23 lutego 2015, 14:35 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Spojrzeć w oczy pilota

Witold Alex Herbst to pilot legendarnych spitfire’ów w dywizjonach 303 i 308. Uczestnik operacji „Overlord” i „Market Garden”. Odznaczony brytyjskim Krzyżem Walecznych oraz krzyżem kawalerskim Polonia Restituta i medalem Pro Memoria. Ta garść faktów powinna wystarczyć, żeby zrozumieć, jakim jest niezwykłym człowiekiem. Jeżeli dodać do tego, że po wojnie ukończył London School of Economics, a następnie przeprowadził się do Nowego Jorku, skąd po 1989 roku ściągał do Polski wolontariuszy uczących angielskiego w jego rodzinnym Świeciu, to rysuje nam się obraz szlachetnego patrioty, który nie zapomniał o swojej ojczyźnie. Natomiast po lekturze jego książki „Podniebna kawaleria”, wydanej w 2013 roku, widzimy odważnego i bezkompromisowego człowieka, który bez ogródek opisuje perypetie młodych chłopaków, którzy kochali latać i ta miłość została wykorzystana do walki pod obcym niebem.

Witold Alex Herbst na planie zdjęciowym / fot. Krzysztof Poraj-Kuczewski
Witold Alex Herbst na planie zdjęciowym / fot. Krzysztof Poraj-Kuczewski
O panu Witoldzie Sławomir Ciok, obecnie niezależny reżyser, producent i scenarzysta, którzy przez wiele lat pracował m.in. dla Telewizji Polskiej, dowiedział się dzięki aktorce Kindze Preis, która w Seattle poznała tę niesamowitą historię. Reżyser usłyszał ją od męża aktorki podczas ich wspólnej pracy we Wrocławiu i od razu dostrzegł w niej olbrzymi potencjał. Tak narodził się pomysł nakręcenia filmu „Spitfire Liberator: The Alex Herbst Story,” którego premiera jest zaplanowana na ten rok. – W porównaniu do słynnej książki „Dywizjon 303”, którą od dawna próbuje się bezskutecznie sfilmować, ja mam przewagę w postaci wspaniałego bohatera i filmowości jego opowieści, której wystarczy nie zepsuć, i będzie dobrze – mówi Sławomir Ciok.

Najtrudniejsze było zachęcenie samego bohatera do udziału w tym projekcie i podzielenia się z szerszą publicznością swoimi doświadczeniami. – Swoim zaangażowaniem i dociekliwością udało mi się go przekonać, że nie jestem tak samo niekompetentny, jak większość filmowców zajmujących się podobną tematyką i że nie będzie tracił ze mną swojego czasu. Trochę czasu minęło, zanim zrozumiałem jak niską reputację ma świat filmu w oczach weteranów. W trakcie pewnej sesji przypadkiem nagrałem jego niewybredne uwagi na temat wykonania wielu wojennych filmów z udziałem samolotów i wziąłem sobie je do serca, dzięki czemu, mam nadzieję, film uniknie banału i standardowych przekłamań – dodaje twórca.

Inną trudnością był nobliwy wiek bohatera. – Zdjęcia były wyczerpujące dla mnie, a co dopiero dla niego. Pewnego razu usłyszałem, że omal go nie zabiliśmy! Ale te męczące momenty udało się przetrwać dzięki wielu chwilom i okolicznościom wręcz magicznym, w których mogłem umieścić bohatera. To film zostawiający bardzo daleko w tyle banał typu „siedzi sobie starszy pan i opowiada”. I dlatego trafi do kin. Duży ekran jest niezbędny, by zajrzeć bohaterowi w oczy, czyli wrota do jego duszy. I wtedy zrozumieć wszystko – opowiada reżyser.

