. W Warszawie pozostało porzucone w pośpiesznej ucieczce archiwum wielkiego księcia, zawierające dokumenty dyplomatyczne wymieniane pomiędzy Konstantym a carem Mikołajem I, jak również liczne kopie i streszczenia raportów pochodzących z różnych rosyjskich placówek dyplomatycznych z całej Europy. Rząd powstańczy nie zdecydował się na pełne opublikowanie znalezionych materiałów, ale treść kilku dokumentów została zaprezentowana przedstawicielom mocarstw zachodnich. Kierownik polityki zagranicznej rosyjskiego imperium kanclerz Karl von Nesselrode, indagowany w tej sprawie przez księżną Dorothe’ę Lieven – żonę ówczesnego ambasadora rosyjskiego w Londynie, przyznawał, iż pewne papiery dyplomatyczne wpadły w ręce „rebeliantów”. „Nie śpię po nocach, kiedy myślę o komplikacjach, które mogłoby spowodować ich opublikowanie. Jedyna nadzieja, jaka mi zostaje to ta, że Polacy nie mieli czasu, aby je wydrukować i przedstawić publiczności”.

Nadzieje kanclerza Nesselrode w owym czasie się spełniły. Faktycznie, do końca trwania powstania żadna publikacja zawierająca zdobyte przez Polaków dokumenty rosyjskiej dyplomacji się nie ukazała. Jednak z chwilą upadku insurekcji, materiały te trafiły wraz z polskimi uchodźcami na emigrację, gdzie w czerwcu 1833 r. Gustaw Małachowski – zastępca ministra spraw zagranicznych w powstańczym Rządzie Narodowym, a na wygnaniu jeden z głównych współpracowników księcia Adama Jerzego Czartoryskiego – byłego prezesa owego rządu, przekazał je lordowi Henry’emu Palmerstonowi – ówczesnemu brytyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych, który przez dwa lata przechowywał je we własnym domu. Daje to mocną podstawę do przypuszczeń, iż dogłębnie się z nimi zapoznał i pozwala wątpić w szczerość późniejszych oświadczeń brytyjskiego ministra, jakoby zaledwie rzucił na nie okiem.

W czerwcu 1835 r. Czartoryski zażądał od Foreign Office zwrotu tychże dokumentów i faktycznie, niemal natychmiast zostały one przesłane, świeżo przybyłemu do Londynu Władysławowi Zamoyskiemu – siostrzeńcowi i najbliższemu współpracownikowi księcia Adama na emigracji. W tym właśnie czasie Zamoyski nawiązał ściślejszy kontakt z przebywającym nad Tamizą Davidem Urquhartem – brytyjskim publicystą i dyplomatą, turkofilem i zdecydowanym przeciwnikiem Rosji. Poglądy polityczne Urquharta stanowiły dobrą podstawę dla rozwoju jego współpracy ze środowiskami polskiej emigracji. Już od lipca 1835 r. włączył się on do redagowania, wydawanego przez działające pod auspicjami księcia Czartoryskiego Literackie Towarzystwo Przyjaciół Polski w Londynie, kwartalnika „The British and Foreign Review”. Głównym wydawcą pisma był prezes owego Towarzystwa Thomas Wentworth Beaumont, wig, członek Izby Gmin. Sukces tego przedsięwzięcia zachęcił Zamoyskiego do podjęcia wspólnie z Urquhartem nowej inicjatywy publicystycznej opartej o zdobyte w Warszawie dokumenty dyplomacji rosyjskiej. Wkrótce stały się one podstawą dla wydawania „The Portfolio or a Collection of State Papers, Illustrative of the History of our Times” – jednego z najgłośniejszych w swoim czasie periodyków politycznych. Celem pisma było wyjaśnianie i demaskowanie przed europejską opinią publiczną działań i zamierzeń dyplomacji rosyjskiej.

Inicjatywa trafiała w sedno oczekiwań rządu brytyjskiego, skonfliktowanego w tym czasie z Rosją w tzw. „kwestii wschodniej” – tj. rywalizacji o wpływy w Imperium Osmańskim, Persji i Afganistanie. W październiku, Palmerston pisał w liście do premiera Williama Lamba Melbourne’a, iż „Rosja posuwa się naprzód szczególnie dlatego ponieważ nikt nie obserwuje, nie przygląda się i nie rozumie co ona robi. Pokaż jej plany, a już w połowie je udaremniłeś. Podnieś opinię publiczną przeciwko niej a podwajasz jej trudności (…). Wierz mi, to jest najlepszy sposób, aby uchronić się od konieczności wydania jej wojny”.

