W kończącym się już 2014 roku otrzymał Pan nagrodę im. Andrzeja Kremera „Konsul Roku” przyznawaną przez Ministra Spraw Zagranicznym wyróżniającym się urzędnikom konsularnym.
– To jest uhonorowanie niewątpliwie nie tylko moich zasług, ale całego zespołu. Wiadomo, że ta nagroda jest przyznawana imiennie i ja z wielką przyjemnością ją przyjąłem, ale na ten zaszczyt pracowało wielu ludzi, za co jestem im bardzo wdzięczny.
Dla mnie osobiście ta nagroda jest niezwykle ważna w szerszym kontekście. Od 2011 roku, kiedy stawiałem tutaj swoje pierwsze kroki, stały przed nami niełatwe wyzwania, m.in. żeby uporządkować ten czarny PR, który narósł wokół funkcjonowania placówki w Londynie, czyli długie kolejki do konsulatu, wiele osób niezadowolonych z obsługi, miesiącami wyczekiwanie na nowy paszport. Musieliśmy sporo rzeczy sobie przemyśleć, zastanowić się, jak usprawnić procedury, zmienić organizację pracy, a następnie wcielić to w życie.
To znaczy, że teraz już się tak długo nie czeka?
– Okres od momentu zarejestrowania się w systemie e-Konsulat do otrzymania paszportu trwa do 6 tygodni, i to w momencie, gdy mamy bardzo dużo wniosków. Normalnie ten czas jest krótszy. I żeby była jasność: to że paszporty są wydawane szybciej, wcale nie oznacza, że wydajemy ich mniej. Cały czas jesteśmy urzędem konsularnym, który wydaje najwięcej tych dokumentów: około 45 tysięcy rocznie.
I zdaje się, że będzie ich coraz więcej. W końcu, jeśli wierzyć danym, co roku na Wyspach rodzi się 20 tysięcy polskich dzieci.
– W chwili obecnej liczba wydawanych paszportów ustabilizowała się ze względu na zmiany ustawowe. Kiedyś dla dzieci do 5. roku życia, co roku trzeba było wyrabiać nowy dokument. Teraz jest inaczej: tylko pierwszy jest na rok, a już kolejny na 5 lat. Dzięki temu rodzice z dziećmi przychodzą rzadziej.
A co z kolejkami?
– W tej chwili nie mamy już kolejek przed konsulatem. Obowiązuje system zapisów przez internet, co bardzo usprawnia pracę. Oczywiście zawsze parę osób czeka, ale tego nie unikniemy, bo a to ktoś się spóźni, a to ktoś przyjedzie za wcześnie… Niektórzy przyjeżdżają z bardzo daleko i ciężko jest tak idealnie „wycelować” w godzinę. Ale nie możemy tego porównywać do czasów sprzed 2011 roku, kiedy pod urzędem dzień w dzień stało 350 osób i to po kilka godzin.
Jak się Panu pracuje w nowym budynku konsulatu przy Bouverie Street?
– Bez porównania lepiej. Budynek, w którym gościliśmy do niedawna, to jest do sierpnia 2014 roku, był dostosowany do potrzeb sprzed 20 lat. A jak wiadomo, bardzo dużo się w tym czasie zmieniło. Przed 2002 rokiem szacowano, że osób polskiego pochodzenia jest ok. 100-150 tysięcy. Obecnie mówi się o ponad milionie! Chociażby dlatego trzeba było zmienić tę siedzibę. Nie byliśmy w stanie obsługiwać należycie naszych gości. I przecież nie mówimy tylko o Polakach, ale także o osobach, które np. ubiegają się o wizy do Polski. Przez konsulat przewija się co roku ok. 120 tysięcy ludzi.
Teraz w tym samym budynku oprócz Wydziału Konsularnego mieści się też Wydział Ekonomiczny Ambasady RP oraz Instytut Polski.
– Tym bardziej ten gmach powinien być godną wizytówką naszego kraju. Instytut Polski swoją ofertę kieruje przede wszystkim do Brytyjczyków. Uważam, że teraz nie mamy się czego wstydzić.
Zapewne przez te ostatnie dziesięć lat wzrosła też liczba pracowników.
