Na co dzień prowadzi badania nad nowotworami w Instytucie Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego PAN w Warszawie, a po pracy robi niesamowite zdjęcia przyrody, które doceniło londyńskie Natural History Museum. Jego zdjęcia można oglądać na wystawie do 30 sierpnia 2015 roku.
– Uwielbiam Londyn i każdemu polecam odwiedzenie tego miasta – powiedział Łukasz Bożycki po ceremonii przyznania tytułu Wildlife Photographer of the Year zorganizowanym przez Natural History Museum i BBC, w której Polak wziął udział już drugi raz. To jego pracę „Eye of a toad” („Oko ropuchy”) w roku 2013 jury międzynarodowego konkursu wyróżniło wśród 40 tysięcy zgłoszeń, przyznając nagrodę w kategorii „Animal Portraits”. Rok później został finalistą konkursu dzięki „Winter hang-out”, zdjęciu przedstawiające zimującego nietoperza, tym razem w kategorii „Ssaki”. – Cieszy mnie to tym bardziej, że tu zawsze jest największa konkurencja – mówi autor.
Zwycięzcy każdej kategorii przechodzą do finału i walczą o tytuł Photographer of the Year. W wyścigu o główne trofeum Łukasza wyprzedził Michael „Nick” Nichols, jednak fotograf znad Wisły uważa, że słusznie wybrano właśnie to zdjęcie. – To niespotykany, pięknie uchwycony moment – lwy śpiące na skale. Urzekająca w tej fotografii jest głębia perspektyw, wieloplanowość. I, co najważniejsze, pokazuje przyrodę taką jaką jest. Inną świetną pracą było zdjęcie ptaków autorstwa Bence’a Máté z Węgier, który musiał się nieźle natrudzić i poświęcić mnóstwo czasu, aby je wykonać. Nie można odmówić mu artyzmu, ale natura przedstawiona w jego kadrze nie jest rzeczywista. Podobny problem dotyczy fotografii termitów Brazylijczyka, Ary’ego Bassous – tłumaczy.
Utalentowany samouk
Fotograf przyznaje, że te nagrody zdobyte dotychczas w konkursie Natural History Museum, zmieniły jego życie. – Zacząłem dostawać maile od nieznajomych, którzy mi… dziękowali. Za to, że dzięki moim zdjęciom mogli spojrzeć na przyrodę z innej strony. Że dzięki mnie zaczęli się interesować fotografią. To jest niespotykane uczucie, gdy podczas spotkania widzę, że mój rozmówca jest tak przejęty, że zaczyna się jąkać. Zdałem sobie wtedy sprawę z tego, że moje prace mają wielką moc – zauważa.
Fenomen talentu Łukasza Bożyckiego wynika również z tego, że jest samoukiem. Pochodzi z rodziny, w której nikt nigdy nie zajmował się sztuką. Ba, w której nikt nigdy nie pracował umysłowo. – Teraz znajdujemy się w Instytucie Biologii Doświadczalnej, gdzie robię doktorat. To już dla mnie jest wielkim osiągnięciem. A gdy jeszcze do tego mogę jechać do Anglii, poznać księżną Cambridge, sir Davida Attenborough i wielu innych wspaniałych ludzi oraz odebrać nagrodę w czasie uroczystej gali w Londynie, za to, co robię i co jest moją pasją, to brzmi jak spełnienie marzeń – opowiada.
W blasku fleszy
Ruszyła lawina sukcesów. Łukasz został prezesem Związku Polskich Fotografów Przyrody okręgu mazowieckiego, zaczął pisać książkę dla Wydawnictwa Naukowego PWN o mądrości zwierząt i o tym jak możemy ją wykorzystać w życiu codziennym – w rodzinie, edukacji i biznesie. Zaangażował się w liczne projekty fotograficzne m.in. dla Prezydent m.st. Warszawy, projekt pod nazwą „Zanurz się w Warszawie, czyli opowieść o życiu w wodzie”. Będzie też realizował projekt o Puszczy Piskiej ze wsparciem prezesa Polskiej Akademii Nauk.
Osobą Łukasza zainteresowały się również media. Otrzymał zaproszenie do wystąpienia w programie „Dzień dobry TVN”.
– W pewnym momencie prowadząca Dorota Weimann zadała mi pytanie, co chciałbym, żeby teraz się wydarzyło. A ja na to odparłem, że chciałbym poznać redaktor naczelną National Geographic, Martynę Wojciechowską. Wysłałem wcześniej do niej parę maili, próbowałem się skontaktować, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że jest bardzo zapracowana. Jedyne co mogłem zrobić to pomachać do niej na wizji, wierząc, że może ogląda. I wtedy Dorota Weimann powiedziała: „I co, Martynko? Naprawdę jesteś taka zajęta?” Okazało się, że producenci w ramach programu zadzwonili do niej i tak udało mi się spełnić moje kolejne marzenie. Czułem się jak w bajce – wspomina, dodając, że po tej rozmowie fotograf nawiązał współpracę z National Geographic. – Nagle rozdzwoniły się telefony. Ludzie chcieli zamawiać lub kupować moje zdjęcia, chcieli, abym uczył ich fotografii. Ta nagroda otworzyła mi milion drzwi i każdemu tego życzę. Ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że te światła zaraz zgasną. Na świecie jest wielu wspaniałych fotografów. I kiedyś trzeba będzie ustąpić, pogratulować im i popatrzeć, co tym razem oni mają ciekawego do powiedzenia – kwituje.