„The Portfolio” uzyskało zatem szybko możnych protektorów. Czartoryski zwrócił na Urquharta uwagę podsekretarza stanu w Foreign Office, Williama Fox Strangwaysa, od dawna z księciem zaprzyjaźnionego, a ten bez wątpienia uzyskał cichą zgodę a nawet zachętę dla planowanej publikacji ze strony samego ministra. Palmerston zwierzał się królewskiemu sekretarzowi – sir Herbertowi Taylorowi, że przygotowywane wydawnictwo będzie „a most severe blow to Russia”. Sam ewidentnie znał przekazane mu przez Czartoryskiego materiały, czytał je a nawet naniósł na ich marginesach własne uwagi. Podczas spotkania z Urquhartem, jeszcze przed ukazaniem się pierwszego numeru „The Portfolio”, polecił mu pominąć w druku kilka passusów dotyczących charakterystyki księcia Wellingtona i lorda Aberdeena, dodając, że w przyszłości świeżo mianowany sekretarz ambasady brytyjskiej w Stambule powinien powstrzymywać się od tego typu publikacji. Nie sposób tego zinterpretować inaczej, niż jako zezwolenia na bieżącą inicjatywę wydawniczą. Jak pisał Charles Greville, sekretarz królewskiej rady przybocznej: „Palmerston był wówczas bardzo niechętnie usposobiony dla Moskwy i wiedział doskonale o kilku przedsięwzięciach natchnionych przez Adama Czartoryskiego i przez jego energicznego siostrzeńca, hr. Władysława Zamoyskiego, który bardzo wielki miał wówczas posłuch u angielskiego rządu”. Urquharta popierał także sam król Wilhelm IV. Taylor wraz z Fox Strangwaysem służyli mu stałą poradą i do pomocy przy wydawnictwie zaangażowali nawet prywatnego sekretarza królowej, Jamesa Hudsona. W takich warunkach Urquhart, ów zapalony turkofil i skrajny rusofob, chętnie połączył swe wysiłki w sprawie tureckiej ze sprawą polską.

Pierwszy numer „The Portfolio” – wydawanego jednocześnie w wersji francuskojęzycznej w Paryżu, ukazał się 28 listopada 1835 r., otwierając serię 45 broszur poświęconych niemal wyłącznie oświetlaniu postępów rosyjskich na Bliskim Wschodzie, na Kaukazie w Azji Środkowej i w Europie. Po wyjeździe Urquharta do Stambułu, gdzie objął posadę sekretarza ambasady brytyjskiej, co tym bardziej podkreślało aprobatę rządu dla jego poczynań publicystycznych, pismo nadal się ukazywało, dzięki Edmundowi Burtonowi i innym jego przyjaciołom oraz poparciu Księcia Adama.

Nakład pisma był bardzo skromny – dochodził bowiem do 800 egzemplarzy, ale jego faktyczne oddziaływanie, zwłaszcza na europejskie kręgi dyplomatyczne, było ogromne. W Niemczech doszło nawet do pirackich przedruków publikacji, co było najlepszym dowodem, że spełniała ona rolę, do której została powołana. Przynajmniej niektóre numery pisma były także tłumaczone na języki turecki i gruziński i wysyłane do Turcji, Czerkiesji i Gruzji. Była to bez wątpienia największa i najskuteczniejsza akcja publicystyczna obozu Czartoryskiego, która posiadała jednocześnie charakter gwałtownego antyrosyjskiego ataku propagandowego, integralnie wiążącego sprawę polską z całym szeregiem innych problemów politycznych o pierwszorzędnym znaczeniu dla ówczesnych stosunków międzynarodowych. „The Portfolio” wywołało prawdziwą sensację w europejskich sferach politycznych, było czytane i dyskutowane a drukowane na jego łamach, kompromitujące dla dyplomacji rosyjskiej dokumenty, groziły międzynarodowym skandalem.

