A kto zabrania Polakom wracać do kraju? – po prostu zapytała jedna z uczestniczek debaty w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie. Emigranci wszystkich pokoleń, choć była ich zaledwie garstka, nie byli tego wieczoru podzieleni. Ich spojrzenie na bilans członkostwa Polski w Unii Europejskiej był wyłącznie negatywny. Ci, którzy mogliby Polskę w Unii pochwalić, taktownie milczeli.
Nie odezwała się dyrektorka międzynarodowej korporacji, prowadzącej interesy w Polsce, która w wieczór poprzedzający debatę, w rozmowie z wiceprezesem fundacji Demos Europa powiedziała, że dla niej, w jej życiu i pracy, najważniejszym efektem polskiego członkostwa w UE jest to, iż pochodzi z kraju, który ma na swoim koncie tyle sukcesów. Pozwala jej to czuć się nie gorszą, ale bardzo często lepszą, od kolegów i koleżanek z tych krajów, które zwykle uznawane były za miarę świetnej jakości życia. Nie odezwała się, gdyż być może jednak jej w POSK-u nie było, a może nie ma jej tam nigdy, trzeba lubić ten ośrodek, żeby czuć się w nim lepszym.
Debatę „10 lat w Unii: Bilans dla Polski” POSK zorganizował we współpracy z Ambasadą RP w Londynie. Z tej okazji na widowni teatru był konsul Michał Mazurek. Na lewicy prezydialnego stołu zasiadł Krzysztof Blusz, współtwórca fundacji demosEuropa – Centrum Strategii Europejskiej. Na prawicy – dr Marek Cichocki, dyrektor programowy fundacji Centrum Europejskie Natolin. Narratorem był Krzysztof Pszenicki, ostatni redaktor polskiej sekcji radia BBC.
W pół zdania po tym, jak Blusz przekonywał, iż Polacy będą do kraju wracać, jeśli będziemy nieustannie czynić go coraz bardziej cywilizacyjnie atrakcyjnym, padło pytanie o to, kto zabrania wracać do kraju już dzisiaj.
– Nikt – odpowiedział Blusz, bo przecież żadnego ukazu, w tej mierze, faktycznie nikt jeszcze nie wydał. Owszem, co innego podatki. Po 2004r. działał przez chwilę nakaz podwójnego opodatkowania polskiego euroobywatela w Anglii i w kraju. Ale raczkująca emigracja, głośnym medialnie protestem i przy wsparciu odnalezionego pod sejmową ławą rozumu, rozpuściła zakusy państwa na spocone zarobki wyjezdnych.
– Kiedy przygotowywaliśmy kampanię informacyjną „Powroty” tłumaczyłem premierowi, że za to, aby Polacy mogli swobodnie decydować o tym, gdzie chcą żyć, pracować i zakładać rodziny, kilka pokoleń oddawało swój czas, wysiłek, często także życie i wolność – mówił Blusz, posługując się w POSK-u wielokrotnie retoryką propagandzisty, metodą odwracania pojęć, o tyle nieskuteczną, iż nazbyt jaskrawą. Tych, którzy mogą „swobodnie decydować” gdzie i jak żyją, jest mniejszość. Swobodnie chciałoby się jutro wrócić do siebie. Kto zabrania? Nikt przecież. I choć zmienia się nasze oblicze, emigrantów pounijnych, w kraju nadal nazywani jesteśmy, tym coraz mniej aktualnym terminem: ”przebywający tymczasowo za granicą”.
Red. Pszenicki zaproponował analitykom, aby jeden mówił o zaletach, drugi zaś o wadach członkostwa Polski w UE. Obaj na taką formułę obaj się nie zgodzili. Dr Marek Cichocki mówił więc o aspektach politycznych, zaś Krzysztof Blusz o ekonomii. Rozłożył przed słuchaczami pawi ogon wielobarwnych danych, mówiąc o wzroście, przyroście i rozbudowie. O miliardach inwestycji polskich firm za granicą, o rodzimych kopalniach na drugiej półkuli, o setkach kilometrów autostrad i hektarach projektów, zrealizowanych w Polsce dzięki europejskim funduszom. Ten propagandzista Unii, dobrał wyłącznie duże, solidne wskaźniki, aby słuchacze pod ich wrażeniem poczuli onieśmielenie, bo z matematyką dyskutować nie wolno. Matematyka nie kłamie – mówił wiceprezes Demosu, który w agitacji proeuropejskiej służy od momentu kształtowania w Polsce kampanii, zachęcającej nas do członkostwa.
