25 kwietnia 2014, 13:36
Polish City Club czyli jak wykuwać opinię

Londyńska sieć sklepów Mleczko zamieściła niedawno ogłoszenie w serwisie internetowym Londynek. Szukano pracownika, bez kwalifikacji. Minął miesiąc z kawałkiem: nadeszło około siedmiuset CV. Tylko w ciągu doby, od momentu publikacji ogłoszenia, swoje życiorysy nadesłało 100 osób. Prawie wszyscy urodzeni w 1993 roku (21 lat). Podsumowanie danych z 700 życiorysów dało wynik podobny: większość szukających pracy stanowiły osoby urodzone w latach 1991 – 1994. Emigranci ostatnich miesięcy.

W związku z dziesiątą rocznicą wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, The Independent opublikował kilka dni temu wywiad z ambasadorem RP w Wielkiej Brytanii, w którym Witold Sobków powiedział, że fala imigran­tów z kraju się skończyła, wolimy żyć w ojczyźnie, ponieważ jej gospodarka kwitnie, rosną płace i liczba miejsc pracy. Wypowiedź ta nie spotkała się z przychylnością, komentujących ją polskich użytkowników internetu, ale wywołała za to szereg pozytywnych opinii czytelnika brytyjskiego. Jesteście bardzo dobrymi imigrantami – komentowano – takich nam tutaj potrzeba, ciężko pracujących ludzi, którzy chętnie integrują się z naszym społeczeństwem. Probierzem owej chęci integracji będą wybory do lokalnych rad dzielnicowych, które odbędą się 22 maja.

Ci, którzy chcą w nich zagłosować, mają jeszcze kilkanaście dni na dokonanie rejestracji w komisji wyborczej. Termin składania wniosków mija 6 maja. Kampania, organizowana m.in. za pieniądze polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, toczy się niemrawo, niemniej w polskich ośrodkach na Wyspach można już od miesiąca spotkać młodych ludzi, którzy rozdają ulotki, nawołujące do rejestracji i pójścia do urn.

               W ślad za wywiadem ambasadora, The Independent opublikował reportaż na temat organizacji Polish City Club, zrzeszającej dobrze wykształconych i sytuowanych Polaków, którzy budują wizerunek emigranta sukcesu, zadomowionego na Wyspach miłośnika Wielkiej Brytanii, który nosząc na co dzień garnitur, odbija się od stereotypu robotnika w kombinezonie. Polish City Club jest zarazem autorem badania emigracyjnych preferencji wyborczych Polaków, które aspiruje do miana sondażowego, jednak nie spełnia żadnych kryteriów, dzięki którym można by nazwać je wiarygodnym. Organizacja jest jednak mistrzynią w kreowaniu tak zwanych faktów medialnych, które nie muszą odpowiadać prawdzie, ale mają za to wpływ na opinię publiczną. „Fakty” te, powtarzane przez zaprzyjaźnionych dziennikarzy, stanowią skuteczną tubę propagandową. Jak mawiał Goebbels: kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.

Trwa kampania

Za kilkanaście dni upłynie termin rejestracji w komisjach wyborczych Wielkiej Brytanii. Dalsza kampania dotycząca wyborów 22 i 25 maja powinna więc skupiać się wyłącznie na prezentacji kandydatów. Jeśli chodzi o wybory lokalne: ich pomysłów na swoją pracę w dzielnicy. W przypadku wyborów europejskich: planowanej aktywności brytyjskich kandydatów, dotyczącej polepszenia statusu i jakości życia polskich imigrantów w Wielkiej Brytanii. Kampania winna również dotyczyć polskich kandydatów do Parlamentu Europejskiego, tworzących listę mazowiecką, bo tylko na tę możemy tutaj głosować. Jaka jest ich wizja wpływania na los ludzi, tworzących największy exodus w dziejach Polski? Póki co, kandydaci polscy promują się osobiście. Był w Londynie Kalisz z Palikotem, a jeden z zaprzyjaźnionych z nimi posłów ponoć zamieszkał nawet na Ealingu, żeby z bliska poznać życie emigranta. Szykuje się również spotkanie z Wandą Nowicką i Korwinem-Mikke, wieloletnim pajacem polskiej sceny politycznej, który słynie z tego, że widzi tylko ten wycinek rzeczywistości, który mu pasuje.