Pod presją
Łukasz od zawsze lubił zwierzęta, dlatego też został biologiem. Uwielbiał też oglądać i obcować z naturą, dlatego pomyślał o jej uwiecznianiu. I tak 4 lata temu zaczął fotografować. – Mężczyzna jest zawsze dzieckiem i to był jeden z tych dziecięcych impulsów: „O, jakie ładne zdjęcia! Ja też chce robić takie!” Pamiętam dokładnie, kiedy kupiłem swój pierwszy aparat. To było 23 grudnia. Zapakowałem go w papier, włożyłem sobie pod choinkę i cieszyłem się tylko z niego. To było trochę perfidne, cała rodzina mnie znienawidziła – opowiada ze śmiechem.
Tak się zaczęła Łukasza przygoda z fotografią. – Moje pierwsze zdjęcia to był jakiś dramat. Nic mi nie wychodziło tak, jak chciałem. Porównywałem swoje prace ze zdjęciami w internecie i doszedłem do wniosku, że są słabe. A miałem jeszcze przed sobą wizję kredytu do spłacenia, który zaciągnąłem na swój sprzęt… zacząłem więc dużo czytać na ten temat – mówi. Przeczytał wszystkie książki, jakie były na ten temat w Polsce i w końcu zdjęcia zaczęły wychodzić.
W 2013 roku przed sukcesem w Londynie przyznano mu tytuł Fotografa Roku Związku Polskich Fotografów Przyrody, potem Grand Prix w konkursie Międzynarodowej Federacji Fotografów Dzikiej Przyrody – nota bene pierwszy taki sukces Polaka w tym konkursie; później nagroda GTT, Niemieckiego Towarzystwa Fotografii Przyrodniczej. Tych wyróżnień byłoby pewnie jeszcze więcej, ale jak autor sam przyznaje, „nie może się zebrać”, żeby zgłaszać swoje prace do kolejnych konkursów.
W wodzie…
Praca fotografa czasem wymaga najwyższego poświęcenia. – Zdjęcie ropuchy zrobiłem w takim małym bajorku na granicy Warszawy i Lasu Kabackiego, koło miejsca, gdzie kiedyś mieszkałem. Płazy, chociaż większość życia żyją na lądzie, gody muszą odbywać się w wodzie. Wobec tego w marcu, wszystkie żaby, ropuchy, rzekotki i inne zwierzaki gromadzą się wokół tej małej kałuży, gdzie okoliczni mieszkańcy wyprowadzają swoje psy – tłumaczy.
Łukasz wiedział, że one tam są o tej porze roku, ponieważ odkrył to kiedyś podczas spaceru ze swoją dziewczyną. – Było ich tak niewiarygodnie dużo, że powiedziałem: „Kochanie, chyba musimy zakończyć nasz spacer” i wróciłem do domu po aparat – opowiada.
Gody w zależności od pogody trwają kilka dni, więc Łukasz stał się częstym gościem sadzawki na Kabatach. – Ale pierwszego roku te zdjęcia były zwykłe. Nawet ładne, z dobrymi kolorami, ale nie było w nich nic szczególnego. Jednak dzięki temu doświadczeniu miałem cały rok na to, żeby zastanowić się, co teraz zrobić, żeby te zdjęcia były wyjątkowe – podkreśla.
Rok później Łukasz wybrał się w to samo miejsce. – Było mi bardzo trudno zrobić to zdjęcie. Trzymałem aparat jakiś centymetr nad lustrem wody, podczas gdy już kostki palców miałem zanurzone. Nie miałem zewnętrznej lampy błyskowej, więc oklejałem flesz chusteczkami higienicznymi, żeby rozproszyć światło, a następnie zdejmowałem kolejne warstwy, aby uzyskać najlepszy efekt. Musiałem ręcznie ustawić ostrość, bo autofocus sobie nie radził. No i sama modelka, ropucha, powinna być w miarę możliwości nieruchoma. Czekałem aż słońce zacznie zachodzić. Robiłem zdjęcia co 30 sekund, aby upewnić się, czy to już jest to światło – dodaje.
…i w mrozie
Z kolei tegoroczne zdjęcie nietoperza zostało wykonane na zlecenie National Geographic na temat zwierząt żyjących w mieście.
– To była mroźna styczniowa noc, poniemiecki bunkier na północy Polski. Od tygodnia z moim przyjacielem Piotrem Tomasikiem mieszkaliśmy w opuszczonym domu, gdzie temperatura spadała poniżej zera. W bunkrze było cieplej, około zera, mimo to ciężko było mi było powstrzymać drżenie rąk. A z sufitu zwisał nietoperz, pogrążony w głębokim śnie, oddychający raz na 90 minut. Ustawiłem chłodny balans kolorów, aby choć w części oddać klimat tego miejsca. Piotr pomagał mi, doświetlając latarką wnętrze – przypomina. Z wyprawy wrócił z zapaleniem oskrzeli. Niestety krótko po wykonaniu zdjęcia Piotr Tomasik zmarł i to jemu Łukasz zadedykował swoją pracę.
A jakie zdjęcie zobaczymy w roku 2015? Łukasz nie chce zdradzać szczegółów, bo jak mówi „koledzy-fotografowie nie śpią”. Ale uchyla rąbka tajemnicy.
– Mój przyjaciel, nazwał mnie kiedyś „fotografem zwierząt nieuciekających”. Ropucha, pająki, zimujący nietoperz, to raczej statyczne zwierzęta. Dlatego w tym roku chciałbym zaprezentować coś zupełnie innego, aby pokazać, że umiem też uchwycić bardziej dynamiczne stworzenia. Dlatego myślę o wilku – podsumowuje.
Magdalena Grzymkowska
Milena Jóźwiak
Marzenia się spełniają!?
Nie wierzysz? Przeczytaj! 😀
ŁUKASZ prawdę Ci powie 🙂