Edukacja, wychowanie, nauka języka polskiego jako drugiego, historii, geografii oraz polskiej kultury, tradycji i obyczaju, a w wielu szkołach również nauka religii oraz bogata oferta zajęć dodatkowych-pozalekcyjnych, to w skrócie misja polskich placówek uzupełniających na Wyspach. W kalendarzach szkolnych wydarzeń nie brakuje: od konkursów, apeli okolicznościowych, zabaw, wizyt gości, po niestandardowe lekcje dla dzieci, a nawet dla ich rodziców. A wszystko sprowadza się do edukacji, poszerzania pojęcia polskości i przekazywania wiedzy na różne sposoby o Polsce – kraju rodziców uczniów, już coraz częściej i liczniej urodzonych na Wyspach.
– Staramy się realizować w szkole rzeczy nadprogramowe, nie tylko wchodzące w skład podstawy edukacyjnej i dyktowane potrzebami szkolnej społeczności, ale również korzystając z doświadczenia innych, wieloletnich placówek uzupełniających, podejmujemy działania, które mają na celu m.in. różnorodną pomoc innym. Są szkoły, które podejmują akcję wspierania Polaków na Ukrainie, gromadzą fundusze dla rodziny ciężko chorego ucznia, czy organizują pomoc dla osób starszych i samotnych – mówili dyrektorzy Polskiej Szkoły Przedmiotów Ojczystych im. Heleny Modrzejewskiej na Hanwell w Londynie, w której, w sobotę 7 lutego odbył się Bal charytatywny dla dzieci. Dochód z wydarzenia, w kwocie 338 funtów, w całości zostanie przekazany na pomoc w leczeniu i zachowaniu zdrowia dla rocznego Aleksandra Marka, który cierpi na nowotwór oka. Wydarzenie miało miejsce po raz pierwszy, ale życzeniem organizatorów placówki jest, aby bal został na stałe wpisany w szkolną tradycję i aby co roku to właśnie rodzice uczniów decydowali na jaki cel przeznaczyć zgromadzone z balu fundusze. Warunek jest jeden, aby trafiły one na naprawdę ważny cel i żeby ten wybrany cel został najpierw gruntownie sprawdzony i została potwierdzona jego wiarygodność. – W naszej szkolnej akcji nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o niesienie pomocy np. finansowej, czy materialnej (bo przecież polskie szkoły uzupełniające w większości funkcjonują jako instytucje niedochodowe i same mogą ubiegać się o różnego rodzaje wsparcie finansowe, m.in. z instytucji pozarządowych i same takiego wsparcia potrzebują – przyp. red.), którą zajmują się profesjonalne, specjalnie w tym celu funkcjonujące organizacje, ale o pewien rodzaj edukacji – nauki dzieci bycia wrażliwym na krzywdę ludzką,
empatii, wrażliwości i umiejętności reagowania, a w konsekwencji oczywiście pomagania słabszym, biedniejszym, ludziom w potrzebie – dodała jedna z nauczycielek, która nadmieniła, że w roku ubiegłym w szkole przeprowadzana była zbiórka ubrań i zabawek dla dzieci z domu dziecka w Polsce, a niedługo planowana jest akcja zorganizowania „wyprawki dla noworodka”, która zostanie przeznaczona dla jednej z najuboższych rodzin, której starsze dzieci są uczniami szkoły na Hanwell i która już wkrótce spodziewa się kolejnego potomka. – Trzeba pamiętać o tym, że nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że w naszym pojęciu mały rodzaj pomocy, taka przysłowiowa cegiełka, dla osoby oczekującej właśnie na takie cegiełki, oznacza bardzo dużo, bo taka cegiełka czasami może przyczynić się do uratowania komuś życia, do ocalenia zdrowia, do ofiarowania komuś wsparcia, kiedy zmaga się z chorobą lub innym ludzkim dramatem. Chodzi o to, aby nie być obojętnym na krzywdę ludzką, aby potrafić wykrzesać z siebie uczucia i potrafić podać drugiemu człowiekowi pomocną dłoń, o taki ludzki odruch, prosto z serca – mówili nauczyciele.Bal charytatywny został pisany w kalendarz już na początku roku szkolnego. Organizatorzy placówki mają nadzieję, że zostanie wpisany na stałe w szkolną tradycję i że z roku na rok będzie się rozwijał. Nie jest to możliwe bez współpracy z całym gronem pedagogicznym, Zarządem Koła Rodziców w szkole oraz z rodzicami, którzy podjęli się trudu organizacji balu, przygotowania dekoracji, upominków dla dzieci i po zakończonym wydarzeniu, posprzątania auli brytyjskiej szkoły, od której polska placówka na Hanwell wynajmuje pomieszczenia na cosobotnie zajęcia lekcyjne. Joanna Krasowska, Barbara Sieńska oraz Patrycja Cuper stanowiące trzon Zarządu Koła Rodziców nie po raz pierwszy wzięły na swoje barki odpowiedzialność przygotowania szkolnego wydarzenia dla dzieci i w swoim wolnym czasie zajęły się organizacją zakupów oraz koordynacją przygotowań danego wydarzenia na terenie szkoły.
Gdyby nie praca pań z Zarządu, z pewnością wiele z wydarzeń nie miałoby szansy się odbyć. Trzeba przyznać, że te które miały miejsce dotychczas, przygotowane z największą starannością, przemyślane i gruntownie dopracowane, to tylko prawdopodobnie przedsmak tego, co ma się wydarzyć w czerwcu. Można uchylić rąbek tajemnicy i powiedzieć, że szykuje się prawdziwa gratka, nie tylko dla dzieci…, ale także dla rodziców…
Kwestię trzeba przemyśleć…
Tymczasem przygotowania do balu rozpoczęła podczas Rady Pedagogicznej burza mózgów.