– Oczywiście. Przed 2004 rokiem mieliśmy 17,5 etatów, teraz mamy 37,5. Warunki w dawnej siedzibie były dość uciążliwe, siedzieliśmy poupychani w małych, ciasnych pokoikach. Przestrzeń była bardzo ograniczona, niemal potykaliśmy się o siebie nawzajem, przez co byliśmy też bardziej zmęczeni. A w przypadku pracy koncepcyjnej jest to znaczne utrudnienie. Obecnie komfort pracy jest o niebo lepszy, co z pewnością przekłada się na nasze wyniki. Zauważyłem nawet, że ludzie chętniej przychodzą do biura i nie uciekają tak szybko do domu jak kiedyś.
Nowa siedziba jest naszpikowana technologią…
– Tak, to prawda, to jest bardzo inteligentny budynek i chyba najbardziej nowoczesny polski urząd na świecie. Ale na szczęście nie jest on przeładowany technologią. Światła same gasną, ogrzewanie włącza się automatycznie, windy nie pojadą, jeżeli nie przyłoży się do czytnika identyfikatora – to są rzeczy które ułatwiają nam pracę, pozwalają na oszczędność energii oraz, co bardzo ważne, utrzymują wysokie standardy bezpieczeństwa.
Jednak czy to nie jest męczące?
– Do pewnych rzeczy musieliśmy się przyzwyczaić, jak do tego, żeby zawsze mieć przy sobie identyfikator, bo bez tego poruszanie się po pewnych częściach budynku jest niemożliwe. Ale generalnie te zmiany mają nam pomagać w pracy, a nie utrudniać. Na przykład obecnie pracujemy na scentralizowanym systemem, gdzie identyfikator będzie pozwalał również na logowanie się do komputera i do naszych wewnętrznych systemów.
To są kulisy pracy konsulatu. Co jeżeli chodzi o problemy, z jakimi się najczęściej zgłaszają Polacy? Jakie widzi Pan różnice pomiędzy tymi sprzed i po wejściu Polski do Unii Europejskiej?
– W zasadzie sprawy, jakimi zajmujemy, się są takie same, czyli: wizy, paszporty, pomoc doraźna, współpraca z Polakami za granicą. Zmieniły się tylko obszary oraz oczywiście liczba osób obsługiwanych. Przed 2004 rokiem największą bolączką dla Polaków i naszego urzędu była kwestia „przedostania” się za granicę. Bo mimo to, że często Polacy spełniali wszystkie kryteria – byli dobrze sytuowani, niezależni finansowo, posiadali pracę, rodzinę – to jednak decyzja urzędnika imigracyjnego była taka, że takie osoby nie były wpuszczane na teren państwa. I to nie tylko pojedyncze przypadki, ale całe grupy były zawracane z granicy, co powodowało skargi, interpelacje poselskie itd.
A jak się już udało przedostać do Zjednoczonego królestwa, to zwykle ludzie pracowali „na czarno”, co wiązało się z tym, że byli wykorzystywani, padali ofiarą oszustw, a czasem nawet przestępstw na tym tle. Wówczas musieliśmy interweniować do władz brytyjskich, co prawie nigdy nie było łatwe i jednoznaczne, bo tak naprawdę dana osoba w ogóle nie powinna pracować. A jeszcze często na domiar złego przebywała w Anglii poza deklarowany okres. Na pewno była też duża szara strefa, o której nawet nie wiedzieliśmy, bo ludzie bali się deportacji.
Inną dostrzeganą przeze mnie różnicą pomiędzy tym, co było kiedyś, jest współpraca z emigracją niepodległościową. Dawniej miała ona zupełnie inny wymiar, ponieważ było dużo więcej jej reprezentantów i byli oni bardziej aktywni. Niestety, demografia jest nieubłagana i tych osób jest coraz mniej. Nie zaniedbując naturalnie potrzeb tych, którzy zostali i zachowując pamięć o tych którzy odeszli, musimy się skupiać również na innych obszarach i współpracy z „młodą” Polonią.
Zatem obecnie, gdy już nie mam problemu pracy „na czarno” i nielegalnej imigracji, co stanowi największą bolączkę konsulatu? Oprócz olbrzymiej liczby wydawanych paszportów?
