Stowarzyszenie Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej i Polski Klub Miłośników Historii „Orzeł Biały” w Brighton, apelują o wsparcie świątecznej zbiórki pieniędzy na rzecz kombatantów Armii Krajowej, którzy urodzili się i pozostali na Kresach II Rzeczpospolitej. Najtrudniej żyć im na Białorusi.
W 2013 r., członkowie tamtejszego Związku Polaków oraz Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi, w miejscowości Raczkowszczyzna ustawili i poświęcili krzyż, upamiętniający śmierć ostatniego dowódcy polskiego podziemia niepodległościowego na Białorusi, podporucznika Anatola Radziwonika. Zdaniem tamtejszych władz złamali prawo. Przewodniczącą Stowarzyszenia, kpt. Weronikę Sebastianowicz i szefa Związku Polaków Mieczysława Jaśkiewicza ukarano wysokimi grzywnami, i nie było to wydarzenie odosobnione. Wszelkie próby upamiętniania walk Armii Krajowej na tych terenach kończą się szykanami, sądem, a w najlepszym wypadku usuwaniem krzyży, tablic, flag i wszelkich śladów, świadczących o braku zaniku pamięci wśród Kresowian, którzy nie chcą przestać być Polakami.
– Idzie za mną ktoś z tyłu i słyszę: polskie niedobitki. Ale nie tak prosto z nami, nie dlatego zostaliśmy na Kresach. Nie udało się i nie wróciliśmy do ojczyzny, ale nie straciliśmy też ducha. Na nic nie mamy prawa, stowarzyszenie nie jest zarejestrowane, a żołnierze mieszkają w dziewięciu powiatach i musimy jakoś tam dotrzeć, dobre słowo powiedzieć, bo na nie czekają. Nieraz jest tak, że gdy przyjeżdżam z odznaczeniem Pro Memoria albo Pro Patria do kogoś, kto jest przykuty do łóżka, to on bierze ten medal, odwraca stroną, gdzie jest orzeł i całuje. Zastanawiamy się wtedy: Boże, czy to prawda, że Polacy o nas pamiętają? – mówiła Dziennikowi Weronika Sebastianowicz ps. Różyczka, kiedy była w Londynie kilka lat temu.
Stowarzyszenie Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej istnieje około trzydziestu lat, a powstało jako nielegalne w PRL. Pierwotnie zrzeszało żołnierzy AK, skazanych na łagry wyrokami Trybunałów Wojennych ZSRS oraz Sądów Wojskowych w PRL. Kiedy jednak oryginalnych członków zaczęło ubywać, władze Stowarzyszenia uznały, że warto zmienić statut w ten sposób, aby poszerzyć możliwości przynależenia do organizacji. Dzięki temu, będzie komu przekazać schedę pamięci o walce i życiu Akowców-łagierników. – Prawo do członkostwa posiadają dzisiaj wszyscy żołnierze AK i ich rodziny oraz osoby silnie związane z etosem Armii Krajowej – mówi prezes SŁŻAK, Artur Kondrat.
– Nasza współpraca ze Stowarzyszeniem Żołnierzy AK na Białorusi trwa cały czas, a Weronika Sebastianowicz jest Wiceprezesem Zarządu Głównego naszej organizacji. Zależy nam na utrzymywaniu więzi między żołnierzami AK-łagiernikami, żyjącymi na całym świecie – dodaje. Wśród działań, które wymienia, jest służenie pomocą kombatantom i ich rodzinom; przekazywanie historycznej wiedzy w publikowanym kwartalniku; opiekowanie się cmentarzami, pomnikami dowódców Armii Krajowej; organizowanie patriotycznych wydarzeń sportowych dla dzieci oraz uroczystości pamięci narodowej w kraju i na Kresach Wschodnich, dawnych ziemiach II RP.
Do 10 grudnia Stowarzyszenie gromadzi artykuły spożywcze na Święta Bożego Narodzenia, a zbiórka odbywa się w Warszawie, Wołominie, Sejnach, w Białymstoku, Krakowie i Augustowie. Do akcji przyłączył się, działający w Wielkiej Brytanii: Polski Klub Miłośników Historii „Orzeł Biały”, którego szef i główny motor Marek Wierzbicki jest w stałym kontakcie ze Stowarzyszeniem.