Światło dzienne ujrzały między innymi poufne opinie o politykach brytyjskich pisane przez byłego rosyjskiego ambasadora w Wielkiej Brytanii, księcia Christophera Lievena, dotyczące tak wysoko postawionych postaci jak książę Arthur Wellington i lord Palmerston. Odręczne kopie niektórych dokumentów były oprócz tego wkładane do skrzynek członków gabinetu.

Po lekturze pierwszego numeru pisma, lord Charles Grey – jeden z czołowych whigów, były premier Wielkiej Brytanii, z przekąsem pytał przebywającą już wtedy w Paryżu, księżną Lieven: „Widziała Pani ‘Portfolio’? W jaki sposób znalazł się w nim list podpisany przez księcia Lieven i [Adama] Matuszewicza [sekretarza ambasady rosyjskiej w Wielkiej Brytanii – R.Ż.]? Czy jest autentyczny? Nigdy go wcześniej nie widziałem, ani o nim nie słyszałem. Co na to powie książę Wellington? Nie mogłem powstrzymać się od rozbawienia przez sposób, w jaki Palmerston został przedstawiony jako jeden z największych oratorów w Parlamencie”.

Księżnej nie pozostawało nic innego, jak uchylić się od dyskusji w tej sprawie. „Nie mogę Panu powiedzieć niczego o ‘Portfolio’; i nie do mnie należy rozstrzyganie, czy dokumenty, które w nim się pojawiają są autentyczne czy też przeciwnie. […] Z pewnością pośród nich jest parę takich, które nie przynoszą wiele zaszczytu księciu Wellingtonowi. Trzeba jednak przyznać, że jego portret jest doskonałego podobieństwa” – pisała bez cienia zażenowania. Przekonywała też lorda Greya, że we Francji pismo nie budzi szczególnego zainteresowania jednak sama bardzo chciała otrzymywać jego kolejne numery i prosiła swą przyjaciółkę lady Emily Cowper (będącą jednocześnie w intymnych związkach z Palmerstonem), o wszystkie informacje, jakie tylko mogłaby ona jej dostarczyć na ten temat. Przekonywała przy tym, że popularność owego magazynu w Wielkiej Brytanii jest w istocie sztuczna i wynika nie z wartości zamieszczanych w nim materiałów, ale z całkowicie przypadkowych przyczyn.

„W Londynie to jest dobry przedmiot do rozmów o tej porze roku, kiedy nie ma Parlamentu lub towarzystwa czy opery. Czytam całość od deski do deski i czytając zaprzeczam wszystkiemu, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu”. E. Cowper chętnie podjęła się dostarczać księżnej „The Portfolio” i w istocie wywiązywała się z tego zobowiązania. Komentowała też kolejne ukazujące się w nim dokumenty autorstwa Carlo Andrei Pozzo di Borgo – byłego ambasadora rosyjskiego w Paryżu, od 1835 r. piastującego tę samą funkcję w Londynie, twierdząc, iż zostały napisane z takim talentem, że czytając je można przeoczyć nieprzyjemną stronę całej sprawy. Z tonu jej listu wynikało jednak, że powszechnie wierzy się w ich autentyczność i że to przekonanie może nie pozostać bez wpływu na wzajemne relacje brytyjsko-rosyjskie, a zwłaszcza francusko-rosyjskie. Z iście angielską flegmą zaznaczała dystans brytyjskiej opinii publicznej do omawianej kwestii, ale jednocześnie ostrzegała, iż może się ona stać przyczyną poważnych kłopotów dla rosyjskiej dyplomacji. Stwierdzała bowiem, że co do Pozzo di Borgo – to „obelżywy sposób w jaki on o nas mówi nie obraża, ponieważ my tutaj nie jesteśmy bardzo drażliwi. Ale jest całkiem możliwe, że jego uwagi będą miały inny skutek w Paryżu. W liście do swej przyjaciółki Elisabeth Huskissin lady Cowper w mniej zawoalowany sposób oceniała skutek, jaki przyniosła publikacja Urquharta, stwierdzając, iż największym zyskiem, jaki z niej płynie jest zdemaskowanie zaborczych planów Rosji, co, jak miała nadzieję, otworzy oczy całej Europie na wspólne niebezpieczeństwo. Spodziewała się też, iż najbardziej zmartwieni muszą być Lieven i Matuszewicz ze względu na ujawnioną charakterystykę duka Wellingtona ich pióra, względem którego, zwłaszcza ten drugi manifestował zawsze szczególnie głęboki i jak się okazało, całkowicie nieszczery podziw.