– Przy tak dużej ilości małych Polaków rodzących się na Wyspach i tak dużej imigracji młodych ludzi z dziećmi w różnym wieku, pojawiają się problemy natury rodzinnej. Nieznajomość prawa, trochę inna kulturowość, przemoc domowa, uzależnienia – to wszystko powoduje , że coraz częściej dzieci są zabierane rodzicom przez Social Services. Najpierw do tymczasowego domu opieki do tzw. wyjaśnienia sprawy, a potem, niestety, coraz częściej, do adopcji. W związku z tym od zeszłego roku podjęliśmy różnego rodzaju działania mające na celu poradzenia sobie z tym problemem. Organizujemy konferencje, wizyty studyjne przedstawicieli władz polskich z organami brytyjskimi konsultacje z prawnikami i tu, i w Polsce, mające na celu uregulowanie kwestii opieki nad dziećmi.
Jakie są propozycje strony polskiej?
– Chcemy nawiązać lepszą komunikację i współpracę pomiędzy poszczególnymi urzędami. Naszym celem jest również to, żeby doprowadzić do takich uregulowań, że jak już dojdzie do odebrania dzieci rodzicom, to żeby one trafiły do polskich rodzin, co jest bardzo ważne dla podtrzymania u nich polskiej języka, kultury czy wiary. Z podobnym problemem zmaga się np. Słowacja. I dzięki naszym wspólnym wysiłkom władze brytyjskie ze swojej strony wprowadziły ostatnio taką regulację, że w momencie, gdy w jakimkolwiek sądzie będą miały miejsce sprawy związane z odebraniem imigrantom praw rodzicielskich, placówki dyplomatyczne danego kraju pochodzenia będą automatycznie informowane. Dzięki temu będziemy mieli lepszą kontrolę. Do tej pory dopóki rodzice sami nie zwrócili się do nas z prośbą o pomoc, my nic o takich przypadkach nie wiedzieliśmy i przez to nie mogliśmy podjąć odpowiednich działań.
Jakby Pan mógł wskazać największy sukces konsulatu w Londynie, to byłoby to…
– Musiałbym wymienić kilka rzeczy. Na pewno nowa siedziba jest sukcesem, że nareszcie możemy przyjmować interesantów w godziwych warunkach. To, że udaje się cały czas nawiązywać i podtrzymywać bardzo dobre relacje z rozmaitymi organizacjami polonijnymi. To, że dbamy o stosunki z Brytyjczykami i w większości przypadków jesteśmy pozytywnie oceniani jako naród i jednocześnie postrzegani jako godny, równorzędny partner do rozmowy lub wspólnych projektów. Cieszą mnie zwłaszcza przypadki, gdy to właśnie Anglicy wychodzą z inicjatywą i zwracają się do nas z prośbą o wsparcie dla ich pomysłów. My jesteśmy urzędem, który pracuje z ludźmi dla ludzi. Bez tej współpracy istnienie konsulatu mija się z celem. Ale, rzecz jasna, zawsze może być lepiej i cały czas dążymy do doskonałości.
Czy to oznacza, że Pana zdaniem, Polacy w Wielkiej Brytanii są dobrze zorganizowani i aktywni społecznie?
– I tak, i nie. Obecnie jest nas tak dużo, że znajdzie się wiele osób bardzo zaangażowanych społecznie i takich, którym zależy wyłącznie na podniesieniu swojego poziomu życia. Myślę, że biorąc pod uwagę nasz potencjał liczebny, polska aktywność społeczno-polityczna mogłaby być lepsza. Chciałbym widzieć więcej liderów polonijnych, którzy byliby przedstawicielami polskich interesów w Wielkiej Brytanii. Chciałbym, żebyśmy częściej brali udział w wyborach lokalnych, nie tylko czynnie, ale też biernie. Żebyśmy prężniej wpływali na to, co się dzieje w naszym najbliższym otoczeniu. Żebyśmy pokazywali, że jesteśmy wielką liczbą nie tylko na papierze, ale też w rzeczywistości.
Zatem właśnie tego życzę Panu i przy okazji nam wszystkim życzę w nadchodzącym 2015 roku…