Inauguracja jubileuszu powstania Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie odbyła się w czerwcu tego roku, w Ambasadzie Rzeczpospolitej. 17 października, w teatrze polskiego ośrodka społecznego w Londynie, już 75 raz ogłoszono rozpoczęcie roku akademickiego na najmniejszym i najbiedniejszym uniwersytecie, jaki znamy. PUNO trwa i dzieje się to chyba na przekór polskiej kulturze i nauce, które nie wiedzą, co z tym fantem zrobić.
W przemówieniu, otwierającym obchody 75-lecia istnienia uczelni, jej rektor, prof. Halina Taborska przypomniała, iż powstawaniu PUNO przyświecała idea konieczności ochrony i rozwoju wolnej polskiej nauki. Istotą zapoczątkowania tego procesu było „kształcenie akademickie Polaków, którzy mieli zaraz po ukończeniu wojny powrócić do kraju, aby odbudowywać go z wojennych zniszczeń i wesprzeć odradzającą się klasę polskiej inteligencji, spośród której setki tysięcy zgładzone zostały przez dwóch okupantów”. Prerogatywy twórców tej uczelni przestały być aktualne. Proces rozwoju nauki polskiej nie ruszył w kraju dopiero u progu lat 90., tylko toczył się od końca wojny, idąc własnym – zależnym od Wschodu i niezależnym od Zachodu – rytmem. Najbardziej ucierpiała humanistyka, autocenzurując się z kontekstów, które nie znalazłyby akceptacji władzy. Na PUNO było faktycznie inaczej. Humanistyka mogła się tam rozwijać w przestrzeni wolności poszukiwań i opisu. Co do edukowania młodych pokoleń do odbudowy kraju po wojnie, idea ta straciła rację bytu najszybciej, nie można jednak bez krzywdzących i spaczonych sądów ocenić z obecnej perspektywy ów sens trwania w wierze o odbudowie Polski. Czasowe pojęcie okresu „po wojnie” zostawmy na marginesie debaty. Nauka polska na obczyźnie, w miarę możności, obserwowała sytuację w kraju i w polityce mocarstw, także miała świadomość faktu braku licznych powrotów do kraju. Ci, których wykształciła, kontynuowali naukę na uczelniach czy kursach brytyjskich, odnajdując swoją przyszłość na zachodzie Europy, w kręgu kultury łacińskiej, do którego Polska i jej dzieci przynależą. Absolwenci PUNO nie opuścili Anglii, aby budować PRL i nie odbudowywać Polski. Nie wykorzystali swej wiedzy dla odbudowy kraju po wojnie, ani u progu przekształceń lat 90. Ci Polacy, których poproszono o wzięcie udziału w procesach restrukturyzacji, dzielili się swoją wiedzą nabytą w międzynarodowym środowisku zawodowym i na uniwersytetach brytyjskich, a nie na polskiej uczelni na uchodźstwie. PUNO zapewne zdawał sobie sprawę, że to, co oferował swoim studentom było autentyczną, niezbywalną wartością do roku 1989, a decyduje o tym praktyczna strona działalności tej akademii, w postaci rangi oferowanych przez nią dyplomów. Stopnie naukowe nadane na PUNO do 1989 roku zostały w Polsce częściowo uznane lub nostryfikowane. Honorowane były na uczelniach zagranicznych, m.in. w USA, Kanadzie, Australii, Niemczech czy Francji. Kilkunastu doktorów PUNO powołano na katedry uniwersyteckie, a decyzją brytyjskiego Ministerstwa Edukacji dyplom magisterski uzyskany na PUNO dawał podstawę do starania się o pracę w szkolnictwie Anglii i Walii.
