Mitzvah z języka hebrajskiego oznacza „dobry uczynek”. „Mitzvah. Podziel się swoją nerką” to tytuł filmu dokumentalnego, który porusza narastający w techno-świecie problem handlu ludzkimi narządami. „Mitzvah” dotyka Izraela, bowiem to tam otwarcie i intensywnie toczy się dyskusja na temat problemu transplantacji i jej aspektu etycznego. Film od początku swego powstania, w 2012 r., jeździ po całym świecie, nie pokazała go jednak polska telewizja. Ostatnio oglądała go publiczność nowojorskiego The Jewish Community Center oraz londyńskiego Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego. Na zaproszenie dyskusyjnej Grupy Londyn „PogLond” we współpracy z Polskim Ośrodkiem Naukowym Uniwersytetu Jagiellońskiego, przyjechał z filmem jeden z jego autorów, znany w kraju dziennikarz, Witold Gadowski.
W Maciejem Grabysą, współautorem filmu, zaczęli swoje śledztwo od najbiedniejszego kraju w Europie: Mołdawii, która stanowi główne źródło kupowania ludzkich organów. Odkryli tam wieś Mingir. Jak mówił w jednym wywiadów Grabysa, mieszka w niej co najmniej 30 osób, które sprzedały swoje narządy, głównie nerki, transplantacyjnym turystom z Izraela. To tam pojechali więc w drugiej kolejności. W harmider ulicy, i w obraz modlących się żydów wplata się głos pośrednika w handlu organami. Sposób widzenia sprawy, jaki prezentuje, zwiastuje cynizm. Ludzie potrzebowali, ja dostarczałem. U nas oddawać nerek nie chcą, więc sięgamy tam, gdzie oddawać chcą. Nie bierzemy darmo. I tylko dlatego, że nie darmo, zdaniem kolejnej postaci tego filmu, szefa organizacji Halachic Organ Donor Society, Robbiego Bermana, problemu nie ma, bowiem jak fałszywie argumentuje: zakłamany świat winien zatroszczyć się o biedę, wówczas biedni nie będą się sprzedawali. Chętnie będziemy kupować od klasy średniej i zamożnej, niech taki zapis znajdzie się w odpowiedniej regulacji, przyjmijmy ją – mówi demagog Berman. I dla niego kwestia przeszczepiania narządów nie stanowi pytania natury: czy przeszczepiać, lecz jak powiększyć w Izraelu grono dawców i stworzyć warunki do legalnego obrotu narządami. I choć Izrael w większości uległ zeświecczeniu, to jednak, jak mówi Berman, bez względu na poziom wiary, Żydzi wierni są pewnym założeniom judaizmu. Np. takim, iż gdyby przydarzyło im się zmartwychwstanie ciała, to przecież tylko kompletnego. Brak narządu, może im ten przywilej uniemożliwić, a więc nie chcą oddawać organów do transplantacji. Odnośnie tej postawy, w filmie padł ironiczny komentarz, który przez widzów został przyjęty ze szczególnym poruszeniem: żydzi mają być narodem zdrowym, silnym, zmilitaryzowanym, muszą chronić każde swoje życie, każde jest na wagę złota.
– Mądre podejście i my Polacy powinniśmy podobnie się cenić – powiedział ktoś na sali, co zostało przyjęte w atmosferze nadzwyczajnej skwapliwości.
Kolejnym bohaterem filmu jest również Donald Bostrom, szwedzki dziennikarz, który informował świat o kradzieży organów, zabitych na Zachodnim Brzegu Jordanu, Palestyńczyków. Ten wątek został w tym filmie mocno zarysowany, chociaż Witold Gadowski upierał się, iż nie było intencją twórców oskarżenie Izraela, tylko pokazanie problemu etycznego, który dotyka świat coraz mocniej. Zbędna kokieteria. Film jest arcyciekawy, a temat sensacyjny i sensacyjnie został pokazany. Ale poprzez zdecydowanie jednostronną narrację, która wydobywa przede wszystkim zakłamanie żydowskiego sposobu oglądu tego świata, a nie moralną głębię problemu, jest to film, który pozostawia niedosyt.