Pozzo di Borgo, zapytany co myśli o „The Portfolio”, podobnie jak księżna Lieven, odmawiał komentowania publikowanych w nim dokumentów i zaprzeczał jego autentyczności nazywając je gorszącym i podrobionym wydawnictwem. Oświadczeniom tym nie dawano jednak wiary na salonach brytyjskiej arystokracji. Lady Priscilla Burgersh opisując postawę rosyjskiego ambasadora wręcz głosiła, iż „on się tak zaciął w postanowieniu nie wyrażania swego sądu o tem, że nie chce nawet zajrzeć do tutejszych archiwów, gdzie wie, żeby te depesze odnalazł, chcąc nieco z większym pozorem prawdy utrzymywać, że są mu zupełnie obce”.

Oczywiście treść „The Portfolio” nie stanowiła niespodzianki dla wigowskiego ministerium, nieoficjalnie patronującemu przecież jego publikacji. Można przypuszczać, iż bardziej dotknięci czuli się torysi, którzy do 1830 r. sprawowali władzę w Wielkiej Brytanii i których zatem zdobyte przez Polaków dokumenty dotyczyły w większym stopniu, niż pozostających wtedy w opozycji wigów. Duke Wellington – były premier torysowskiego rządu, ze zdziwieniem konstatował, że car miał zwyczaj przesyłania wielkiemu księciu Konstantemu kopii wszystkich ważniejszych depesz dyplomatycznych, jakie otrzymywał ze swoich ambasad. Nie domyślał się jednak, jaką drogą trafiły one w ręce Urquharta. Sądził, iż po prostu zostały skradzione przez jakąś anonimową osobę w Warszawie, wywiezione do Konstantynopola i tam odsprzedane sekretarzowi brytyjskiej ambasady. Przypuszczał, iż drukując je chciał on wywołać wrogość brytyjskiej opinii publicznej wobec Rosji i stworzyć sprzyjające warunki, aby skłonić rząd do interwencji na rzecz walczących z Rosją na Kaukazie Czerkiesów – czerkiesofilizm Urquharta był bowiem powszechnie znany. Z drugiej strony, zdaniem duke’a, pragnął on w ten sposób udowodnić torysom, iż byli traktowani przez dyplomację rosyjską nie lepiej niż obecnie administracja wigów. Mimo wysiłków Matuszewicza zmierzających do zdezawuowania autentyczności drukowanych w „The Portfolio” materiałów, Wellington był głęboko przekonany o ich prawdziwości. Rozpoznawał raporty z prowadzonych przez siebie rozmów, a co do mało pochlebnej charakterystyki własnej osoby sądził, iż nie mogła być ona dziełem samego Matuszewicza, który w owym czasie dopiero co przybył do Londynu i nie mógłby samodzielnie sprostać takiemu zadaniu. Duke podejrzewał, iż korzystał on z pomocy pani Lieven. Trafnie wskazywał też powody, dla których księżna mogła utrzymywać, iż nigdy wcześniej nie widziała drukowanych w „The Portfolio” dokumentów. Przypuszczał, iż wielki książę Konstanty nigdy nie otrzymywał całych oryginalnych depesz, a tylko sporządzone na ich podstawie wyciągi – a te przecież wpadły w ręce Polaków. Ponadto był przekonany, że wydawcy łączyli kilka z takich wypisów by stworzyć jedną całą depeszę. Mimo to, w korespondencji z lordem Georgem Aberdeenem – w latach 1828-1830 ministrem spraw zagranicznych w ówczesnym rządzie duke’a, twierdził, iż rozpoznał w jednej z depesz streszczenie rozmowy, jaką w owym czasie przeprowadził on i Aberdeen z Lievenem. Nie miał też wątpliwości co do dokumentów autorstwa Pozzo di Borgo. Ostatecznie sądził jednak, że nad całą kwestią trzeba przejść do porządku i lepiej byłoby nie poruszać jej w Izbie Lordów. Aberdeen nawiązał jednak do sprawy „The Portfolio” w swej korespondencji bezpośrednio z księżną Lieven, z którą utrzymywał przyjazny kontakt. Twierdził, iż pośród wielu bzdur jest w tej publikacji kilka interesujących rzeczy i nie sposób wątpić, że drukowane w niej depesze rosyjskich dyplomatów, przysyłane z Paryża i Londynu, są autentyczne. Uznawał też, iż autorzy owych depesz wyrządzili nimi rządzącym pod koniec lat dwudziestych torysom wielką krzywdę, oskarżając ich o wrogość wobec Rosji i wyrażał nadzieję, iż są tego świadomi. Oceniał, iż publikacja Urquharta będzie miała wielce negatywny wpływ na stosunki brytyjsko-rosyjskie i zapewne dodatkowo pobudzi wrogość wobec Rosji zarówno wśród torysów jak i wigów. Księżna Lieven nadal próbowała jednak przekonywać lorda Aberdeena, iż „The Portfolio” jest fałszerstwem, a nawet wmawiać mu, iż w Londynie wcale nie uważa się drukowanych w nim materiałów za autentyczne, a w Petersburgu wszyscy się z nich śmieją. Z drugiej strony w pewien sposób tłumaczyła się z niepochlebnych pod adresem Aberdeena treści zawartych w depeszach rosyjskich, które lord mógł teraz przeczytać w piśmie Urquharta.

