Przesadą było stwierdzić, że aktor i poeta, Janusz Guttner, a także fotograf, grafik, architekt i niedoszły malarz niewiele wiedział o wieczorze w polskiej restauracji, którego miał być głównym bohaterem. Spotkanie, które zorganizowała Regina Wasiak-Taylor, było okazją do zaprezentowania pierwszego poetyckiego tomiku Guttnera pt. „Słowem fotografowane”.
Przybyli liczni znajomi, czy byli wśród nich również przyjaciele? Zapewne tak, choć na to pytanie odpowie sobie sam autor.
Było to spotkanie na wzór literackich salonów, które w Ognisku Polskim odbywają się z inicjatywy szefowej Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Guttner został postawiony przed faktem dokonanym konieczności odpowiedzi na serię pytań, z których ci dalsi znajomi, nawet czegoś się o nim dowiedzieli. Ewa Lewandowska-Tarasiuk, która na łamach Dziennika zrecenzowała tomik, akurat gościła w tym czasie w Londynie, więc została zobowiązana do wygłoszenia laudacji na cześć. Podzieliła się z nami swoim zachwytem dla prostoty tych wypowiedzi, ich uniwersalnego charakteru, dzięki czemu, każdy wierszy tych czytelnik, bez trudu wchodzi „w buty” autora, dzieląc z nim jego spostrzeżenia. Mówi się, że najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy. Można tę miarkę zastosować i do propozycji Guttnera, bowiem jego poezja chociaż nie nazywa tego, czego sami określić nie potrafimy i nie oszałamia oryginalnością podejścia, to jednak brzmi swojsko, bo łatwo w tych wersach odnaleźć doświadczenia, mniemania i refleksje, które stają się również naszym udziałem.
Oprócz serii pytań, oprócz laudacji, która powiedzmy to otwarcie: wzruszyła autora, wiedliśmy z nim również dialog. Swobodnie, mimo barykady stołów, okraszonych najpierw smalczykiem, a potem nadzwyczaj polskim obiadem z rosołem i kotletem, toczyła się rozmowa z autorem. Kim i z kim bywał, pytano tego pogromcę serc niewieścich, który skromnie i nie wchodząc w zbędne szczegóły, zaspokajał ciekawość plotki.
Był to mini-salonik poetycki, w którym prócz słowa i obecności znajomych i bliskich Janusza Guttnera, gościli ludzie związani głównie z prowadzeniem upraw na gruncie kultury. Był zaproszony do odegrania kilku standardów saksofonista, wideoamator, który całość uwiecznił na kamerze i pewnie odsprzeda za godziwą zapłatą, była radość dla ciała, którą sprawił nam salonowy kucharz Robert Kusy i wspaniały tort, uwieczniony na kliszy niejednego aparatu. Byli też znajomi, którzy przeczytali wiersze. Marlena Psiuk, partnerująca Guttnerowi podczas sesji Czytania poezji, organizowanych w Ognisku i jeden jedyny ze Sceny Poetyckiej, Konrad Łatacha, który nagle zaczął czytać wiersz i gościom zdawało się, że nawet sam autor nie wiedział, że Łatacha czytał mu będzie. Improwizacja z niespodzianką? Jeśli tak, to udana.
Najlepsi jesteśmy w kulturze. Bez przerwy polski Londyn obiegają wieści o kolejnych, zawsze oczywiście spektakularnych, wydarzeniach z dziedziny słowa, obrazu i dźwięku. Właściwie powinniśmy się cieszyć, chociaż trochę żal, że bardzo rzadko cokolwiek z tego, co się w kulturze polskiej dzieje na Wyspach, znajduje chociaż minimalne zainteresowanie w Polsce. Jest jeden pisarz z Irlandii, który wydaje w kraju. Kilka piosenkarek jazzowych miało swoje odsłony w Programie III Polskiego Radia. Owszem, spore zainteresowanie włącznie z licznymi koncertami, spotkało Katy Carr, notowanej na liście przebojów Trójki. Ale dialogu brak, bywają efemerydy wspólnych poczynań. Trudno to jakoś zrozumieć.