Dokument, biografia, film historyczny i lotniczy

Film to dokument pełnometrażowy spełniający wymogi pokazywania go w kinie. Prezentuje bohatera w akcji a w zasadzie w interakcji z ludźmi wokół. Każda z tych scen przybiera zaskakujący przebieg. Jego opowieść ilustrowana jest filmami archiwalnymi, fotografiami, rysunkami i obecnie powszechnymi w takich produkcjach animacjami, współczesnymi ujęciami historycznych miejsc, a także zdjęciami lotniczych. Wszystkie elementy spaja narrator, w tej roli Michael A. Calace. W sensie dramaturgicznym film jest opowieścią o człowieku, który swoje osobiste dramatyczne i zabawne chwile przeżywał, gdy z jego udziałem, a czasami też za jego plecami decydowały się losy świata.

Reżyser Sławomir Ciok
Reżyser Sławomir Ciok
Akcja „Spitfire Liberator…” toczy się w wielu miejscach stanu Waszyngton, oraz we Francji, Anglii i Szkocji, a także w Polsce. Film będzie w dwóch wersjach językowych: po angielsku i po polsku. – Moim marzeniem na teraz jest, by premiera odbyła się 6 czerwca, w kolejną rocznicę D-Day. To był przełomowy moment dla mojego bohatera i jest to też przełomowy moment mojego filmu. Wiedzą o tym wszyscy ludzie pracujący dla mnie w Londynie, Los Angeles i paru innych miejscach na świecie – zdradza reżyser.

Droga pełna zakrętów

Sławomir Ciok włożył w tę produkcję, nie tylko wiele serca, ale też dużo swoich pieniędzy. Prace zaczęły się kilka lat temu i aż do momentu, gdy pojawili się obecni sponsorzy, film nie miał żadnego dodatkowego źródła finansowania. – Nikt mi niczego nie fundował, a w szczególności lotów do USA. A takie wydatki w Polsce szczególnie kłują w oczy. A jak zrobić film o lotnictwie bez latania? I bez ruszania się z Warszawy?Wszelkie instytucje filmowe w Polsce są bardzo zachowawcze i w praktyce niemożliwe jest, by dostać pieniądze przed realizacją lub na jej początku. Nawet gdy nie miałem pieniędzy, albo miałem ich bardzo niewiele, nie uważałem, że jest to problem, bo wierzyłem, że przyjdzie dzień w którym przekonam do siebie przynajmniej część ludzi. I w końcu zacząłem znajdować dobrych partnerów, kierujących się zdrowymi zasadami, co ważne, wolnych od klasycznych uprzedzeń – wyznaje reżyser, który źródła tej sytuacji upatruje się w rozpowszechnionych w Polsce nawykach i schematach działania.

– Bardzo niewiele instytucji jest w stanie podejmować samodzielne i rozsądne decyzje bez ingerencji z politycznej góry lub z zagranicznych central. Ludzie pracujący na stanowiskach wewnątrz organizacji rzadko mają odwagę zaprezentować szefom dobrą ofertę, jaką znaleźli na rynku. A hasła takie jak polski interes narodowy czy historyczny na świecie budzą ich pusty śmiech. Jeden z niedoszłych sponsorów obawiał się, że ktoś go posądzi o korupcję. No cóż, współczuję mu reputacji – rozkłada ręce reżyser, podkreślając, że zawsze przychodził tylko z uczciwymi i atrakcyjnymi ofertami i nie podejmował rozmowy na takim poziomie. Dlatego też dla uczciwych partnerów drzwi zawsze są otwarte.

W pracy nad produkcją pomaga mu Michał Dwojewski ze Szkocji, który prawie codziennie zgłasza nowe pomysły. Dla niego tematyka II wojny światowej jest wielką pasją. Od swojego wieloletniego przyjaciela ze Stanów Zjednoczonych Krzysztofa Poraja-Kuczewskiego otrzymał „Podniebną kawalerię” i po przeczytaniu tej książki był niesamowicie zafascynowany historią jej autora. Niedługo potem dowiedział się, że ów przyjaciel jest także współproducentem filmu i po kilku rozmowach dostał propozycję asystowania reżyserowi w sprawach takich jak organizacja kręcenia zdjęć i finansowanie projektu w Wielkiej Brytanii.

