Co roku w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia pływacy z Serpentine Swimming Club w londyńskim Hyde Parku biorą udział w zawodach o Puchar Piotrusia Pana. Wśród śmiałków od blisko 50 lat jest Michał Olizar z Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego, który przez te pół wieku tylko dwa razy opuścił zimowe zawody. Warto dodać, że w niedalekiej przeszłości w Serpentynie zażywał kąpieli rtm. Wacław Milewski z Sikorskiego, a także red. Karol Zbyszewski z „Dziennika”.
Taka tradycja zobowiązuje. Nie było więc zaskoczeniem, że na innym londyńskim sprawdzianie „morsów” Polacy wypadli znakomicie. Mowa o Cold Water Swimming Championships 2015 rozgrywanych na Tooting Bec Lido.Dwa razy tryumfował Lech Bednarek z Gdańskiego Kluby Twardziela „Lech-Mora” zdobywając złote medale na dystansach 30 m stylem dowolnym i 30 m stylem klasycznym. W rozegranych 24 stycznia mistrzostwach wzięło udział 300 zawodników z całego świata, w tym około 20-osobowa grupa Polaków. Dla porządku dodać należy, że srebrny medal na dystansie 30 m stylem klasycznym zdobył Bogusław Kaźmierczak z Białogardzkiego Klubu Morsów „Sopel”, a brązowy zawodnik z klubu „Lech-Mors” – Wojciech Grabowski.
Nie zabrakło i naszego Michała Olizara. Pan Michał wystartował w wyścigu żabką:
– Naturalnie przepłynąłem dystans, tyle że dopłynąłem ostatni… – mówi z nieskrywaną rezygnacją. – A woda miała temperaturę 2 stopnie. Rewelacją był ode mnie o miesiąc młodszy Jacek Starościak, znany dobrze mieszkającym w Londynie Polakom były konsul generalny. Płynął w moim wyścigu i przeszedł do następnej rundy! Ale i tak największe wrażenie robiły piękne „Amazonki Bałtyckie”, które uprzejmie pozowały do pamiątkowych fotografii – także z zawodnikami z mojej grupy wiekowej – śmieje się Olizar.
O samych zawodach w Tooting Bec Lido można powiedzieć jedno: woda zimna. A poza tym wszystko w porządku: całkiem przyjemne pływanie, świetna atmosfera, zabawa, żarty, wspólne zdjęcia – zawsze widać w prasie fotografie uczestników zawodów szczególnie te pokazujące cudaczność nakryć głowy udających basenowe czepki…
I może dlatego Olizar skłania się ku tradycyjnemu pływaniu w Serpentine Swimming Club w Hyde Parku. Jak już wspomniano mieliśmy tam ciekawe osobistości. (Olizar dopowiada tu zaraz, że jego żona Sally nie pływa…).W Serpentynie od 1947 roku pływał regularnie Stanisław Żołądź. Nieco później do grupy pływaków dołączył Józef Nawara, a za nim Czesław Kozłowski – przedwojenny mistrz Polski i olimpijczyk. Ten ostatni jeszcze w 1989 roku pobił rekord Wielkiej Brytanii na 100 m dla weteranów!Jeśli wierzyć Zygmuntowi Nowakowskiemu, to zażywał tu kąpieli poeta Kazimierz Wierzyński. W jednym z lipcowych numerów „Dziennika” z 1959 roku Nowakowski pisał wakacyjnym tonem: „pierwszy od wieków polski ‘poeta laureatus’, lubo starszy ode mnie o jakichś dziesięć czy dwanaście lat, przecież wygląda nadzwyczaj młodo i – co ważniejsze – jest, naprawdę jest, zdumiewająco młody. Zawdzięcza to, jak mówią ludzie wtajemniczeni, sportowi. Przyjechał do Londynu i codziennie rano trenuje bieg na przełaj w Regent’s Parku, po południu zaś spędza godzinę czy dwie na pływaniu w Serpentine. On, piewca „Dyskobola”, aby nie wyjść z formy, nawet na tym krótkim popasie nie rozstaje się z pięknym srebrnym dyskiem. Skok o tyczce zarzucił, natomiast nie odmówi sobie za nic w świecie dwóch albo trzech setów. Będąc ostatnio w Tokio, brał lekcje dżu-dżi-tsu”…
Wśród wymienionych już miłośników Serpentyny wyróżnia się osoba rtm. Wacława Milewskiego. A to dlatego, że rotmistrz przez lata każdego poranka miał do spełnienia niepoślednie zadanie. Codziennie o szóstej rano otwierał bramę do całego terenu przylegającego do Serpentine Lido.Jak przypomina Olizar, klub istnieje od 1864 roku, a sam teren wokół dzisiejszych pomieszczeń rekreacyjnych wyglądał zupełnie inaczej. Po pierwsze był niedostępny. Generalnie za wejście i spacer po parku się płaciło a część „klubowa” była zamykana. I właśnie rotmistrz Milewski (jako że mieszkał najbliżej) otrzymał klucz od bramy i ją każdego ranka otwierał.