Obaj goście pamiętali dobrze Polskę lat 70. 80. i 90., więc bezdyskusyjna jest dla nich słuszność decyzji o wstąpieniu kraju do Unii Europejskiej. Tak samo jak dla większości Polaków, również tych na emigracji, ale nie zwłaszcza dla nich.
– Jeżeli mówimy o cywilizacji życia codziennego, dzisiaj poziom życia w Polsce jest nieporównywalnie wyższy – podkreślał Cichocki, dodając jednak, iż polemizowałby z tezą, która mówiła o „powrocie Polski do Europy”. – Polska nigdzie nie wracała. W sensie kulturowym zawsze była częścią cywilizacji łacińskiej, nawet jeśli przemocą oddzielano ją od źródeł. Natomiast w sensie politycznym, rzeczywiście wejście do UE udało się Polskę zakotwiczyć w strukturach zachodnich, co jest wydarzeniem historycznym – stwierdził. Trzonem wypowiedzi Cichockiego było zwrócenie uwagi na konieczność przygotowania się do „zupełnie nowego rozdziału w procesie członkostwa Polski w UE”.
Zbliża się nowy rozdział
Przez 10 lat Polska koncentrowała się głównie na konsumowaniu środków z funduszy strukturalnych. Pomagają one rozwijać przede wszystkim infrastrukturę komunikacyjną, ale jej posiadanie – jak mówił Cichocki – nie jest jeszcze gwarancją trwałego, pozytywnego rozwoju. Ów „nowy rozdział” polega na tym, że w nowej perspektywie finansowej UE, po 2020 roku, Polska nie będzie już korzystać z tych funduszy w takim stopniu, jak dotąd. Najpierw dlatego, że będzie bogatsza, a potem z powodu ich redukcji, ze względu na kryzys finansowy i fakt, że państwa członkowskie nie są już tak chętne do zasilania budżetu UE w takim stopniu, jak wcześniej. – W Polsce młodzi ludzie nie chcą zakładać rodzin i bez względu na to, jak byśmy definiowali przyczynę, problem polega na tym, że coraz bardziej negatywnie będzie się to przekładać na warunki dalszego rozwoju Polski – mówił Cichocki.
W kontekście „nowego rozdziału” poruszył również kwestię innowacyjności. Nie jest najlepiej. – Co zaskakuje, biorąc pod uwagę, że jednocześnie mamy w Polsce tak wielu ludzi z wyższym wykształceniem. Gdzieś ten potencjał musi być rozpraszany i nie da się tego wytłumaczyć wyłącznie wyjazdami za granicę. Widocznie nie udało nam się zbudować mechanizmów, które pozwalałyby przetworzyć ten ludzki kapitał na zdolność do innowacyjności – kontynuował, uzależniając przyszłość kraju od tego, czy w obrębie funkcjonowania w UE Polsce uda się stworzyć własne, samodzielne mechanizmy dalszego rozwoju. Jego kierunek, zdaniem analityka natolińskiego centrum, będą determinować trzy elementy: stosunek do wspólnej waluty, bezpieczeństwo energetyczne i przemysł wojskowy.
Ze względów zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych, przez kolejnych 10 lat Polska nie znajdzie się w strefie euro, co przez ten czas zdeterminuje charakter naszego rozwoju – mówił Cichocki.
– Z jednej strony, nieobecność w strefie euro, zapewne będzie dawać rządowi większe pole manewru w kwestiach kształtowania sytuacji gospodarczej, ale będzie też wpływać na ekonomiczne relacje Polski z innymi państwami w UE, zwłaszcza z Niemcami.
W kwestii energetyki, jak zauważył Cichocki: po Litwie, Polska jest krajem, który za gaz z Rosji płaci najwięcej. I to jest sytuacja kuriozalna – podkreślił. Nie ma innego wyboru, jak tworzyć własną politykę energetyczną, co będzie Polskę stawiać w opozycji do części państw w UE. – Tutaj znowu kluczowym elementem jest nasza relacja do Niemiec, które prowadzą zupełnie inną politykę energetyczną niż Polska i na pewno nie będą nam pomagać w budowaniu własnej – dodał. W kwestii innowacyjności, Cichocki uważa, i nie jest w tym poglądzie przecież odosobniony, iż na tym tle potrzebna jest Polsce rewolucja. – Jeśli jej nie przeprowadzimy, będziemy mogli skonstatować, że okazja, która przydarzyła nam się między 2004, a 2020 rokiem, została właściwie zmarnowana – skonstatował analityk.