Michał Dwojewski w Normandii / fot. Kamila Dwojewska
Michał Dwojewski w Normandii / fot. Kamila Dwojewska
– Dzięki pracy przy tym filmie mam okazje poznać ludzi, którzy od pokoleń opiekują się miejscami związanymi także z polskimi pilotami, w bazach lotniczych i ich dyspersalach. Często byliśmy wpuszczani do miejsc niedostępnych dla szerszej grupy zwiedzających. Miałem okazje latać na jednym z ostatnich symulatorów bojowych Spitfire’a z czasów wojny, który działa do tej pory. Są to chwile, których nigdy nie zapomnę, piękna lekcja historii – opowiada asystent reżysera, który swojego szefa uważa za profesjonalistę z najwyższej półki. – Doskonale wie, czego chce i ma jasną wizję całego projektu, który systematycznie realizujemy. Jestem zaszczycony tym, że mogę brać udział w tym pięknym dziele i choć w minimalnym stopniu przyczynić się do jego powstania – mówi.

Pokażmy, że jesteśmy dumni

Michał jest zdania, że obywatele krajów zachodniej Europy nie zdają sobie sprawy, w jak tragicznej sytuacji znaleźli się Polacy walczący tu na froncie. – Po 6 latach wojny Polacy zostali ograbieni ze swych marzeń o wolnej, niepodległej ojczyźnie. Powrót do komunistycznej Polski wiązał się z represjami, wieloletnim więzieniem, a niejednokrotnie śmiercią i bezimiennym zbiorowym grobem. W Wielkiej Brytanii wielokrotnie spotkałem się z sytuacjami pomijania wkładu Polaków w walce po stronie aliantów zachodnich. Jest to przykre i bardzo niewdzięczne. Pamiętajmy, że żadna polska jednostka nie została zaproszona na paradę zwycięstwa, w której uczestniczyły wszystkie armie z krajów zachodnich – przypomina.

Sławomir Ciok jest podobnego zdania. – Zastanawiam się, dlaczego w Polsce jest takie ciśnienie na Bitwę o Anglię, skoro ona zapewniła wolność tylko Brytyjczykom, a nam nie dała po wojnie nawet zbyt daleko idącej wdzięczności, lecz zdradę ze strony sojusznika, mającego inne własne interesy? Moim zdaniem dużo ważniejszy od statystyk z 1940 roku, był wkład Dywizjonu 303 w następnych latach wojny, aż po osłonę lądowania w Normandii. Słynny D-Day, jako początek wyzwalania wielu krajów Europy Zachodniej, czyli końca wojny, był dużo większym osiągnięciem wielu polskich pilotów, w tym Alexa Herbsta. Oni działali wtedy bardziej na korzyść całej, wolnej później Europy a nie tylko by chronić wolność Wielkiej Brytanii. Czas, byśmy wreszcie sami opowiedzieli swoją historię, według własnego scenariusza, a nie tego, który został nam dawno temu napisany w skomplikowanych realiach – kwituje.

Film ma oficjalnego amerykańskiego dystrybutora, który używa swoich wszelkich wpływów na świecie, by jak najszerzej zaprezentować widzom tę historię. W 2015 roku film będzie trafiał do kin we wszystkich krajach, w których będzie zainteresowanie, następnie wyjdzie na DVD i blueray’u, a także będzie dostępny w serwisach takich jak np. iTunes, w systemach rozrywkowych linii lotniczych i na statkach wycieczkowych. W dalszej przyszłości będzie można go oglądać w telewizjach różnych krajów. – Tu już nie chodzi o sam film, ale o sprawę, którą pokazuje i której służy. To okazja dla widzów i sponsorów. Pokażmy naszym brytyjskim i amerykańskim sąsiadom, że jesteśmy dumni, jaki mamy wkład w historię świata. Zabierzmy ich ze sobą do kina, dajmy im film w prezencie później. Dzięki niemu lepiej nas zrozumieją – podsumowuje reżyser.

Tekst: Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (2)

  1. Czy prace nad filmem dobiegły końca i czy faktycznie można go kupić na blu-rayu?

  2. „Pamiętajmy, że żadna polska jednostka nie została zaproszona na paradę zwycięstwa, w której uczestniczyły wszystkie armie z krajów zachodnich…” Przecież pilotów Dywizjonu 303 zaprosili tylko oni w odmówili ( zresztą słusznie ).