– Zbiórkę pieniędzy dla Akowców żyjących na Kresach przeprowadziliśmy już w Brighton, w marcu ubiegłego roku, w ramach obchodów Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych. Wysłaliśmy około 370 funtów, niewiele, ale zawsze coś – mówi Wierzbicki. Na zaproszenie Stowarzyszenia, w lipcu uczestniczył w kilkudniowych uroczystościach, upamiętniających Powstanie Wileńskie pod kryptonimem „Ostra Brama”. – Wykorzystywaliśmy każdą chwilę na rozmowy z kombatantami. Poznaliśmy ich minione dzieje, ale także dowiedzieliśmy się, jak żyją teraz i jakie są ich problemy. Ale to nie są ludzie, którzy użalają się na swój los, są pogodni i bardzo serdeczni. Wyjeżdżając z Wilna obiecałem sobie, że zrobimy co w naszej mocy, aby o nich pamiętać – dodaje. Chciał zabrać do Wilna znajomego weterana 1. Dywizji Pancernej generała Maczka, 92-letniego Zygmunta Tylunasa, który urodził się w tym mieście. Jak mówi Wierzbicki: chodziło o to, żeby spotkało się podziemie.
– Jedni walczyli na Zachodzie, w Polskich Siłach Zbrojnych, a drudzy zostali tam skąd pochodzili, na Kresach, i tam toczyli walkę o wolną Polskę. I jedni, i drudzy pochodzili z tej samej ziemi, która łączy ich we wspomnieniach. Pan Zygmunt od razu powiedział, że chce jechać z nami, ale przeszedł niedawno ciężką operację i lekarz mu zabronił, co go dobiło, bo miał nadzieję pojechać tam po raz ostatni, odwiedzić grób matki i pożegnać się z miastem – opowiada Wierzbicki.
Rodzinne korzenie Marka sięgają Lidy, nieopodal której urodziła się jego mama. Zabrał ją więc do Wilna, ale wyjazd ten przede wszystkim dedykował swojej ciotce, 91-letniej Jadwidze Karnickiej „Jagodzie”, która była łączniczką AK w nowogródzkiem. Do konspiracji wciągnął ją wujek, który jakiś czas potem został zamordowany przez NKWD. Aż do połowy lat 90. w ogóle nie chciała na ten temat mówić, bała się, że ktoś usłyszy i doniesie. – Była konspiratorką na całego, pod okiem Niemców przemyciła karabiny przywiązane do nóg sznurami, wlekła je za sobą, ale była twarda, tylko nogi spłynęły jej krwią. W 1945 roku została zatrzymana przez NKWD, była torturowana. Dostała najpierw dziesięć lat, zesłano ją do mołdawskiej części ZSRS. W tym czasie zapadł kolejny wyrok – pięć lat w łagrach Archangielska, skąd jakiś czas po śmierci Stalina została zwolniona. Nie wróciła do Lidy, wyjechała do Szczecina. – A potem do Bydgoszczy, bo kiedy zobaczyła w kolejce swoich bliskich, przestraszyła się, że przez nią będą mieli kłopoty, więc nie przyznała się, że ich widzi. Moja mama i druga siostra były jeszcze wtedy małe, a UB ścigało takie rodziny. Jadwiga wyjechała więc do Bydgoszczy i dopiero kiedy jakoś się urządziła, zostały między nimi nawiązane kontakty – opowiada Wierzbicki.
***
Datki na pewno będą zbierane wśród Polaków w Brighton, ale nie tylko. Polski Klub Miłośników Historii „Orzeł Biały” zostanie wsparty przez Andrzeja Michalskiego z Portsmouth, związanego z 307 Squadron Project; w Eastborne akcja zostanie rozpowszechniona przez polską szkołę sobotnią i również szkołę angielską; ponadto mowa jest również o zbiórkach w Norwich i Stoke-on-Trent.
Jak mówi Wierzbicki: – Możemy stawać na głowie, podkreślając naszą pracowitość i rzetelność, ale moim zdaniem właśnie poprzez wychodzenie do Brytyjczyków z naszą historią, możemy zmienić ich sposób widzenia Polaków. Może jak poznają naszą historię, to i nas samych zrozumieją?
Elżbieta Sobolewska
Ras
Popieram, piekna inicjaatywa