Od początku lat 90. narasta problem z nieumiejętnością odnalezienia dla PUNO odpowiedniej niszy, ale na pewno można takową wynaleźć i na pewno trzeba do tego zaprzęgnąć siły absolwenckie. By w niszy, która pozostaje do odkrycia, móc pieczołowicie pielęgnować i propagować dorobek, a z drugiej strony prowadzić pracę na polu współczesnych dociekań naukowych, pogłębiając tę sferę, która wzbogaci społeczeństwo Wysp Brytyjskich – nie tylko polskie. Aby PUNO nie upadło, musi przejść gruntowne przeobrażenie, jasno i odkrywczo zdefiniować się na nowo, czyli poszukać wizji, która będzie miała szanse zainteresować młode pokolenia. Powtarzam – nie tylko polskie.
Nie tylko polskie? A Czy PUNO musi być placówką tylko dla Polaków?
Potrzebna jest solidna burza mózgów, potrzebne nasze zainteresowanie, bo inaczej jeszcze przez kilka lat jakoś będzie, a potem zapadnie ciemność i ostatni zgasi światło, a na półkach w Bibliotece Polskiej i Polskiej Akademii Nauk leżeć będzie nieudana, obłędna błędami złego składu i ortografii jubileuszowa broszura, którą na swoje nieszczęście uniwersytet wypuścił w świat w dniu inauguracji roku akademickiego 2014/2015. Oby druk ten nie był ostatnim, jaki firmuje swoim godłem ta niebywała przecież i unikatowa instytucja.
PUNO jest bytem, który całą swoją istotą daje świadectwo współczesnej historii polskiego narodu, jest zabytkiem, świadczy o dziejach minionych, a przecież chronimy zabytki. Dla dorobku polskiej kultury, którą niszczyły zabory i wojny, cenne są zjawiska i procesy, które charakteryzuje ciągłość. Wysiłkiem emigracji niepodległościowej udawało się tę trwałość PUNO i innych instytucji emigracyjnych przez ponad 70 lat zachowywać. Przełom lat 90. spowodował jednak konieczność wypracowania nowej wizji dla PUNO, co nie udało się do tej pory. Uczelnia ta nie żyje wyłącznie swoją chlubną przeszłością, choć często się do niej ucieka. Powstałe specjalizacje studiów, kierunki studiów podyplomowych wywodzą się ze zjawisk, których doświadczamy obecnie, ale brakuje wizji, która spajałaby obecne zainteresowania PUNO w jedną całość. Trudno nie odnieść wrażenia, że w tym, co uczelnia ta oferuje obecnie, dużą rolę odgrywa przypadek. Takie, a nie inne osoby i organizacje pojawiły się kilka lat temu na horyzoncie PUNO, a więc taki a nie inny jest kierunek jego rozwoju i zainteresowań. Ofertę edukacyjną w kwestii studiów podyplomowych tworzy więc psychologia stosowana i seksuologia społeczna, a więc to, co może się „sprzedać”, a nie to, co może tworzyć wyjątkowość i oryginalność tej uczelni. Ale w tym nurcie – wyjątkowości – na pewno mieszczą się studia podyplomowe dla nauczycieli, realizowane jako „Nauczanie języka i kultury polskiej poza Polską”. To jest unikat. I tego tutaj potrzeba, wypełnienia PUNO treścią nietuzinkową, której w lepszym wydaniu nie znajdziesz gdzie indziej. Seksuologia, zastosowana na spółkę z psychologią, przynosi zapewne szalone rezultaty naukowo-twórcze, niemniej nie jest tym, w czym uczelnia ta na polu brytyjskim, czy polskim będzie mogła się wybić.
Ambasador Witold Sobków, jako jeden z gości wygłaszających przemówienie podczas inauguracji roku akademickiego, powiedział m.in., iż „misja PUNO pozostaje niezmieniona od lat, i wyraża się w utrzymaniu więzi z krajem ojczystym, historią, kulturą, językiem”. No właśnie – misja niezmieniana od lat grozi zanikiem, pora na przegląd zadań.
