14 grudnia 2011, 13:58 | Autor: Elżbieta Sobolewska
Cudowne poczęcie kabaretu

I oto w podziemiach POSK-u został poczęty lokalny kabaret. Pod zieloną gęsią zwieszającą się z sufitu jazzowej kawiarni. Może i był tu jaki inny wcześniej kabaret, pewnie i był, ten natomiast mógłby się urodzić.

A niechby nawet tłukł tego samego Gałczyńskiego w różnych odmianach i sceneriach, taki on dobry. Wyreżyserowany przez Helenę Kaut-Howson, w interpretacji aktorów Sceny Poetyckiej.
Jak to było dokładnie? Zmieniały się role, nastroje, wcielenia. Tu Kociubińska, tam Starsna Zaba i Laura we wianku, a wszystko to Joasia Kańska, ale jaka jeszcze! Wystarczy spojrzeć. Magda Włodarczyk, znakomita w swych scenach z piosenką, wzruszająca, prawdziwa. Oklaski wyrwały się widzom kiedy Helena Kaut-Howson skończyła – opowiadać, snuć  – bo przecież Boże broń nie „recytować” – „Zaczarowaną Dorożkę”. Była porywająca. I jeszcze Janusz Guttner w „Pieśni o żołnierzach z Westerplatte”, a potem czy przedtem w pysznym turbanie z rubinem (chciałoby się…), innym zaś razem profesor Bączyński w sztucznym nosie z wąsami, śmieszny samo przez się.
Miesza ta „Gąska…” porządnie w kotle z emocjami, liryzm swobodnie przenika się z satyrą, śmiać się chce i wzruszać. Frywolne, absurdalne, prześmieszne scenki z Teatrzyku Zielona Gęś zmieniają się w poetycki dialog, monolog, również piosenkę. Wiodący muzyczny lejtmotyw sam się nuci. Mruczy go sąsiadka Marii Drue siedząca obok niej na piątkowej premierze. – To już dobrze – szepcze zadowolona autorka. Melodie tego kabaretu to rzecz do niej należąca. Spod ręki Marii Drue wyszła, tak zwana, „większa całość” muzycznej oprawy spektaklu. Dopełniono ją akcentami z Grechuty, jego słowem i brzmieniem Jana Kantego-Pawluśkiewicza. Wspaniale, bo są w zespole Sceny również młodzi akompaniatorzy, oby tylko na stałe, nie dorywczo – duet na fortepian i skrzypce: Daniel Łuszczki i Barbara Zdziarska.
Poezja Gałczyńskiego spleciona jest bardzo subtelną nitką autorki scenariusza, zarazem reżyserki i aktorki, a więc występującej w potrójnej roli Heleny K-H. Jest tutaj pewna intryga, koncepcja, pomysł, wszak przyzwoity kabaret nie polega na puszczaniu kolejnych numerów, coś się w nim raczej rozgrywa, coś dokądś kotłuje. Tutaj wokół pytania: wieszczem, czy błaznem był ów poeta?
Mówi się, że Gałczyńskiego nie lubiano na emigracji, bo pisał na cześć reżimu. Różne poematy, chwalące rewolucję „Kwiaty na torze” i inne. Nie wystawiali go ponoć w polskim Londynie, choć Teatrzyk Zielonej Gęsi aż się o to prosi. Niegdysiejsza scena w Ognisku byłaby dlań wymarzoną… Gorzko podsumował rolę Gałczyńskiego i podobnych mu autorów Zbigniew Herbert w wierszu „Ornamentatorzy”. Wreszcie styl poety, surrealistyczny, barokowy i jak to pisał któryś z jego reżimowych krytyków „kanarkowy”, przestał wreszcie pasować. Poznano się, że nie do końca zgodnie z wytycznymi pełni on swe posłannictwo, został więc wypchnięty z toru uprzywilejowania. Losy poety znalazły wreszcie swe odbicie na kartach książek Kiry Gałczyńskiej, jego córki. Wielką zaletą tego kabaretu jest pobudzenie apetytu na poezję, a więc również na postać Konstantego Ildefonsa. Wraca się do domu i zagląda na półki w poszukiwaniu kolczyków Izoldy i biografii ich protagonisty.
Kogo mamy jeszcze na scenie? Wojtka Piekarskiego, który nuci Grechutę, liryczny nieco i romantyczny oraz Konrada „piekielnego Piotrusia” Łatachę, któremu może rzeczywiście trzeba by rozbudować rolę? Jest taka możliwość, bo „Gąska na zakąskę”, w obecnym wydaniu, podawana jest przecież w wersji kameralnej, oby udało się przenieść ją na dużą scenę Sali Teatralnej. Tego trzeba jej życzyć i takie ma aspiracje. Sprzyja im siła wyrazu tego spektaklu, która zagarnąć może i wypełnić z powodzeniem przestrzeń każdej większej sceny. Kabaret lubi jednak atmosferkę nieco klaustrofobicznych, zagraconych wnętrz, czyż urok Piwnicy pod Baranami lub Kabareciku Olgi Lipińskiej nie polegał również na rozkosznym chaosie sprzętów, ludzi, rekwizytów, pozornie przypadkowych wypadków i wydarzeń?
Niewielka muzyczna scenka Jazz Cafe wybornie sprawdziła się w roli gospodarza kabaretu. Nie jest ani zagracona, ani klaustrofobiczna, mieści się jednak w piwnicy i oto jej zaleta. Ponad nią zgiełk i ruch, w środku zapomnienie i uciecha. Zwłaszcza z powodu tego kabaretu – ogromna.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_