Rozum
Wszystkie komentarze i pytania, wygłaszano w tonie rozczarowania i negacji członkostwa. Dotyczyły demografii, emigracji, „pożyczek od UE”, otwarcia rynku polskiej ziemi w maju 2016 r., przejęcia polskich banków i większości przemysłu, oraz prywatyzacji i reprywatyzacji.
– To jest tak, jakbyście mieszkali w domu, który uległ powodzi, pożarowi a później inwazji robactwa, tak wyglądała Polska w 1989r. Myśmy osuszyli ten dom, wypędzili robactwo, odmalowali ściany i założyli dach, ale żeby w tym domu były meble, elektryczność i parę innych rzeczy, potrzeba na to jeszcze więcej wysiłku i wtedy będzie tak, jak na tym wymarzonym Zachodzie, jak kiedyś o nim myśleliśmy – budując obrazowe przenośnie, przekonywał wiceprezes Demosu. Operując prymitywnym rysunkiem przemian, jakie nastąpiły po 1989 r., Blusz tłumaczył: – Nasz dylemat polegał na tym, że albo będziemy mieli banki, albo nie. Albo będziemy mieli firmy, albo nie. Brakowało kapitału, który mógłby sprawić, by te przedsiębiorstwa znalazły nabywców na swoje towary. Ja pochodzę z Łodzi, gdzie działał przemysł włókienniczy, którego jedyny odbiorca był na Wschodzie. Kiedy przestał kupować, nikt nie chciał kupić tego, co łódzki przemysł włókienniczy mógł wyprodukować. Ponieważ nie było kapitału, by stworzyć nowoczesne fabryki włókiennicze, ten przemysł po prostu upadł. I to był dylemat polskich modernizatorów. Nie mieli poradnika, z którego można było skorzystać i sprawdzić, jak przejść z komunizmu do kapitalizmu. Nikt tego wcześniej nie robił – brzmiała argumentacja.
Red. Pszenicki, zniecierpliwiony brakiem na sali entuzjazmu, stwierdził, że nie ma przecież obowiązku lubienia Unii. Czy istnieje prawna możliwość wystąpienia? Nie dawali się emigranci. Odpowiedział Cichocki.
– W traktacie lizbońskim ten mechanizm został opisany, ale sposób funkcjonowania Polski w UE reguluje tylko jeden artykuł konstytucji, dlatego istnieje bardzo duża potrzeba, żeby polski parlament odzyskał sterowność tego procesu. – Nikt nie chce myśleć w kategoriach Państwa. Tego, co pozostawimy następnemu pokoleniu i z jakimi problemami będą się musieli, z naszych powodów, zmagać. Problem nie leży w UE, która jest „wielkim bratem” – stwierdził, w odniesieniu do uwagi jednego z uczestników dyskusji. – Zetknąłem się z instytucjami UE w sytuacji negocjacyjnej i uważam, że nie ma takiej decyzji unijnej, która mogłaby być przeforsowana wbrew państwu członkowskiemu. Jest tylko pytanie, jaką cenę zapłaci ona za swój upór – mówił Cichocki.
Kiedy z sali padały komentarze o kraju „zrujnowanym i biednym”, obaj analitycy zdecydowanie negowali takie widzenie współczesnej Polski. Chociaż posługiwali się dalece odmienną retoryką.
– Polska się doskonale rozwija i jest prawdopodobnie jednym z najlepszych miejsc do życia na świecie. Jest 21 gospodarką. Wszyscy razem osiągnęliśmy ogromny sukces. 30 miliardów euro, które przypłynęły od Polaków, pracujących poza krajem, to jest realny wkład w sukces kraju, w sukces waszych rodzin – stwierdził Krzysztof Blusz.
– Polska ma poważne problemy. Dotyka ją pogłębiające się rozwarstwienie społeczne, ale trudno jest mi zgodzić się z tezą, że jest krajem zrujnowanym. Myślę, że tak ogólna diagnoza nie odpowiada prawdzie. Oznaczałoby to, że w większości Polacy są hipokrytami, bo nadal popierają nasze członkostwo w UE – powiedział Cichocki.
– Ludzie mają swój rozum, choć nie rozumieją słowa inflacja – brzmiało jedno z ostatnich zdań jego wypowiedzi.
Elżbieta Sobolewska