Jak dotąd, została zrealizowana tylko jedna inicjatywa, służąca temu, abyśmy poznali kto może reprezentować interesy polskiego emigranta, jako członka brytyjskiej społeczności. Była to debata z udziałem dwójki kandydatów w wyborach lokalnych w Londynie oraz byłego radnego i burmistrza dzielnicy Islington. Była to inicjatywa organizacji Polish Professionals.

Na Wyspach, głównym źródłem aktywizacji Polaków do wzięcia udziału w majowych wyborach jest kampania „Jesteś u siebie, zagłosuj” (JUSZ). Już we wrześniu ubiegłego roku pojawiły się Informacje, że taka inicjatywa ma zaistnieć, w obrębie wszystkich państw, które w 2004 roku wstąpiły do UE. Kampania JUSZ jest obecna na Facebooku i Twitterze, gromadząc nikłe zainteresowanie. Działania w terenie, jak dotąd ograniczyły się do rozdawania ulotek i organizacji sesji warsztatowych, m.in. w siedzibie przedstawicielstwa Parlamentu Europejskiego w Dublinie. Kampania „Jesteś u siebie, zagłosuj!” prowadzona jest przez Stowarzyszenie Szkoła Liderów z Polski, Forum Polonia-Irlandia oraz Polish City Club. Działalność ta ma trzy cechy charakterystyczne: funkcjonuje przede wszystkim w wymiarze wirtualnym, kładzie większy nacisk na udział Polaków w wyborach europejskich, niż w lokalnych i promuje oddawanie głosów w wyborach do Parlamentu Europejskiego na kandydatów państw, w których żyjemy. W mijającym tygodniu, w serwisie You Tube zostały zamieszczone dwie animacje: jedna zachęcająca do rejestracji w komisjach wyborczych, zaś druga, głosem Jakuba Krupy, koordynatora „JUSZ” na Wielką Brytanię, instruuje jak wypełnić oba formularze: jeden dotyczący wyborów lokalnych a drugi europejskich. W animacji tej, wyłącznie dla formalności i w krótkiej wzmiance informowani jesteśmy przez instruktora Krupę, że głosować możemy również na polskich kandydatów w wyborach do europarlamentu i że trzeba w tym celu zgłosić się do konsulatu. Tymczasem cel kampanii JUSZ, jak czytamy przecież w jej założeniach, to „wyjaśnienie, na czym polega głosowanie za granicą”, a nie na czym polega głosowanie za granicą na zagranicznych kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Tak zadeklarowana jasność intencji mogłaby wyzwolić szereg nieprzyjemnych komentarzy i zbędne zainteresowanie mediów z kraju, bowiem projekt finansowany jest nie tylko ze środków Fundacji Batorego, ale również z pieniędzy Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP, w ramach konkursu na realizację zadania „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2014 roku”.

W ramach kampanii „JUSZ”, w Irlandii odbyły się warsztaty dla około 40 osób, dotyczące sposobów namawiania migrantów do głosowania w wyborach lokalnych i euro-parlamentarnych. Na spotkaniu zaprezentowano raport pt. „Inclusive Politics for a Diverse Republic”, opracowany przez University College of Dublin oraz organizację Forum-Polonia. Z raportu wynika, iż partie polityczne na terenie Irlandii nie są zainteresowane polskimi głosami, gdyż jest to grupa, która nie interesuje się tutejszą polityką. Podczas warsztatów zaprezentowano dane dotyczące liczby polskich kandydatów w wyborach do rad dzielnicowych i niestety jest to liczba malejąca. W 2009 roku, do samorządów startowało tam około 40 emigrantów, w tym połowa pochodziła z Europy Wschodniej, większość oczywiście z Polski. W tym roku, zgodnie z informacjami jakimi JUSZ dysponował 4 kwietnia, tylko ośmioro Polaków znalazło się na listach kandydackich w Irlandii i w dodatku wszyscy są bezpartyjni.

