Podczas moich badań słyszałam wiele bzdur na temat czarownic, mówi dr Wanda Wyporska. Z autorką jedynej anglojęzycznej książki o polskiej demonologii rozmawia Magdalena Grzymkowska.
Pani nazwisko brzmi polsko…
– Tak jak i moje imię! Mój dziadek pochodził z Żarek koło Myszkowa i był utytułowanym lotnikiem Polskich Sił Zbrojnych – wśród jego odznaczeń znajduje się m.in. Srebrny Order Virtuti Militari. W czasie II wojny światowej pilotował bombowca Lancaster i zrzucał paczki z jedzeniem nad okupowaną Warszawą. Swoją przyszłą żonę, a moją babcię, poznał w fabryce tych maszyn. Jestem niezmiernie dumna z mojego dziadka i to uczucie zaszczepiłam w swoim 5-letnim synu. On wie, jaki jego pradziadek był dzielny.
Dlaczego zdecydowała się Pani zrobić doktorat z historii?
– Zawsze wiedziałam, że chcę napisać książkę, w domu rodzinnym było ich wiele na półkach. Odkąd zrozumiałam, czym są książki i jaką mają moc, to było moje marzenie. Gdy zrobiłam licencjat z polonistyki i historii, profesor Norman Davies doradził mi, abym aplikowała o stypendium – Starun Senior Scholarship – na Hertford College w Oxfordzie. Tak też zrobiłam i udało się. Dzięki pracy magisterskiej z polskiej demonologii otrzymałam kolejne stypendium na napisanie doktoratu i tak to się potoczyło. A zamiłowaniem do historii zaraziła mnie moja mama. Uwielbiam czytać książki historyczne, zwiedzać zamki, katedry, miejsca o znaczeniu archeologicznym, a także spędzać czas w archiwach.
A dlaczego akurat demonologia?
– Podczas moich studiów polonistycznych odbyłam roczny program przeznaczony dla Polonii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Podczas jednych z zajęć omawialiśmy bardzo interesujący temat stereotypów związanych z wizerunkiem czarownic. Zdałam sobie wówczas sprawę z tego, że nie ma zbyt wiele publikacji na temat procesów czarownic, więc postanowiłam zgłębić ten temat i zapoznać się ich wizerunkiem w polskiej beletrystyce i porównać ich do osób, które były faktycznie w przeszłości oskarżone o uprawianie czarów. To było w 1994 roku, więc można powiedzieć, że interesuję się tym już ponad 20 lat!
Owocem tej fascynacji jest książka „Witchcraft in Early Modern Poland, 1500-1800”.
– Jest to przełomowa pozycja, badająca okres pomiędzy 1511-1775 rokiem, a także wizerunek wiedźm utrwalony w literaturze kościelnej, dramacie, kalendariach i poezji. To pierwsze tego typu studium z obszaru Wielkopolski, do tego pierwsze po angielsku. Myślę, że jest to udana próba wszechstronnego zbadania pozytywnego i negatywnego obrazu czarownicy. Jestem szczęśliwa, ponieważ za tę książkę zostałam nominowana do Katharine Briggs Folklore Award. To jest lektura dla wszystkich zainteresowanych polską literaturą, polską tradycją czarów oraz dla tych, którzy chcą się dowiedzieć, jak ludzie w tamtych czasach żyli, kochali i angażowali się w konflikty…
Czy to jest Pani ulubiony okres w historii? Od XVI do XVIII wieku?
– Wczesna epoka nowożytna jest fantastyczna i muszę przyznać, jest jedną z moich ulubionych, chociaż kocham różne okresy historyczne, od starożytności do XVIII wieku. W mniejszym stopniu interesują mnie czasy po 1800 roku. Może dlatego, że wychowałam się w Chester, rzymskim mieście, więc uwielbiam klasycyzm. To była moja pierwsza miłość, jeżeli chodzi o historię.
Jaka była najciekawsza, najbardziej zaskakująca historia, na jaką natrafiła Pani podczas swoich badań?
– Myślę, że najlepsza historia łączy się z Krzysztofem Opalińskim, polskim XVII-wiecznym poetą, wojewodą poznańskim, marszałkiem Trybunału Głównego Koronnego w 1641 roku i jednym z przywódców opozycji magnackiej przeciw Władysławowi IV i Janowi Kazimierzowi. Jest autorem „Satyr” piętnujących rozliczne wady Rzeczypospolitej, będących w opinii jego przeciwników niezamierzonym opisem wad samego autora. Jedna z nich jest na temat czarownicy. W tym utworze widzimy wyraźnie, że on dokładnie wiedział, o co chodziło w procesach czarownic i jakie reperkusje wiążą się z uprawianiem magii. To świetny głos w tej sprawie, pokazujący, że ludzie w tych czasach doskonale wiedzieli, co się kryje za tymi prześladowaniami. Znalazłam także korespondencję pomiędzy nim a jego bratem Łukaszem, w której dyskutują o przypadkach procesów czarownic w ich włościach. Na rozkaz jednego z zarządców aresztowano i torturowano kobietę pod zarzutami uprawiania czarów, mimo że opiekowała się 3-miesięcznym dzieckiem. Dziecko zmarło w wyniku uwięzienia jego matki. Mamy też wzmiankę dotyczącą dochodzenia odszkodowania przez kobietę, która była aresztowana – ta niezwykła sprawa wiąże się z jedną z wielkich historycznych postaci z polskiej historii. I oczywiście słynny proces w Opalenicy w 1652 r., kiedy to sąd miejski uznał Maruszę Staszkową z Jastrzębnik za czarownicę i skazał na spalenie na stosie.