„The Portfolio” wywołało sensację i oburzenie nie tylko w Paryżu i w Londynie. Osobiście dotknięty drukowanymi na jego łamach dokumentami autorstwa Pozzo di Borgo czuł się także Metternich. On również potwierdzał ich autentyczność i oceniał, iż są pełne kalumnii i perfidii pod adresem Austrii, oraz że kompromitują cara i jego otoczenie. Napisał nawet depeszę w tej sprawie do Petersburga.

Mimo zaprzeczeń dyplomatów rosyjskich, co do autentyczności materiałów drukowanych w „The Portfolio” pismo to, wraz z „The British and Foreign Review” wywarło olbrzymi wpływ na sposób postrzegania i komentowania polityki rosyjskiej w całej prasie brytyjskiej.

Sukces, jaki stał się udziałem księcia Czartoryskiego, był rezultatem zjednoczenia wysiłków współdziałających z nim Zamoyskiego, Urquharta i Beaumonta. Nie można jednak twierdzić, iż brytyjscy współpracownicy księcia Adama byli jedynie wykonawcami i propagatorami jego idei politycznych. Bez wątpienia mamy do czynienia z połączeniem dwóch niezależnych i nadal autonomicznych inicjatyw politycznych, wzajemnie się wspierających na drodze do osiągnięcia wspólnego celu. Było nim obnażenie metod działania dyplomacji rosyjskiej i wzbudzenie antyrosyjskich nastrojów wśród brytyjskiej opinii publicznej. Dla księcia Czartoryskiego i Zamoyskiego, głównym powodem działania była chęć zwrócenia uwagi tejże opinii na sprawę polską i konieczność jej pozytywnego rozstrzygnięcia w kontekście dowodzonej potrzeby przeciwstawienia się wzrostowi potęgi Rosji. Dla Urquharta i Beaumonta ważniejszym motywem była obawa przed postępami Rosji na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Tak czy inaczej, byli oni zgodni, że należy zrobić wszystko, aby Rosję powstrzymać i uniemożliwić jej dalsze podboje. Oddając należną sprawiedliwość ogromnemu zaangażowaniu tak polskich, jak i brytyjskich autorów przedsięwzięcia, trzeba stwierdzić, że mogłoby ono okazać się czynnikiem niewystarczającym dla osiągnięcia tak świetnych rezultatów, gdyby nie ogólny klimat polityczny, jaki zaczął opanowywać od lata 1835 r. Wielką Brytanię. Decydujące były tu przychylne podobnej inicjatywie nastroje opinii publicznej a przede wszystkim stanowisko rządu, motywowane angielską racją stanu, tak jak była ona postrzegana przez sprawujący władzę gabinet Melbourne’a, a zwłaszcza odpowiedzialnego za politykę zagraniczną Palmerstona. Strona polska doskonale zdawała sobie sprawę z powyższych uwarunkowań, ale też umiała je zręcznie wykorzystywać.

Radosław Żurawski vel Grajewski

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_