Zaledwie 20 minutowa jazda autobusem z centrum Helsinek wystarczy by znaleźć się w dzikich krajobrazach dawnej Finlandii. Gęsto porośnięta lasem wysepka Seurasaari ukrywa wiejskie chatki, spichlerze i inne zabudowania zebrane z każdego regionu. Latem, w noc świętojańską, na płaskim kamieniu, którego powierzchnia ledwo wystaje z wody, rozpalane jest wielkie ognisko. Widok jest fantastyczny, bo ogień odbija się w wodzie, a wokół krążą łódki z niewielkimi lampkami. Na brzegu gromadzą się tłumy by bawić się przy świetle płomieni przez wiele godzin.
Architektura biedy powszedniej
Wiek dziewiętnasty to czas dramatycznych zmian w Europie. Postępująca industrializacja zmieniła nagle tradycyjne, rolnicze kultury w większości krajów. Stare, wiejskie domostwa, które służyły pokoleniom, opustoszały i pomału zaczęły znikać z krajobrazów. Nie miały one bowiem żadnej wartości dla ówczesnych historyków. To nie były ani wspaniałe zamki, ani pałace, ale architektura biedy i prostoty. I pewnie dziś nie mielibyśmy pojęcia jak wyglądały drewniane chaty budowane przez cieśli z ledwo ociosanych bali, gdyby nie genialny pomysł szwedzkiego nauczyciela Artura Hazeliusa. Ten folklorysta i historyk podróżując po kraju, postanowił zebrać i zachować dla potomnych budynki, które inaczej nie ocalałyby. Odkupywał stare chaty i starannie rekonstruował na wysepce, w Sztokholmie. Tam otworzył swoje „muzeum pod gołym niebem”, które nazwał „skansen”. Wkrótce stało się ono wzorem dla podobnych kolekcji w całej Europie. Seurasaari to drugi skansen na świecie. Powstawał on od 1909 roku. Założył go profesor Axel Olai Heikel. I jemu przyświecało hasło ocalenia dawnej, prostej wiejskiej kultury i tradycji. W krajach skandynawskich to sztuka przetrwania długich i ciężkich zim, gromadzenia zapasów, skromnych, minimalistycznych domostw. Na poszukiwanie eksponatów do tworzącego się skansenu wyruszyli architekt Yrjo Blomsted i malarz Akseli Gallen- Kaleta. Wkrótce kolekcja urosła do 87 budynków, które dziś możemy oglądać w czasie spaceru po leśnych dróżkach wysepki. Możemy ją obejść z łatwością w ciągu około dwóch godzin. Prowadzi do niej biały, drewniany most, z którego rozciągają się urokliwe widoki. Przy brzegu jest też kąpielisko zbudowane w roku 1906. Wczesny wiek dwudziesty to czasy gdy tysiące robotników z helsińskich fabryk przybywało statkami parowymi na Seurasaari by w niedzielę zażyć świeżego powietrza i kąpieli. Część jeziora i plaży ogrodzono i podzielono na dwie części: dla mężczyzn i dla kobiet. Wkrótce dobudowano przebieralnię i kafejkę oraz powiększono obszar kąpieliska, bo chętnych było coraz więcej, być może dlatego, że mogli oni pływać i opalać się nago. Seurasaari to jedna z zaledwie trzech plaż dla nudystów w całej Finlandii. Kąpielisko jest czynne do dziś i można z niego korzystać przez całe lato.