Przekrój społeczny członków klubu jest bardzo szeroki od bezrobotnych do adwokatów i chirurgów – to znów słowa Olizara. – Wszystkich łączy zapał do pływania, zwłaszcza w wodach nie skażonych chemikaliami. W sobotę można wygrać puchary, niejednokrotnie ofiarowane przez wdowy lub dzieci po zmarłych członkach klubu. Puchary te są przechodnie i w niejednym wypadku mają ponad 50 lat. W zimie Serpentyna czasami zamarza i wtedy członkowie robią przeręble w lodzie i… pływają. Kiedy jest mróz, to nawet w tej wodzie, której temperatura nie spada poniżej zera, czują się cieplej.
Nie ma chyba przyjemniejszego poczucia niż pływanie w wodzie po ciemku, po wodach lekko oświetlonych blaskiem księżyca, kiedy większość ludzi wyleguje się jeszcze w łóżkach – próbuje przekonać Czytelników „Dziennika” Michał Olizar.
Cóż, pływanie przy blasku księżyca to dziś przyjemność dla chwatów, ale przez długie lata było dla tego miejsca jedyną odpowiedzią na normy obyczajowe. W początkach ubiegłego wieku, kiedy sport stał się uciechą mas, paradowanie w stroju kąpielowym było w wielu miejscach bezeceństwem i groziło karą. Regulamin Serpentine Lido od początku istnienia kąpieliska pozwalał na korzystanie z akwenu we wczesnych godzinach porannych, by nie gorszyć spacerowiczów. Do 6.30 w dni powszednie i do 9.00 w niedziele! Słynna była sprawa Leo Fabiana, którego policja przyłapała na pływaniu o godzinie 9 minut 2, czego konsekwencją była kara: „he was duly fined one shilling for this grave misdemeanour”.
By ukrócić „przebieranie w krzakach” w 1930 roku u brzegu Serpentyny stanął Lido Pavilion. Budynek kąpieliskowy i przebieralnia dla korzystających z wypoczynku nad wodą był przede wszystkim znakiem czasów. George Lansbury, minister pracy w latach 1929-35, przywiązywał szczególnie dużą wagę do poprawy warunków zaplecza rekreacyjnego i to on zaapelował o fundusze dla Serpentyny. W czasach recesji było to duże wydarzenie i spotkało się z dużym uznaniem londyńczyków. Od tego czasu klubem w Hyde Parku nie targały już obyczajowe fluktuacje…A policja i tak raz po raz wyławia z Serpentyny rozmaitych śmiałków i chojraków. Wśród gazetowych wycinków (już nie z archiwów Michała Olizara, ale naszych „Dziennikowych”) znalazł się i taki z 31 lipca1953 roku: „Ryszard Ościsławski lat 31, pomocnik kucharza zam. przy Great Peter St., Westminster, został skazany na 10 s. grzywny za nadużycie alkoholu. Oskarżony pływał w Serpentynie w parku Kensington ubrany w spodnie i koszule. Policjant twierdził, że zimna kąpiel nie otrzeźwiła amatora kąpieli. Gdy aresztowano go zaczął się rozbierać i chciał znów wskoczyć do wody w ślad za swym przyjacielem Aleksandrem Merkulenko, lat 45, zamieszkałym pod tym samym adresem, który też został skazany na 10 s. grzywny za pływanie w Serpentynie.”
Ot, co znaczy magia miejsca.
Jarosław Koźmiński