Aby odwrócić „negatywną tendencję, zmierzającą do polityczno-obywatelskiej marginalizacji społeczności imigrantów Irlandii szczególnie tak licznych jak polska grupa narodowa (…) należy wprowadzić mechanizmy, które ułatwią i zachęcą migrantów do większego zaangażowania się na poziomie społecznym i politycznym”. Jakie będą to mechanizmy? Nie wiadomo, ale na początek na pewno warto nauczyć się liczyć i analizować. Bowiem do tej pory, w żaden sposób nie rozpowszechniono informacji o tym, ilu Polaków kandyduje w wyborach do rad dzielnicowych na terenie całej Wielkiej Brytanii, nie wymieniono nigdzie ich nazwisk oraz okręgów. Żadna z instytucji czy organizacji, istniejących na Wyspach, nie wykazała wysiłku zgromadzenia danych tych osób, nie mówiąc o kampanii propagandowej, zachęcającej Polaków do głosowania właśnie na nich.

               Aż trzy podmioty pracowały nad marcowym sondażem, przeprowadzonym pod hasłem „sentymenty wyborcze Polaków”. Jego wyniki przytoczyły media polskie, polonijne a nawet brytyjskie. Przygotowała go organizacja Polish City Club, znany w kraju ośrodek badania opinii Ipsos i działająca w Wielkiej Brytanii firma z dziedziny marketingu etnicznego Polarity UK. I oto te trzy znakomite marki zachęciły „aż” 552 Polaków, żyjących na Wyspach, do wypełnienia internetowej ankiety. Raport z jej wyników nie podaje żadnych danych, na podstawie jakich wskaźników sondaż ten został przeprowadzony. Pod hasłem „Research methodology” znajdujemy dwa zdania, informujące jedynie o tym, jak został przeprowadzony (internetowa ankieta) i że osoby, chcące ankiety wypełnić, znalazła organizacja Polish City Club. Jakie były kryteria tego sondażu? Ile kobiet i ilu mężczyzn planowano zbadać? W jakim wieku i z jakim wykształceniem? Raport nie mówi o tym ani słowa. Jak to możliwe, że to quasi-badanie, pod tytułem „sentymenty wyborcze Polaków”, tak licznie w mediach cytowane włącznie z Polską Agencją Prasową, nosi pieczęć Ipsosa, sondażowni z wieloletnim dorobkiem w analizowaniu opinii publicznej? Warto dla porównania przeczytać raport z badania przeprowadzonego przez Michała Garapicha i Dorotę Osipović w 2007 roku, wśród Polaków zamieszkałych w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Badanie to przeprowadzono na próbie 1100 osób, według wytycznych, obowiązujących instytucje badające opinię publiczną.

               Polish City Club, opisując wizję swojej działalności, informuje nas, że pragnie stać się liderem kreowania opinii publicznej (ang. to become the thought leader and opinion maker); promować pozytywny wizerunek Polski i polskiej diaspory, który mówi o nas wyłącznie w kategoriach sukcesu. Rację miał dr Garapich, dzisiaj pracujący na wydziale nauk społecznych londyńskiego uniwersytetu w Roehampton, kiedy dla Polskiej Agencji Prasowej bardzo oględnie skomentował sondę na temat „sentymentów wyborczych Polaków” . Nazwał ją wartą uwagi, ponieważ „wykrywa tendencje”. Nie da się ukryć, szczególnie jeśli chodzi o tendencje do manipulowania naszą opinią.

Elżbieta Sobolewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (1)

  1. Problem w tym że kampania mająca zachęcać polaków do udziału w wyborach nie dociera do większej części rodaków żyjących w UK. Uważam że jest źle prowadzona, powinno się skupić na miejscach gdzie polaków można najczęściej spotkać, być może to banalne ale właśnie w polskich sklepach, czy kościołach powinno się informować ludzi i tam wręczać ulotki. Takie jest moje zdanie i myślę że efekt byłby dużo lepszy. Pzdr