04 czerwca 2014, 13:59 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Łamiąc zasady, spełniając powołanie

12. Festiwal Kinoteki w Londynie zakończył się w ostatni weekend. W piątek odbyła się gala zwieńczający miesiąc polskiego kina na Wyspach Brytyjskich, relacja z której w najbliższym wydaniu weekendowym „Dziennika Polskiego”. Głównym wydarzeniem tegorocznego festiwalu była retrospektywa filmów Waleriana Borowczyka, artysty i filmowca, którego dzieła się inspiracją m.in. dla Terrego Gilliama czy braci Quay. Po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii na ekranach kin BFI Southbank i w Instytucie Sztuki Współczesnej (ICA London) mogliśmy obejrzeć zarówno jego pełnometrażowe awangardowe filmy, jak krótkie, soczyste w swojej wyrazistości formy.

Reżyser Paweł Pawlikowski odpowiada na pytania / fot. Magdalena Grzymkowska
Reżyser Paweł Pawlikowski odpowiada na pytania / fot. Magdalena Grzymkowska

Skandalista z Francji

W Polsce Borowczyk studiował na wydziale malarstwa i grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, i uważany jest za jednego z ojców polskiej szkoły plakatu. W latach 50. wyemigrował do Francji, gdzie poświęcił się kinu aktorskiemu, zyskując międzynarodową renomę jako twórca artystycznego kina erotycznego. Borowczyk pracował we Francji do końca życia, toteż jego filmy są w tym języku.

Otoczone aurą skandalu, dopuszczone do dystrybucji dopiero po interwencji wybitnych osobistości ze świata sztuk wizualnych „Opowieści niemoralne” z 1974 roku to połączenie czterech krótkich filmów, który każdy jest inny w swym wyrazie i stanowi odrębną całość, jednak posiadają wspólny mianownik: szczególny nacisk kładą na obrazy, dźwięki i zmysł dotyku. Wprowadzeniem widza w tematykę erotyzmu jest przegląd „zabawek dla dorosłych” z różnych epok. Przedmioty pochodzą z kolekcji prywatnej francuskiego fascynata, który na oczach widzów prezentuje zastosowanie niektórych z nich.

Pierwsza część „Przypływ” odbywa się w czasach współczesnych autorowi. Poznajemy w nim parę młodych kochanków, a pikanterii ich spotkania dodaje fakt, że są spokrewnieni. Andre wykorzystuje naiwną fascynację jego osobą młodszej kuzynki Julii do zaspokojenia własnych żądzy. Jest przy tym jej mentorem i nauczycielem, który tłumaczy zjawiska przyrodnicze pływów na przykładzie (i w trakcie) zachowań seksualnych.

Od tego momentu stopniowo cofamy się w czasie, każda kolejna odsłona jest coraz bardziej brutalna i pozbawiona moralności nawet we współczesnym jej rozumieniu. Drugą odsłoną jest historia Teresy H., świątobliwej dziewczyny, która odkrywa swoje ciało, a także mechanizm pożądania i jego zaspokajania. Inną bohaterką jest baronowa Elżbieta Batory, która z kolei pożąda nie tylko ciała pięknych dziewcząt z okolicznych wiosek, ale również ich krwi. Film zamyka scena orgii w Watykanie, pomiędzy papieżem Aleksandrem VI, jednym z jego kardynałów i Lucrezią Borgią połączona z wymowną egzekucją mnicha, który głosił swoje niewygodne poglądy o upadku Kościoła.

„Opowieści niemoralne” nagrodzone Le Prix de l’Age d’Or oraz nagrodą Królewskiego Archiwum Filmowego w Belgii jest filmem dla ludzi o mocnych nerwach i szczególnego rodzaju wrażliwości. Podejmuje tematykę cielesności i przemocy, która nie jest, jak się okazuje, domeną wyłącznie naszych czasów. Tym bardziej wstrząsający jest płynący z filmu wniosek, że im dalej sięgamy do przeszłości, demoralizacja zdaje się być coraz głębsza – do tego stopnia, że nawet współczesne zboczenia przestają zaskakiwać i jawią się nam jako niewinna igraszka.