Czy bazując na Pani badaniach, czarownicami są wyłącznie kobiety?
– W mojej bazie danych ok. 96% oskarżonych są kobietami, jednak w książce opisałam również kilka przypadków czarowników, które są bardzo ważnym motywem pod kątem powodów oskarżenia. Jak na ironię, te przypadki pozwalają pokazać, jak płeć wpływała na przebieg procesu. Musimy pamiętać, że ogólnie w Europie i Ameryce Północnej ok. 25% osób skazanych z tego powodu było mężczyznami.
Czy miała Pani problem ze znalezieniem źródeł do swojej książki?
– Kiedy pojechałam do Warszawy, aby rozpocząć badania, zgodnie ze wszystkimi książkami, które czytałam, nie ma zbyt wielu śladów pozostałych po procesach o uprawianie czarów. Potem nagle okazało się, że znalazłam ich ponad 800! Dlatego postanowiłam skupić się wyłącznie na Wielkopolsce, gdzie według zebranych przeze mnie informacji było ich 220. Nie wszystkie procesy zostały opisane, mogę tylko powiedzieć, że jest to wyłącznie wycinek. Oczywiście wiele archiwaliów zostało zniszczonych podczas okupacji niemieckiej i sowieckiej. Dlatego też w Poznaniu jako części Wartegau zachowało się wiele unikatowych dokumentów, w tym nieprawdopodobna kartoteka Himmlera.
Nad czym obecnie Pani pracuje?
– Nad powieściową trylogią luźno osadzoną w Polsce, opartą na mojej wiedzy na temat procesów o uprawianie czarów. Cudownie jest pisać bez przypisów!
Co Pani myśli na temat Polski, jako osoba, która ma zarówno polskie, jak i angielskie korzenie?
– Mieszkałam przez dwa lata w Krakowie i dwa lata w Warszawie, a także dużo jeździłam po Polsce, aby odwiedzić rodzinę, podróżowałam z profesorem Daviesem, również moje badania z naturalnych powodów wymagały wyjazdów. Zwiedziłam Gdańsk śladami „Solidarności” i byłam bardzo wzruszona wizytą w stoczni, a także pięknem tego miasta. Bardzo podobało mi Gniezno, kolebka Kościoła w Polsce. Natomiast szczególnym miejscem dla mnie na zawsze pozostaną Żarki, ponieważ tam swoje dzieciństwo spędzili moi przodkowie, a poza tym lubię polską wieś. Mam dużo wspaniałych doświadczeń, jeżeli chodzi o Polskę. Spotkałam tu mnóstwo cudownych ludzi i byłam zawsze wspierana przez moją rodzinę. Jestem też bardzo poruszona trudną historią tego kraju, represjami, z którymi obywatele rzeczpospolitej Obojga Narodów musieli się zmagać oraz ich walecznym duchem.
Gdzie nauczyła się Pani mówić po polsku?
– Na School of Slavonic and East European Studies, gdzie uczyli mnie m.in. prof Davies, prof. Stanisław Eile i Bolesław Mazur. Ponadto czytałam akta procesów w polskich archiwach, co również wiele mi dało. Pewnego razu, jak jechałam autobusem zauważyłam mężczyznę, który zaoferował miejsce kobiecie, która była „brzemienna”. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest to bardzo stare słowo, którego mało kto obecnie używa. Mimo to ja je zrozumiałam – oczywiście nauczyłam się tego z akt.
Jest Pani byłą studentką prof. Daviesa. Jaki on jest, jako nauczyciel?
– Prof. Davies, tak jak jego żona dr Maria Davies, jest niezwykłą, inspirującą osobą. Pracowałam z nim podczas badań nad Powstaniem Warszawskim i mogę się pochwalić tym, że byłam jego długoletnią asystentką. Nauczyłam się od niego bardzo dużo na temat historii Polski i dużo mu zawdzięczam jako pisarka. Podczas jednego z spotkań w Ambasadzie RP w Londynie wręczyłam mu egzemplarz „Witches…” I to było niezapomniane uczcie móc zadedykować tę książkę jemu i pani Marii. Natomiast on opowiedział, że porozmawia z przedstawicielami Wydawnictwa Znak o przetłumaczeniu i opublikowaniu mojej książki w języku polskim! Ponieważ obecnie jest dostępna wyłącznie po angielsku.
Czy ogląda Pani współczesne horrory? Czy przedstawiany w nich wizerunek wiedźm ma jakikolwiek związek z rzeczywistością?
– Raczej nie oglądam takich filmów, nie jestem ich fanem. Za to w czasie prac nad książką słyszałam wiele bzdur na ten temat. Może powinnam była moją książkę zatytułować „Witchcraft – dispelling the myths” (tłum. „Czarownice – obalając mity”).
Lubi Pani koty? Zwłaszcza ten czarne, stanowiące atrybut czarownicy?
– Kocham koty, zwłaszcza czarne. Ciekawe, że akurat czarne koty są najrzadziej przygarniane lub adoptowane. Jest nawet obchodzony Dzień Ochrony Czarnego Kota, święto obchodzone w okolicach Halloween. Ja uważam, że to niesamowite, bo dla mnie właśnie one są najpiękniejsze.