Gadowski mówi o intencji pokazania wielości postaw, ale tak się w istocie nie stało. Owszem, „Mitzvah” darzy nas wielogłosem, ale efektem jest chóralne niemal unisono. Problem pojęcia śmierci mózgowej, ukutego przez naukę na potrzebę m.in. pobierania narządów z ludzi, którzy żyją, bo bije ich serce, jest w tym filmie zarysowany słabo, być może dlatego, iż nie ta kwestia była istotą przekazu, który Gadowski i Grabysa chcieli nam ofiarować.
– Robiąc ten film chcieliśmy pokazać proces eksploatacji świata biedy przez świat bogactwa. Wraz ze wzrostem technologii ten problem będzie narastał – mówił w Londynie Gadowski. Kwestia tzw. śmierci mózgowej dyskutowana jest w świecie nauki, ale i polityki, tworzącej przecież prawo. Wybrzmiewa przy okazji nagłych przebudzeń ludzi, którym udało się uniknąć losu nieświadomych dawców. W ubiegłym roku w Polsce, szerokim echem oburzenia odbiła się wypowiedź prof. dr hab Jana Talara, która padła podczas naukowego sympozjum w Poznaniu. Profesor miał czelność stwierdzić, że nie istnieje śmierć pnia mózgu, a lekarze pobierają organy od żywych pacjentów. W obronie naukowca stanął lekarz i teolog zarazem, o. Jacek Norkowski OP. W wywiadzie udzielonym Frondzie, m.in. powiedział: „Prof. Talar nie powiedział nic, czego nie mówiliby profesorzy medycyny zainteresowani tym tematem na całym świecie. Pojęcie śmierci mózgowej jest nie do obrony na gruncie nauki. Nie ma czegoś takiego jak śmierć mózgowa. Śmierć jest, albo jej nie ma. Śmierć mózgową wymyślono po to, aby można było pobierać narządy do transplantacji. (…) Chodzi o zmianę prawnego statusu osoby ludzkiej. To zmiana oczywiście nieuprawniona, jak wykazuje prof. Talar. Powołuje się on na przypadki blisko 200 osób, które według orzeczeń lekarzy ‘nie rokowały’, więc próbowano wymusić na ich krewnych zgodę na pobranie narządów. Oczywiście, orzekano w tych przypadkach śmierć mózgową, a prof. Talar wyleczył i zrehabilitował te 200 osób – znaczną część z nich praktycznie w 100 proc., niektórzy mieli mniejsze ubytki w mózgu, inni większe. Z reguły do prof. Talara trafiają bardzo ciężkie przypadki, które zaprezentował na wspomnianym sympozjum. Ja poznałem te osoby! Lekarze mówili ich rodzinom, że muszą się zgodzić na pobranie narządów”.
Postawy jednoznaczne są nazywane niebezpiecznymi. Jednoznaczność jest kojarzona ze skrajnością, nadaje się jej wydźwięk szaleństwa i grozy. Dlatego trzeci świat publicznej Telewizji Polskiej na swoją antenę tego filmu nie wpuścił, mimo że autorzy oferowali bezpłatne prawo do emisji. Kupiła go za to telewizja Planete, która raczej cieszy się uznaniem nurtu lewackiego. Pokazała „Mitzvah” kilkanaście razy, posłała na festiwale, wszedł w obieg międzynarodowy. Niebawem autorzy wydadzą go na DVD, wraz z książką. W ten sposób światło ujrzą materiały, które nie zmieściły się w filmie, m.in. historia rabina Wolfowitza, którego wnuczka zginęła w wypadku, a on zdecydował się oddać jej nerki dwóm palestyńskim dziewczynkom.
Człowiek, wbrew swemu instynktowi obrał kilka wieków temu, drogę deprecjacji ducha na rzecz uwznioślenia ciała. Cnota, w szrankach z pychą, póki co ponosi porażkę, bowiem wymyśliliśmy sobie przywłaszczenie roli tego, który stwarza życie. Dzięki Bogu za święto Wielkiej Nocy przebudzenia, które jak zawsze, jak co roku, znowu dało nam nadzieję.
Elżbieta Sobolewska