10 marca 2015, 10:29
Uprzejmie donoszę, czyli… W sieci donosicieli

Szpiclowali, donosili, kapowali. Na kolegów, przyjaciół, najbliższych członków rodziny. Budowali swoje kariery na krzywdzie innych, nierzadko pozując na autorytety przystrojone w piórka intelektualnych guru. Czy to przypadek, że Polska jest jednym z nielicznych postkomunistycznych krajów w których nie dokonano lustracji, a kolejne próby jej przeprowadzenia były skutecznie blokowane?

 

Prześladowca, ofiara, rachunek. To nieprawda, że w PRL wszyscy się szmacili – bo taki był system. Jedni świadomie rezygnowali z profitów egzystując na marginesie bądź kontestując oficjalną rzeczywistość, inni wprost przeciwnie.

Joanna Siedlecka (z prawej) nie obawia się poruszać drażliwych tematów
Joanna Siedlecka (z prawej) nie obawia się poruszać drażliwych tematów

– Historia Polski Ludowej dzieli się na dwa okresy, a punktem granicznym jest rok 1956. Do czasu tzw. odwilży ludzi torturowano, mordowano, łamano fizycznie i psychicznie. Trudno oceniać ich ówczesne decyzje i postępowanie, to były skrajne warunki. Natomiast po Październiku ‘56 sytuacja zmieniła się diametralnie. Różnej maści karierowicze mieli swój czas, współpraca w takiej czy innej formie z aparatem władzy otwierała drogę do kariery – mówi Joanna Siedlecka. Autorka m.in. „Czarnego ptasiora”, książki w której obaliła mit Jerzego Kosińskiego i jego „Malowanego ptaka”, spotkała się z londyńską Polonią. Wykład „Uwikłani i represjonowani. Bezpieka wobec literatów”, który odbył się Sali Malinowej Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego, został zorganizowany przez Bibliotekę Polską POSK i jej dyrektorkę dr Dobrosławę Platt.

 

Pod prąd

Stanowili elitę. Władza ludowa zawsze hołubiła pisarzy, dziennikarzy, artystów. A ci nie szczędzili swoich talentów, sławiąc Stalina, Bieruta, komunistyczny system. Jedni z oportunizmu, inni z przekonania. Poglądy części z tych ludzi, na początku autentycznie zafascynowanych nową rzeczywistością, z czasem ewoluowały – podpisywali listy protestacyjne, przechodzili do opozycji, emigrowali z kraju. Ale nie było próżni, ich miejsce szybko zajmowali inni, bo chętnych na pupilków władzy nigdy nie brakuje. Podczas gdy jedni przez życie szli z otwartą przyłbicą, inni budowali swoją pozycję jako partyjni aparatczycy bądź kapusie. Dlaczego donosili na kolegów?

– Bo chcieli coś znaczyć, albo komuś zaszkodzić. Dostawali za to pieniądze, paszporty, mieszkania. Jeździli po świecie, wydawano ich twórczość, przyznawano nagrody. Często talentem i poziomem ustępowali innym, więc w uczciwej rywalizacji nie mieliby szans zaistnieć, a władza kreowała i budowała ich pozycję – mówi Siedlecka, podając przykład Ryszarda Kapuścińskiego. Niewątpliwie wybitnego reportażysty, uważanego za mistrza tego gatunku, ale… Przez lata jeździł po świecie, otaczała go aura niezależnego dziennikarza. Dopiero po śmierci okazało się, że szereg tekstów, które napisał, opierało się na fikcji i zasłyszanych relacjach, a nie na własnych przeżyciach. Co więcej, na jaw wyszły jego związki z tajną policją. Autor „Cesarza” i „Wojny futbolowej” nigdy się do tego nie przyznał, w przeciwieństwie do innego znanego reportera i scenarzysty Krzysztofa Kąkolewskiego.

Spotkanie wywołało duże zainteresowanie
Spotkanie wywołało duże zainteresowanie
Ten ostatni w swoich wspomnieniach przyznaje, że kiedy uczęszczał do szkoły, w czasach stalinowskich, miał kontakty z bezpieką. Jednak był to krótki okres, epizod będący przestrogą i nauczką na przyszłość.

– W dorosłym życiu Kąkolewski szedł pod prąd, w patriotycznym duchu wychowywał swoich studentów, nie łaknął taniej popularności. Był pod tym względem przeciwieństwem Kapuścińskiego, co mogę powiedzieć również jako naoczny świadek, gdyż byłam studentką zarówno jednego, jak i drugiego – podkreśla Siedlecka.

 

Agent 33

Nagradzany, fetowany, kreowany na intelektualną wyrocznię. Słynny pisarz, z aureolą opozycjonisty, Andrzej Szczypiorski u zarania III RP był dyżurnym autorytetem, wypowiadał się na różne tematy. Przestrzegał przed ksenofobią, krytykował wpływy Kościoła katolickiego, grzmiał na zwolenników lustracji. Po czasie okazało się, że był współpracownikiem SB. I to nie byle jakim. Donosił na kogo się dało, również na własnego ojca.

Niemniej zasłużony na tym polu był agent o pseudonimie „33”, czyli Kazimierz Koźniewski. Jego raporty na pisarzy, dziennikarzy, filmowców, harcerzy – ludzi ze środowiska w jakim się obracał – zajmują pokaźne miejsce w zbiorach Instytutu Pamięci Narodowej. Podobnie jak donosy Andrzeja Kuśniewicza, czy związanych z emigracją Włodzimierza Odojewskiego i hrabiego Wojciecha Dzieduszyckiego. Z kolei Lesław Bartelski, mimo że uchodził za pisarza sympatyzującego z systemem, nigdy nie zgodził się na donoszenie na kolegów. I bynajmniej nie oznaczało to zrujnowanie jego kariery.

Na drugim biegunie byli ludzie idący inną drogą. Mieli pod górkę, nie korzystali profitów, jak np. Zbigniew Herbert, ale pozostali sobą. Często ponosili konsekwencje swoich wyborów. Jak chociażby Ireneusz Iredyński, młody gniewny – poeta i prozaik – którego wrobiono w próbę gwałtu, za co przesiedział trzy lata w więzieniu. Albo Paweł Jasienica. Nie mogąc znaleźć na niego żadnych haków bezpieka podstawiła agentkę, w której pisarz się zakochał i ostatecznie ją poślubił. Żona donosiła na męża aż do jego śmierci.

Niektórzy trafiali do szpitali psychiatrycznych. W tym kontekście znamienny jest przypadek Władysława Broniewskiego. Miał różne okresy w życiu, ale kiedy Bierut zaproponował mu napisanie słów nowego hymnu narodowego (uznano, że jako jedyny ma do tego wystarczający talent) odmówił twierdząc, że to tak „jakbym orłowi polskiemu urwał głowę”. Ile osób byłoby na to stać – w okresie stalinowskiego terroru, w czasach kiedy Szymborska, Miłosz i inni pisali pochwalne panegiryki na cześć władzy ludowej?

 

Resortowe kariery

Jest absolwentką dziennikarstwa oraz psychologii i pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego. Reportażystka, eseistka, wykładowca w Wyższej Szkole Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie. Joanna Siedlecka nie boi się poruszać drażliwych tematów, spod jej pióra wyszły m.in. takie bestsellery jak „Czarny ptasior”, „Obława. Losy pisarzy represjonowanych”, „Kryptonim ‘Liryka’. Bezpieka wobec literatów”.

Dzisiejsze, sobotnie spotkanie, budzi emocje. Wykład, pytania z sali. A potem luźne rozmowy. Współpraca z władzą, postawy ludzi pióra, resortowe kariery. To temat rzeka.

„Esbeckie teczki są niewiarygodne, funkcjonariusze wpisywali w nich to, co chcieli”. Takie argumenty często wysuwają przeciwnicy lustracji.

– To bzdura. Można wiele zarzucić komunistycznej tajnej policji, ale na pewno nie byli to amatorzy, świetnie znali się na swoim fachu. Nikt nie fałszował akt, esbecy byli rozliczani ze swojej pracy, sprawdzani przez przełożonych, weryfikowani. I mieli efekty – mówi Siedlecka, dodając, że sieć informatorów znakomicie funkcjonowała. Dane uzyskiwane z różnych źródeł tworzyły spójną całość i były na tyle wiarygodne, że rzadko nagrywano rozmowy opierając się przede wszystkim na relacjach pisemnych i ustnych. Naiwne jest powielane często twierdzenie, że owszem, ktoś może i donosił, ale nie wyrządził nikomu krzywdy. Każda wiadomość, nawet pozornie błaha, miała znaczenie.

– Ludzie czasami pytają dlaczego zajmuję się tą tematyką, czy warto babrać się w brudach, że to już przeszłość. Problem w tym, że tamte czasy mają bezpośredni wpływ na nasze obecne życie. Jeśli sprawiedliwość ma zatriumfować, to nie można stawiać donosiciela na równi z jego ofiarą, a oprawcy z katem. To paradoks, że tajni współpracownicy i ich promotorzy aspirują do miana autorytetów i kreatorów obecnej rzeczywistości – podkreśla Joanna Siedlecka.

Tekst i fot. Piotr Gulbicki

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_