Zbigniew Andrzej Judycki, we wstępie do słownika biograficznego pracowników naukowych PUNO (2008), szkicuje pierwsze lata kształcenia młodzieży akademickiej w warunkach wojny i uchodźstwa, które przyniosła. Pierwsze lata po wojnie były okresem bujnego rozwoju szkolnictwa polskiego w Wielkiej Brytanii. Przy uniwersytecie w Edynburgu powstał Polski Wydział Lekarski, na którym dyplomy lekarza otrzymało 227 studentów. W Edynburgu utworzono też Studium Pedagogiczne, a przy Royal Veterinary College powstało Polskie Studium Weterynaryjne. Przy uniwersytecie w Liverpoolu zorganizowana została Polska Szkoła Architektury. W 1944 r. na mocy dekretu Kongregacji Uniwersytetu Oksfordzkiego i dekretu Prezydenta RP, utworzono Polski Wydział Prawa przy Uniwersytecie Oksfordzkim, który stał się jednowydziałową szkołą akademicką, działającą w latach 1944-1947. Program studiów wzorowany był ściśle na przedwojennych polskich studiach prawniczych z dodatkiem kilku przedmiotów, wykładanych przez profesorów angielskich. Była jeszcze politechnika – Polish University College, która w latach 1942-1962 nadała 168 dyplomów.
Jak odnotowuje Judycki: – „Pragnąc ratować naukę polską i umożliwić studia młodzieży emigracyjnej zwołano w 1949 roku konferencję porozumiewawczą przedstawicieli emigracyjnych instytucji i organizacji naukowych, postanawiając utrzymać ciągłość pracy naukowej i dydaktycznej. Dekretem Prezydenta RP PUNO otrzymało pełne prawa państwowych szkół akademickich w rozumieniu ustawy z dnia 15 maja 1933 roku”. Status tego aktu prawnego opatrzony jest dziś sygnaturami: „przedwojenne, nieobowiązujące”. Dzisiaj również potrzebna jest taka konferencja, przecież miałby kto pochylić się nad tą uczelnią i jej przyszłością, przecież mamy tutaj, w Londynie „przedstawicieli emigracyjnych instytucji i organizacji naukowych”. Ma to środowisko jakąś elitę intelektualną, pytanie tylko, czy jej poziom jest na tyle wysoki, by zabłysnął kreacją.
Judycki odnotowuje również: „Polski uniwersytet powstał dzięki wielkiemu zaangażowaniu organizatorów oraz życzliwej ofiarności społeczeństwa emigracyjnego”. Ofiarność jest możliwa tylko wtedy, gdy wiadomo, na co się ona przełoży, na jaki kierunek rozwoju, na jaki efekt. Nie jest nim bynajmniej indywidualna karierka takiej czy innej pani magister, PUNO nie może również służyć pozyskiwaniu klienteli dla prywatnych praktyk jego wykładowców, ani czynić zasługi z woluntaryzmu, na jakim opiera się istnienie tej instytucji. Woluntaryzm często stanowi zaprzeczenie profesjonalizmu, dobry jest jako odskocznia od codzienności, lub skocznia na trampolinę zawodowego rozwoju, ale nie może być mechanizmem, na którym opiera się maszyneria uniwersytetu, a tak dzieje się w przypadku PUNO. Jaki tego efekt? Bardzo byle jaki.
W latach 50. wybitnie pomógł ambasador Edward Raczyński. Zaapelował do społeczeństwa o pomoc finansową dla PUNO, co spowodowało, że uczelnia zaczęła otrzymywać dotacje. Jako instytucja o prawnym statusie charytatywnej (charity) nie od wczoraj zbiera fundusze na swoją działalność. Na stronie internetowej uczelni widnieje informacja, wedle której do 21 lipca 2014 r. (ale nie wiadomo od kiedy) PUNO otrzymał wpłaty w wysokości 4150 funtów. Marnie. A tylu absolwentów nazbierało się przecież przez te kilkadziesiąt lat istnienia PUNO. Ma ta uczelnia kogo poprosić o pomoc i radę.
Elżbieta Sobolewska