Zwierzaki i „czajniki”
Nieopodal plaży nudystów stoi wysoki drewniany budynek poczekalni, z mieszkaniem stróża. Stamtąd wyglądano na parowce przybijające do brzegu wyspy. Żeby czekającym nie było nudno nieznany dobroczyńca wstawił tam w roku 1896 kolekcję 16 wypchanych zwierzaków. Z jakiegoś dziwnego powodu zaczęło ich przybywać. Widocznie uznano, że poczekalnia na wyspie to najlepsze miejsce by eksponować trofea myśliwskie. Wkrótce było ich tyle, że część przeniesiono do pobliskiej restauracji, ale i to nie rozwiązało sytuacji „namnażania” się wypchanych stworzeń w poczekalni. Miano nawet zbudować specjalne muzeum dla tej swoistej kolekcji. W końcu jednak postanowiono rozdać wypchane zwierzaki do szkół w Helsinkach, gdzie dokonały swego żywota, a poczekalnia stała się znów miejscem dla ludzi, na których już nie spoglądały szklane oczy z każdego kąta. Gliniana gleba wyspy dostarczała przez wieki materiału do budowy domów w stolicy Finlandii. Dziś po tych wykopach pozostały prześliczne stawy, o które upomniała się przyroda. Brzegi porosły szuwarami, a w ciemnej wodzie odbijają się budynki skansenu jak w lustrze. Zupełnie naturalne, choć wcale tak nie wyglądają, są okrągłe otwory w granitowych skałach wyspy. To „czajniki olbrzyma” powstałe pod koniec epoki lodowcowej. Z gwałtownie wycofującego się lodowca wypływały masy wody. Te rzeki tworzyły wiry, i gdy zdarzył się w nich głaz, był on wciągany z taką mocą, że potrafił wywiercić perfekcyjnie okrągłą dziurę. Tych przedziwnych „czajników” jest na terenie Helsinek aż trzydzieści. Znajdują się w grupach lub pojedynczo, wiele z nich jednak zniszczono podczas rozbudowy miasta. Te na Seurasaari są chyba najładniej położone, sprawiają wrażenie okrągłych lusterek, w których odbija się las.
Zabytki niewątpliwe
Najbardziej słynnym budynkiem skansenu i jednocześnie najbardziej popularnym jest drewniany kościół Karuna z 1686 roku. Ciągle jeszcze spełnia swoją funkcję, ale jedynie latem. Wtedy jest dosłownie oblężony przez pary, które pragną tam zawrzeć związek małżeński. Zgodnie z tradycją pierwsi nowożeńcy zapalają wielkie, świętojańskie ognisko na skale wystającej z wody w pobliżu wyspy. Przy kościele jest drewniana dzwonnica i mały cmentarzyk, na którym jest pochowany Axel Heikel, twórca skansenu wraz z żoną Marią. Wszystkie budynki skansenu są drewniane, choć jest jeden, który wygląda jakby był z cegły. To willa rosyjskiej księżniczki Zenaidy Jusupow z Sankt Petersburga. Powstała ona w roku 1840, wtedy jeszcze Seurasaari było kurortem, gdzie budowano prestiżowe, letnie rezydencje. Willa Zenaidy została pracowicie pomalowana we wzory cegieł i gdyby nie informacja, trudno byłoby się domyśleć, że to całkowicie drewniany budynek. Nikogo jednak nie oszukają prastare fińskie chaty z grubych, pociemniałych od starości bali. Często nie mają nawet kominów, bo palenisko znajdowało się na środku izby i dym uchodził szparami w dachu. W takiej tradycyjnej chałupie urodził się Urho Kekkonen (1900-1986), syn drwala i najdłużej pełniący tę funkcję prezydent Finlandii. To dzięki jego zabiegom i słynnej polityce „aktywnej neutralności” udało się temu krajowi współpracować nie tylko z krajami Układu Warszawskiego, ale i z członkami NATO. O wiele bardziej okazały jest budynek z farmy Kurssi. Jest on w typowym, skandynawskim kolorze ochry. Tę farbę uzyskiwano od wieków mieszając rudy żelaza ze smołą. Brązowo- buraczane domy do dziś są elementem pejzażów od Norwegii po Finlandię. W szpalerach stoją stare spichlerze, umieszczone na leżących balach, nie bezpośrednio na ziemi. Chroniło to zboże przed szkodnikami i zapewniało przewiew. Na górze zwykle znajdowała się izdebka gdzie sypiano latem. Skanseny już zawojowały świat, te „muzea pod chmurką” powstają już nawet na innych kontynentach. Dzięki skandynawskiemu umiłowaniu prostoty i szacunku dla skromnej wiejskiej architektury, możemy dziś obejrzeć chaty, które w swojej powszedniości nie uznawano za zabytki. Dziś już jednak nikt nie wątpi, że jednak nimi są.
Tekst i fot. Anna Sanders