05 marca 2015, 09:47
Potrzebni, ale…

Brytyjczycy szczycą się tym, że posiadają tak zróżnicowane społeczeństwo. – Jesteśmy otwarci na mniejszości narodowe i wdzięczni ich przedstawicielom za ich wkład w to, czym obecnie jest Wielka Brytania – powiedział lord Ahmad of Wimbledon, wiceminister ds. mniejszości i samorządów lokalnych podczas spotkania z przedstawicielami polskiej społeczności w Ambasadzie RP. Jest tylko jedno „ale”.

Potrzebni ale
Potrzebni ale
Spotkanie miało na celu wzmocnienie polsko-brytyjskich relacji, a także – być może – nawiązanie kontaktów, szczególnie istotnych dla polskich interesów przed majowymi wyborami parlamentarnymi. Lord Ahmad jest przedstawicielem Partii Konserwatywnej w Izbie Lordów oraz brytyjskim biznesmenem pochodzenia pakistańskiego, co stawia go w roli dobrego mediatora w rozmowach z mniejszościami narodowymi w Zjednoczonym Królestwie.

– Od pewnego czasu utrzymujemy dosyć intensywny kontakt z Lordem Ahmadem, który odpowiada m.in. za sprawy mniejszości polskiej w Wielkiej Brytanii. Jemu samemu bardzo zależało na poznaniu przedstawicieli polskiej społeczności oraz reprezentantów mediów polonijnych i polskich korespondentów – stwierdziła Alicja Rakowska, prasowa attaché ambasady.

Niestety oprócz grupki dziennikarzy oraz prezesa Polish City Club Doroty Zimnoch, nie było reprezentantów żadnych polonijnych organizacji choćby Zjednoczenia Polskiego czy POSK-u. Rzeczniczka ambasady zapewnia, że wszystkie najważniejsze instytucje o tym spotkaniu zostały poinformowane. Zespół placówki po raz kolejny stworzył Polonii niecodzienną możliwość zaistnienia w programie politycznym wiodącej brytyjskiej partii. Szansa ta jednak została przegapiona.

Z dyskusji, która się wywiązała, oprócz okrągłych zapewnień o tym, że Polacy są potrzebni Wielkiej Brytanii, wynika, że możemy liczyć na poparcie dla polskich spraw ze strony ministerstwa. „Dziennik Polski” poruszył palący problem ostatnich tygodni – decyzję o tym, że od 2017 roku nie będzie egzaminów A-level z języka polskiego.

– W mojej prywatnej opinii, jako osoby, która włada kilkoma językami, uważam, że nauka języków jest bardzo ważna. Rozumiem jednak to, że największy nacisk kładziony jest na naukę angielskiego, istnieją bowiem grupy imigrantów, którzy mimo że mieszkają w Wielkiej Brytanii kilka lat, obracają się wyłącznie w ramach swojej społeczności i potrafią powiedzieć po angielsku zaledwie kilka słów. Chcemy przerwać to błędne koło. Jednocześnie rozumiem zaniepokojenie Polonii, bo kultywowanie narodowych tradycji, w tym języka ojczystego, jest dla nich nadrzędne – powiedział, obiecując, że przekaże te obawy odpowiedniemu zespołowi w Ministerstwie Edukacji. Ambasador Witold Sobków dodał, że został także wystosowany list do minister Nicky Morgan i wkrótce możemy spodziewać się odpowiedzi.

Dorota Zimnoch podjęła z kolei temat negatywnej retoryki, obecnej w brytyjskich mediach, wycelowanej w imigrantów zarobkowych, wykorzystujących opiekuńczy system Zjednoczonego Królestwa. Retoryki krzywdzącej, z którą konfrontują się praworządni obywatele Unii Europejskiej.

– Prowadzenie derogacyjnej polityki, tak jak robi to UKIP, jest bardzo proste. Jednak myślę, że nikt nie ma wątpliwości, że „zasiłkowi oszuści” to pewien margines, a zdecydowana większość ludzi, która tu przyjeżdża, ciężko pracuje i dużo wnosi do naszej gospodarki i społeczeństwa – odparł polityk.

Jednak, jak słusznie zauważył Jakub Krupa, analityk London School of Economics, rozłożenie akcentów działa na niekorzyść Polaków. Nikt nie wygłasza wielkich przemówień, na temat wkładu Polonii w sukces Wielkiej Brytanii, tylko zwraca się uwagę publiczną na problemy, jakie niesie ze sobą posiadanie tak dużej liczby imigrantów.

– Nie można skupiać się wyłącznie na tym, co jest dobre. Trzeba wskazywać obszary, które należy naprawić. Na tym polega polityka – kwitował lord Ahmad.

Nie obyło się także pytania o referendum w sprawie wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Lord Ahmad zaznaczył, że w przeciwieństwie do tego zeszłorocznego na temat odłączenia się Szkocji od korony, imigranci nie będą mieli prawa decydować o przyszłości tego kraju. – To jest referendum dotykające kluczowych kwestii dla brytyjskiego obywatela. Ja osobiście jestem entuzjastą Unii Europejskiej, co nie zmienia faktu, że moim zdaniem wymaga ona niezbędnych reform – sumował.

To znaczy, że jesteśmy ważni i potrzebni, ale jeśli nie mamy brytyjskiego paszportu, nie mamy prawa głosu. I może słusznie. Skoro, gdy się już nas do głosu dopuszcza, przychodzi zaledwie garstka zainteresowanych…

Magdalena Grzymkowska

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_