Niezwykle poruszający dla widzów XXI wieku musiał być szokiem dla odbiorów w latach 70. Ale prawdopodobnie o to właśnie Borowczykowi chodziło…

„Ciekawa para”

Jakże kompletnie różnym w wyrazie jest „Ida” Pawła Pawlikowskiego również obsypana nagrodami na krajowych i międzynarodowych festiwalach sztuki filmowej. Jest to dzieło wspaniałe pod każdym względem – fabularnym, technicznym, muzycznym i gry aktorskiej. Subiektywnie – według „Dziennika Polskiego” – najlepszy z zaprezentowanych podczas całego festiwalu.

Polska, lata 60. XX wieku. Przed złożeniem ślubów zakonnych Anna, sierota, wychowanka klasztoru, zgodnie z zaleceniem matki przełożonej odwiedza swoją ciotkę, swoją jedyną rodzinę. Od niej dowiaduje się, że naprawdę nazywa się Ida i jest Żydówką. Razem z Wandą – w tej roli znakomita Agata Kulesza – wyrusza w podróż, która pomoże im obu odkryć, kim są. „Ciekawa z was para”, powie o nich napotkany po drodze młody chłopak, saksofonista. Faktycznie, mimo pokrewieństwa to zestawienie dwóch skrajnie różnych osobowości. Jest to film o tym, że wychowanie i wzorce wpojone we wczesnym dzieciństwie mają większą siłę niż więzy krwi.

Reżyser, zdobywca m.in. statuetki Orła, Złotego Lwa, Złotej Żaby oraz nagród specjalnych Amerykańskiego Stowarzyszenia Operatorów Filmowych na MFF w Toronto był obecny na sesji Q&A po zakończonym seansie w Barbican Centre. Paweł Pawlikowski przyznał, że inspiracja do fikcji zawsze w pewnym stopniu wywodzi się z rzeczywistości. – Faktycznie znałem historię księdza, który w podobny sposób jak Ida dowiaduje się o swoich żydowskich korzeniach, ale ponieważ ja wolę kobiety dokonałem takiej transpozycji – stwierdził z uśmiechem, na poważnie dodając: Pamiętam wiele opowieści z dzieciństwa wartych opowiedzenia. Pomysł na postać Wandy pojawił się w mojej głowie, dzięki osobie, którą poznałem w 1982 w Oxfordzie. Helena to była miła, starsza pani, bardzo inteligenta, bystra i ironiczna. Dziesięć lat później dowiedziałem się, że w okresie PRL-u, właśnie w latach 50., była prokuratorem i skazywała ludzi na śmierć. Wanda jest zupełnie inna od Heleny, ale temat ludzi, którzy dopuszczali się takich czynów i ich skomplikowanej, pełnej sprzeczności osobowości, zawsze był dla mnie interesujący.

Nie zgodził się ze stwierdzeniem, które padło po stronie widowni, że w tym filmie Wanda jest przegranym, a Ida jest zwycięzcą. – Ja uwielbiam Wandę, jest ciekawą barwną postacią, bardziej się z nią utożsamiam – powiedział żartobliwie. Jest to niewątpliwie skomplikowana postać o zagmatwanej psychice. Piękna, adorowana przez mężczyzn, lubiąca się bawić Żydówka, która doskonale rozumiała, że aby przerwać w nowym systemie musi być twarda i bezwzględna. Jednak jej wrażliwość nie pozwalała zapomnieć o zbrodniach, których dokonała. Pamięć o tym, jak i o najbliższych, których straciła w czasie wojny, topiła w alkoholu. W końcu popełnia samobójstwo, czym zmusza Idę do wyjścia z klasztoru i spróbowania tego, czego w życiu nie doświadczyła: używek, zabawy i miłości. Mimo posmakowania tego owocu zakazanego zdecydowała się zostać zakonnicą.