Propozycji zabaw i konkursów nie było końca. Nawiasem mówiąc było ich tak wiele, że z pewnością wystarczyłoby na organizację niejednej imprezy. Zadanie jednak nie należało do łatwych, bo ten szkolny bal, miał trwać zaledwie dwie godziny i wszystkie atrakcje powinny były zmieścić się w określonym czasie. Aby zabawa nie odbywała się kosztem lekcji, postanowiono, że wyjątkowo w tą sobotę zajęcia rozpoczną się bez tradycyjnego „czytania o poranku”, tak aby nauczyciele mogli zrealizować przygotowany materiał lekcyjny i aby można było zajęcia skrócić o pół godziny. Mimo że dzień tylko z pozoru wydawał się być jak zawsze zwykłą sobotą, to już od rana panowała w szkole niecodzienna atmosfera. Większość dzieci przyszła na zajęcia w strojach balowych, zaroiło się od wróżek, księżniczek i tak popularnych w tym sezonie Frozen oraz Spidermen’ów i innych bohaterów dziecięcych bajek. Nie zawiedli również pracownicy szkoły, ich stroje były imponujące, budziły podziw, tym bardziej, że włożono w ich przygotowanie wiele pracy i z pewnością nakładu finansowego. Jak na prawdziwy bal przystało wydarzenie rozpoczęło się polonezem, do którego ustawiła się szkolna społeczność. Blisko 60 par z ledwością zmieściło się w szkolnej auli. Pod czujnym okiem Bożeny Czerwińskiej – choreografki, nauczycielki tańca m.in. ludowego w szkole, dzieci zatańczyły prawdopodobnie pierwszy raz w życiu polskiego chodzonego… A potem już pozostało tylko przeciąć wstęgę – uczyniła to Małgorzata Kalinowska – z-ca dyrektora szkoły, która klucz przekazała Małgorzacie Wyce, wychowawczyni klasy zerowej, której podczas balu przypadła rola wodzireja. I zawrzało… Tańców i pląsów nie było końca…
Zdążyć z pomocą
– Aleksander kilka dni temu ukończył pierwszy rok życia i chociaż żyje zaledwie rok, od wielu miesięcy zmaga się z chorobą nowotworową oka. W chwili obecnej jest już po pierwszej operacji, w wyniku której utracił jedno oko, które zastąpiono protezą. Chłopca być może czeka jeszcze jedna operacja, ale na razie wszystkie działania lekarzy zmierzają ku temu, aby uratować drugie oko Olka. Jest nadzieja, ale z tą nadzieją wiąże się pomoc finansowa. Rodzina Olka jest uboga, nie stać ich na sfinansowanie kompleksu specjalistycznych badań, które miałyby odbyć się w Londynie i których koszt jest bliski trzem i pół tysiącom funtów – powiedziała Beata Kaczmarczyk-Czapkowska, działaczka społeczna, która sprawą choroby
Aleksandra zajmuje się od kilku miesięcy i która była obecna w szkole im. Heleny Modrzejewskiej podczas charytatywnego balu. Kaczmarczyk-Czapkowska dodała, że wyniki tych badań przesadzą o tym, jaki los czeka Aleksandra. Prelegentka zwróciła się o wsparcie dla chłopca do rodziców uczniów mówiąc, że dla rodziców chłopca liczy się każdy przysłowiowy grosz, który umożliwi im zebranie pożądanej kwoty. – Aleksander znajduje się pod opieką jednej z polskich fundacji, która ma w swoim spisie 16 tysięcy podopiecznych. Aby zdążyć z pomocą, trzeba szukać jej wszędzie, nie tylko licząc na wsparcie organizacji, która z pewnością wypełnia swoją rolę znakomicie, ale wszystkich podopiecznych musi traktować z jednakowym szacunkiem, rozwagą i odpowiedzialnością. Rodzina Aleksandra zapukała o pomoc do drzwi innych organizacji, ale przede wszystkim rodzice Olka chcą trafić do ludzkich serc, do serc innych rodziców, którzy doskonale rozumieją, co czuje matka i ojciec chorego na być może nieuleczalną chorobę dziecka. Nie pozwólcie im stracić nadziei, bo równowartość biletu na ten bal, to kolejna bezcenna cegiełka na drodze do ocalenia zdrowia tego chłopca – podsumowała Kaczmarczyk-Czapkowska.Zebrane w szkole pieniądze zostały podliczone komisyjnie. W skład komisji oprócz dyrekcji szkoły, rodziców, znaleźli się nauczyciele: Małgorzata Hliwa i Beata Nogas. Następnie podziękowania za okazałą pomoc i wsparcie oraz informacje na temat wysokości zebranej kwoty z potwierdzeniem, na jaki cel zebrany fundusz zostanie przeznaczony, zostały rozesłane do wszystkich rodziców szkolnej społeczności. Mamy nadzieję, że rodzicom Aleksandra uda się zgromadzić potrzebną kwotę, że ich działania wesprą również inni ludzie oraz że dla dzieci ze szkoły na Hanwell bal był dobrą zabawą, z której popłynie nauka o tym, że pomagać trzeba i warto. Uczmy nasze dzieci pomagać innym, pokażmy im, że wrażliwości na krzywdę innych nie trzeba się wstydzić ani bać, a wystarczy ją jedynie chcieć zrozumieć. Konsekwencje tego mogą być zaskakujące dla obu stron.
Tekst i fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska