Postanowiłem zrobić drzewo. Oczywiście symboliczne, tzw. genologiczne czyli spisać historię rodziny. W domu jest potężne archiwum fotograficzne sięgające końca XIX wieku, są też stare dokumenty no i najważniejsze – żyją świadkowie pamiętający czasy przedwojenne. Mama zna z autopsji Kresy wieleńskie, ojciec zaś urodził się w Kosowie Poleskim na początku lat 30. ubiegłego wieku. Razem przeglądamy więc dawne papiery i fotografie: – A to kto na zdjęciu? – No, to jest wujek B. z dziećmi. – Ale przecież mówiliście, że wujek był księdzem. – Tak, ale to było przed wojną, a po wojnie wujek nie był już księdzem, tylko założył rodzinę i miał dzieci. – A to kto? – Twoja babcia kiedy miała 14 lat. Babcia siedzi w łódce na przepięknym jeziorze. Fotograf, który zrobił to zdjęcie, nie dysponował przecież żadnym „fotoszopem” ani innym programem komputerowym poprawiającym rzeczywistość, dlatego nie mam wątpliwości, że to jedno z najpiękniejszych jezior na świecie i wiem, że takie akweny istnieją tylko na Kresach. Tafla wody wygląda jak posrebrzona światłem księżyca, brzeg okryty kożuchem z trzcin, a nad wodą pochylają się malownicze wierzby. Czy to jezioro Snudy albo Strusto? Może Nieszczerdo? Nie, chyba zbyt duże. Więc zapewne jedno z licznych, bezimiennych jeziorek Polesia. Kolejne zdjęcie: – To twój dziadek na polowaniu z kolegami. Fotografia przyciąga uwagę krajobrazem, znowu malownicze Polesie z bezkresnymi bagnami i torfowiskami, karłowatymi drzewami i łachami piachu…
Gdzieś tam dziadek uganiał się za zwierzyną i choć nie popieram myślistwa, na zdjęcie patrzę z nostalgią. Chętnie zwiedziłbym (koniecznie z aparatem fotograficznym) tereny, na których dziadek osiedlił się i polował po I wojnie światowej, gdzie są najpiękniejsze na świecie jeziora i największe bagna Europy. Polesie to kraina dzikich zwierząt a ja marzę o spotkaniu króla tamtejszych bagien i lasów – łosia. Kto wie, może kiedyś… Na razie łatwiej jest spotkać dzika w Polsce niż łosia na Polesiu. Dzików mamy tyle, że możemy je eksportować w dowolnych ilościach i formie do każdego kraju na świecie. Pasztet z dzika? Proszę bardzo. Futro z dzika, nie ma problemu. Dziki dzik do przekopywania ogródka – bardzo chętnie, proszę tylko określić w zamówieniu jaki ma być: duży czy mały, ciemny a może jasny? Dzik na smyczy – o tak! To najnowsza moda, wyjątkowy szyk na Zachodzie! Dzik najlepszym przyjacielem człowieka i dlatego popieramy hodowlę tego gatunku w całej Europie, a nawet dalej. Przed II wojną światową dzików w Polsce było bardzo mało, zaledwie 16 tys. sztuk, więc myślę sobie, że dziadek żyjący na Polesiu miał nikłe szanse spotkać tam dzika. Łoś? Jeleń? Głuszec? – bardzo proszę, ile chcecie, ale dzika mógł zobaczyć tylko na obrazku w książce. Ja jestem w zgoła odmiennej sytuacji i dzika mogę obejrzeć na żywo niemal codziennie, w lesie, na polu, w telewizji a najczęściej… w mieście. O ile w Wielkiej Brytanii w miastach masowo zamieszkały lisy, w Polsce ich miejsce zajęły właśnie dziki. Według najnowszych obliczeń, w kraju żyje teraz prawie 300 tys. zwierząt i jak mówią niemal wszyscy-zbyt dużo. Dzików jest tak wiele i są tak bardzo ekspansywne, że w niektórych miastach bez strachu przed ludźmi penetrują śmietniki, grzebią w trawnikach pod blokami w biały dzień i spacerują między parkującymi samochodami. Dziki wędrują po plażach, nagabują opalających się turystów na plażach w Świnoujściu, dają się karmić z ręki i fotografują z przechodniami. Po prostu słodkie maskotki!
Ale wyjątkowo wielka populacja dzików to plaga dla rolników, którzy skarżą się na ogromne straty powodowane w uprawach. Z tego m. in. powodu polscy rolnicy wyjechali ostatnio ciągnikami na ulice, aby zaprotestować przeciwko polityce państwa. Dziki zżerają im wszystko co zasieją i zasadzą. I ja się wcale nie dziwię! Jakbym był dzikiem i miał gromadkę bachorów do wykarmienia, też poszedłbym do darmowej spiżarni którą jest pole, np. z kukurydzą! Wkurzeni rolnicy przyjechali ciągnikami do Warszawy i wołają, że Polska to dziczy kraj! Mają rację, ja też wolę oglądać dziki w lesie niż rolników w ciągnikach blokujących centrum Warszawy.
Andrzej Kisiel