Widzów nurtował, dlaczego reżyser wybrał akurat takie zakończenie. Na to pytanie, reżyser odpowiedział anegdotą, że jego przyjaciel reżyser doradził mu, żeby dodał do fabuły scenę łóżkową, twierdząc, że inaczej film nie odniesie sukcesu na festiwalach na zachodzie. Jednak tak naprawdę ta historia nie mogła skończyć się inaczej. – Ida była człowiekiem Boga, miała w sobie powołanie, co jest z punktu widzenia socjologii i psychologii niezwykłym fenomenem – dodał wyciszając wesołość i wywołując refleksję na sali.

Antyfilm

Film jest czarno-biały, nakręcony w nietypowym, przestarzałym formacie 3 na 4. – Chciałem zrobić film, który będzie przedstawiał dramat ich bohaterów, film, który będzie skłaniał do rozmyślań. Stwierdziłem, że pozbawienie go kolorów będzie temu sprzyjało. Z kolei format 3 na 4 nie nadaje się do kręcenia krajobrazów, ale jest idealny do portretów, a film, jest właśnie przecież portretem ludzi w nim pokazanych – tłumaczy Pawlikowski.

Ujęcia filmie są bardzo nietypowe, pokazują zwykle postacie od ramion w górę, resztę kadru zajmuje tło – niebo, ściana budynku, wnętrze pomieszczenia.

– To był eksperyment. Zapytałem się operatora, co by było, gdybyśmy to zrobili w ten sposób i gdy byłem zadowolony z efektów, postanowiłem, że cały film będzie utrzymany w takiej konwencji. Niektórzy myślą, że reżyser podejmuje wyłącznie świadome decyzje: „Acha, to zrobimy w ten sposób, tamto zrobimy inaczej”. Nie. To tak nie działo. Często robię coś intuicyjnie i albo to wychodzi albo nie – dodał.

Ciekawym zabiegiem było wycięcie z filmu fragmentu, w którym oprawca rodziców Idy, Polak, syn prostego chłopa, który ukrywał Żydów, tłumaczy, dlaczego ich zabił. Znamienne jest to, ze zapytał o to Brytyjczyk, któremu temat żydowski w Polsce nie był znany.

– W pierwszej wersji scenariusza było to wytłumaczenie. Ojciec zabójcy zakochał się w Idzie i z narażeniem życia ukrywał ją i jej rodzinę, ale w obawie przed hitlerowcami syn postanowił wyeliminować niebezpieczeństwo. Ale powód tak naprawdę nie jest istotny. Każdy może dopisać w tym miejscu własną historię, dlaczego tak się stało. Temat żydowski jest trudny, ale jest dużo innych filmów, które się z nim rozprawiają lepiej niż mój. „Ida” wzbudza głosy sprzeciwu z dwóch stron i od strony Polaków ze względu na pokazanie Polaka w niekorzystnym świetle, i od strony żydowskiej, ponieważ zdaniem niektórych główna bohaterka powinna inaczej zareagować, powrócić do swoich korzeni, do swoich ludzi – przyznał twórca.

Finałowy kadr filmu został nakręcony kamerą „z ręki”, przez co obraz się jest rozedrgany, jak dusza Idy szarpana skrajnymi emocjami. Prosty zbieg, który wyraża tak wiele.

– Chciałem zrobić antyfilm. Uważam, że kino współczesne jest w kryzysie, przestawały mi się po prostu podobać nowe filmy, sztuczki, jakie są w nich wykorzystywane, granie na emocjach. Chcieliśmy zrobić film, który będzie pozbawiony tych elementów, ale jednocześnie będzie poruszał – podsumował Pawlikowski. I udało się. Została zachowana pewna równowaga, film jest bardziej subtelny, nie wchodzi z butami w emocje widza i mówi mu „teraz masz płakać”. Jest w nim wszystko, co powinno zawierać dobre kino. Jest śmiech i jest wzruszenie, są piękne, artystyczne kadry i poruszająca muzyka. I jest historia, pełna zawiłości i niepewności, która bez oceniania tłumaczy ludzką naturę, która przecież nie jest czarno-biała.

Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_